środa, 15 lutego 2012

Co przyniósł luty czyli stos nr 2/2012 i coś dla Was

Co dla Was o tym później.
Choć luty jeszcze się nie skończył to mogę już pochwalić się co zasili szeregi moich lektur. Tych na półce i tych z biblioteki. Nie planuję bowiem więcej w lutym kupować ani wymieniać. Tyle póki co mi wystarczy.


Od góry:
- "Fałszywe lato" Liz Rigbey - z biblioteki,
- "Wypalone cienie" - K. Shamsie - z biblioteki,
- "Jak pomóc dziecku, które się boi" C.G. Last - z biblioteki,
- "Śmierć na parkiecie" - z biblioteki,
- "Wiktoriańska herbaciarnia" Debbie Macomber - zakup własny,
- "Zbieracz truskawek" Monika Feth - zakup własny,
- "Lepiej palić fajkę niż czarownice" ks. Adam Boniecki - zakup własny,
- "Ostatnie fado" Iwona Słabuszewska - Krauze -zakup własny,
- "Dziedzictwo" Nora Roberts - zakup własny,
- "Niebo Montany" Nora Roberts - zakup własny,
- "Koniec rzeki" Nora Roberts - zakup własny,
- "Willa" Nora Roberts - zakup własny,
- "Klub matek swatek. Operacja Londyn" Ewa Stec - zakup własny.

Jak widać króluje Nora Roberts. Jakoś tak wyszło w tym miesiącu. I bardzo duża część nabyta z własnych pieniędzy.
A teraz coś dla Was. Tak jak w ubiegłym miesiącu tak i teraz jedna książka ze stosu będzie do wylosowania. Która? Ja wybieram. Zadanie takie jak poprzednio. Pod tym postem napiszcie w komentarzy, które dwie książki przeczytałybyście najchętniej. Nie gwarantuję, że oddam akurat tę, którą wymienicie w komentarzu.
Losowanie 8 marca a zapisy do 7 marca. Nie informujcie o tym na swoich blogach. Niech książka trafi do tego, kto faktycznie do mnie zagląda a książkę wysyłam na terenie Polski. Poza granicę za przesyłkę płaci odbiorca.
No więc co najchętniej przeczytacie z mojego stosiku?

"Emma i ja" Elizabeth Flock

Nie da się zapomnieć świata widzianego oczami tej małej dziewczynki... Ośmioletnia Carrie Parker jest podobna do innych dziewczynek w jej wieku. Chodzi do szkoły, lubi się bawić, lubi też sobie pomarzyć o dalekich podróżach. Jednak nawet bogata wyobraŹnia nie pozwala jej uciec od bezwzględnych realiów dnia codziennego. Niegdyś w jej domu panowały miłość, radość i spokój to wszystko się zmieniło po tragicznej śmierci ojca. Rządy objął teraz agresywny ojczym, z lubością pastwiący się nad rodziną. Carrie pragnie uchronić przed atakami Richarda młodszą siostrę, złotowłosą, łagodną Emmę. Wie, że na pomoc matki nie ma co liczyć. Dziewczynki łączy wspólny smutny los i nienawiść do ojczyma. Udręczone do granic wytrzymałości, nieświadomie prowokują serię wydarzeń, które prowadzą do nieuchronnej tragedii...

Elizabeth Flock do tej pory napisała cztery 4 powieści. Wychowała się w Connecticut, ale często bywała w Teksasie, gdzie odwiedzała swoich dziadków i krewnych. Ukończyła uniwersytet Vanderbilta w Nashville w stanie Tennessee. Wkrótce po otrzymaniu dyplomu rozpoczęła pracę w magazynie "Vanity Fair". Następnie przeprowadziła się do San Francisco, gdzie pisała teksty do popularnych magazynów "Time" oraz "People", które niejednokrotnie były publikowane na pierwszych stronach. Przez pięć lat pracowała jako reporter prasowy, później zaczęła pracę w telewizji, gdzie pracowała dla 24 godzinnej stacji kablowej. Pisała także dla kanału informacyjnego w CNBC. Marzyła o Nowym Jorku. Po jakimś czasie została zatrudniona przez CBS.

Sięgając po "Emmę i ja" nie wiedziałam czego się spodziewać. Pierwsza książka autorki, z którą miałam do czynienia "Krzyk ciszy" nie zrobiła na mnie wrażenia i średnio mi się podobała. Ale "Emma i ja"...
Zaczęłam ją czytać przed snem z myślą, że poczytam, żeby zorientować się w książce i w nią wciągnąć. No to się wciągnęłam i poszłam spać o 1 w nocy przeczytawszy książkę do końca. Od tej powieści nie da się oderwać. Już pierwsza strona pozostawia w Tobie swój ślad i na tyle Cię zainteresuje, że nie odłożysz jej z byle powodu. A i sen nie wygra z Emmą i jej siostrą oraz rodziną.
Tytułowe dziewczynki opowiadają swoją historię gdy mieszkają już z ojczymem i swoją rodzoną matką. W rodzinie nie dzieje się dobrze i nie jest już kolorowo jak za życia ich biologicznego ojca. Bohaterki bardzo dobrze wspominają czas spędzony z ojcem choć ten wcale nie jest taki cacany. Ma za paznokciami bo zdradzał swoją żonę i na każdą kobietę patrzył porządliwie. Ojczym natomiast ma ciągle problemy z pracą, z alkoholem i podnosi rękę zarówno na swoją żonę a matkę dziewczynek jak i na same dziewczynki. Dziewczynki postanawiają więc uciec bo nie potrafią pomóc sobie i wiedzą, że ich życie ot tak się samo nie zmieni. Biorą więc swój los w swoje ręce.
W głowie mam mnóstwo myśli. Pierwsze słowa jakie mi do głowy przyszły po lekturze to "samo życie".
Bohaterki opowiadają o swoim życiu prostym, dziecięcym językiem jak na ośmiolatkę i sześciolatkę przystało. Ale nie ma tu języka dziecinnego. Jest za to świat widziany ich oczami.
To co mnie zaskoczyło w "Emmie i ja" to fakt, że nie było ludzi wokół nich, którzy tak na serio zainteresowaliby się życiem dziewczynek. Nawet najbliższa rodzina w postaci babki i ciotki, które na zaproszenie dzieci przyjechały w odwiedziny. Byłam przekonana, że po ich wizycie małe bohaterki będą mieszkały z ciotką albo babcią. Ale nie. Te wyjechały same pozostawiając los dziewczynek w rękach ojczyma.
Bardzo było mi żal tych sierotek bo nikt się nimi nie interesował. Owszem, jeden sąsiad spytał skąd te siniaki, sąsiadka robiła ciasteczka i czasem częstowała kolacją ale pomoc to była żadna.
Zakończenia książki się spodziewałam. Nie było więc dla mnie zaskoczenia. Zaskoczeniem dla mnie była prawda o Emmie. I dla Was też będzie bo w żadnym momencie autorka nie podpowiada kim jest Emma.

Zachęcam do przeczytania. Nie będzie to lekka lektura w stylu książek Nory Roberts ale nie zawiedziecie się. "Emmę i ja" porównuję do książek Jacka Ketchuma przesyconych przemocą fizyczną ale i psychiczną. A to wszystko dotyczące dzieci. Tych najbardziej bezbronnych i zależnych od nas, dorosłych.

Moja ocena 8/10

niedziela, 12 lutego 2012

"Tam gdzie ty" Jodi Picoult czyli homoseksualiści i ich dzieci

Po dziesięciu latach małżeństwa i długotrwałych bezskutecznych staraniach o dziecko, Zoe i Max Baxter postanawiają się rozstać. Zoe, ku własnemu zaskoczeniu, znajduje szczęście u boku kobiety, Max szuka pocieszenia w kościele. Lecz marzenie o dziecku trwa, i to, co wydawało się być na wyciągnięcie ręki, przeradza się w starcie światopoglądów i przekonań religijnych, w którym nie ma miejsca na sentymenty.

„Tam gdzie ty” to powieść o trudnych, często bardzo bolesnych wyborach oraz o tym, że każdy ma prawo do szczęścia. Ale czy na pewno?


Autorka przyznała, że pisząc "Tam gdzie ty", jej syn, nastolatek Kyle przyznał się, że jest gejem. Podsunął jej do przeczytania swój esej o byciu homoseksualistą. Książka ta stała się chyba też trochę prywatną sprawą autorki... Takie mam myśli.

Ta książka to już siódma bądź ósma spod pióra autorki, którą przeczytałam. Pierwszą, z którą się zetknęłam była "krucha jak lód".
Jakoś tak się stało, że nie do końca zdawałam sobie sprawę, jakiego tematu dotyczy ta najnowsza Jodi. Na początku myślałam, że poruszanym tematem jest bezdzietność
i bezpłodność małżeństwa chcącego mieć potomstwo. Tak jest ale to tylko przyczyna dalszych losów bohaterów. Jak bardzo się myliłam wiedzą ci, którzy mają już lekturę za sobą.
Książka, tak jak czytane do tej pory, podobała mi się. Nie przypadła mi tylko do gustu "Jak z obrazka". Owszem, lubię twórczość Jodi bo przedstawia ważne i niecodzienne sprawy i tematy życiowe.
Ale "Tam gdzie ty" nie jest dla mnie specjalnie poruszającą. A to za sprawą wielu osób, homoseksualistów, których znam i z którymi często mam do czynienia. A zwłaszcza jedna bo jest moim przyjacielem... Z racji znajomości z homoseksualistami i bywania w miejscach dla homoseksualistów nie razi mnie w oczy trzymanie się za ręce, całowanie czy poprawianie włosów drugiej połówce.
Jest jednak jedna rzecz, która zasiała na nowo w mojej głowie ziarenko. Temat posiadania dzieci przez pary homoseksualistów. O ile od zawsze jestem za prawnym usankcjonowaniem związków tych samych płci to do adopcji czy posiadania dzieci przez takie pary byłam na nie.
Po lekturze książki na nowo zaczęłam się zastanawiać jakie jest moje stanowisko w tej sprawy i właściwie dlaczego jestem a może byłam przeciwna? Bo nie mam jakiś konkretnych powodów. Skoro więc nie przeszkadza mi bycie gejem czy lesbijką i nie uważam, żeby ta cecha wynikała z wychowania to dlaczego nie aprobuję posiadania dzieci przez takie pary?

"Tam gdzie ty" pokazuje nasz świat i chyba jeszcze podejście większości ludzi do homoseksualizmu, uważając go za chorobę. Wielu wierzących ludzi twierdzi, że homoseksualizm można wyleczyć i próbuje to zrobić na wiele sposób. Mylne wrażenie pokutuje, że homoseksualista jest zboczeńcem i na pewno krzywdzi dzieci. Dla wielu gej czy lesbijka (chyba częściej gej) równa się zboczeniec i pedofil. Ale dlaczego? Bo tak nas wychowywano. Nas to znaczy katolików. Takie mam wrażenie, że to właśnie katolicy są większością nie akceptującą osób homo. I nawet ci przeciwni nie zdają sobie sprawy ilu wokół nich jest homo. Ilu ludzi w mediach, polityce, kulturze, rozrywce itp ukrywa się ze swoją orientacją.
Gdybym tak zrobiła wpis z nazwiskami... Tylko po co?
Książka J.Picoult przedstawia nam życie osób tej samej płci ale też pokazuje, że tacy ludzie, mają prawo do szczęścia. Do szczęścia, które my posiadamy i biologicznie mamy większe szanse na takie szczęście. Na drugim planie poznajemy matkę Zoe, która na początku przeżywa szok na wieść o lesbijskich skłonnościach córki ale z czasem akceptuje to i chce, żeby córka była szczęśliwa.

Bardzo cenię sobie osoby, które przyznały się do swojej orientacji jak na przykład autor Jacek Poniedziałek czy Tomasz Raczek. Do dzisiaj pamiętam jak mój przyjaciel spytany przeze mnie wprost czy jest gejem, zaprzeczył. A za kilka dni przyznał mi się, że faktycznie jest gejem. Zaprzeczył ze strachu i obawy, że tak łatwo go rozszyfrowałam a on chce pozostać anonimowy. Moje serducho kochane...

Miała być recenzja książki a wyszedł chyba bardziej prywatny wywód na temat homoseksualizmu i posiadania dzieci przez gejów i lesbijki.
Cieszę się, że Jodi poruszyła ten temat bo ja sama zaczęłam się zastanawiać nad posiadaniem dzieci przez homo a to dużo. Bo nawet jeśli tylko ja zmieniłam zdanie to jest do dużo.

Moja recenzja 
7/10

niedziela, 5 lutego 2012

Wyniki losowania ze stosiku styczniowego

No i stało się. Ja już wiem do kogo powędruje książka niespodzianka ze stosiku :) I wiem już jaka.
W losowaniu nie brałam pod uwagę tych komentarzy, gdzie na przykład było tylko "zgłaszam się". Jasno określiłam, że trzeba napisać jaką książkę ze stosiku chciałybyście przeczytać.
Książka niespodzianka powędruje do Bishoujo Gratuluję i na Twój adres czekam do środy włącznie. Wyślij mi go emailem. Jeśli się po nagrodę nie zgłosisz to książka powędruje do kogoś innego.

Zmykam czytać...

"Krawcowa z Madrytu" Maria Dueñas


Maria Dueñas jest hiszpanką, filologiem i wykładowcą. "Krawcowa z Madrytu" to jej bardzo udany debiut. Trochę szkoda, bo po takiej lekturze aż chciałoby się wziąć do ręki kolejną książkę autorki i przenieść do innego świata a tu na razie nie można. Mam nadzieję i liczę na kolejną książkę Hiszpanki.

Młoda utalentowana krawcowa Sira wyjeżdża z Madrytu w przededniu wojny domowej. Wraz z kochankiem udaje się do Maroka, mając nadzieję na lepsze życie. Tymczasem kochanek znika bez śladu, zostawiając kobietę w dramatycznej sytuacji, samą na obcej ziemi. Po licznych perypetiach Sira wraca do Madrytu i otwiera tam wytworne atelier mody damskiej. Europa stoi u progu II wojny światowej. Odtąd losy Siry splatają się z życiem postaci historycznych: byłego franksistowskiego ministra, jego ekscentrycznej kochanki, szefa brytyjskiego wywiadu. Za ich namową Sira podejmie się ryzykownej misji.
Świetna wartka narracja prowadzi nas do owianych legendą enkklaw kolonialnych w Afryce Północnej do promienieckiego Madrytu po zakończeniu wojny domowej i kosmopolitycznej Lizbony, pełnej szpiegów i uciekinierów. ukryj.



Uwielbiam takie książki. Takie, które wciągają Cię od pierwszej strony, wciąż się coś dzieje, główny bohater staje przed wieloma, trudnymi wyborami, są dobrzy i źli ludzie, tajemnice, romans, pytania, ciekawość i prawie sześćset stron udanej lektury. Książka już na pierwszy rzut oka budzi ciekawość. Tytuł intryguje.
Jesteśmy u progu II wojny światowej a w książce przeplatają się bogaci i ubodzy ludzie. Każdy ma swój świat, każdy żyje jak tylko może. Jedni kombinują i mają się lepiej, mogąc sobie pozwolić na lepsze życie a drudzy ledwo dają radę wiązać koniec z końcem.
Kilka dni temu późnym wieczorem usiadłam wygodnie w fotelu i zaczęłam czytać z myślą, że poczytam kilka minut i pójdę spać. Skończyłam czytać gdy dotarłam do dwusetnej strony i wcale nie chciałam odkładać tej pozycji na bok. Następnego dnia szukałam okazji aby znowu śledzić losy krawcowej Siry. Cieszyłam się jak dziecko wiedząc, że przede mną jeszcze dużo czytania bo lektura mnie strasznie wciągnęła. Cała fabuła dzieje się na tle historycznym i choć nie przepadam za historią tutaj wogóle mi nie przeszkadzała.

Z maszyną do szycia mam niewiele wspólnego ale przyznam się Wam, że z przyjemnością czytałam o pracowni krawieckiej Siry, o zakupach w pasmanteriach, dodatkach i strojach oraz żurnalach i wykrojach. Przy tym wszystkim byłam w Hiszpanii, Maroku, Lizbonie.

Wielowątkowa powieść uwiedzie czytelnika, który lubuje się w książce napisanej przystępnym i ciekawym językiem. Ciągle coś się dzieje choć nie jest to powieść sensacyjna. Czytając zastanawiałam się co jeszcze może przydarzyć się głównej bohaterce i z tym większym zainteresowaniem poznawałam jej dalsze losy.
Sira to kobieta silna choć chyba jeszcze o tym nie wie. Dojrzewa w miarę poznawania jej historii. Sira to kobieta, która dla sprawy potrafi wiele zrobić, wiele znieść. Najpierw należy do niskiej klasy i życie jej i matki nie jest usłane różami. Ale traf chce, że poznaje mężczyznę, który zawrócił jej w głowie i wywrócił życie do góry nogami. I teraz przyszła mi myśl do głowy, że gdyby nie poznała Ramira to pewnie nie miałaby szansy obracać się w środowisku dygnitarzy, głów państwowych, nie bywałaby na salonach i nie szyła odważnych kreacji dla bogatych kobiet.
Znowu mam do czynienia z silną i odważną kobietą a takie kobiety lubię najbardziej. Nie tylko w literaturze ale i w życiu. Chętnie na miesiąc a może i kilka miesięcy stałabym się Sirą mimo pewnych konsekwencji.

"Krawcowa z Madrytu" z pewnością stała się jedną z moich ulubionych książek ale i bohaterek. Wiem, że za jakiś czas z wielką przyjemnością przypomnę sobie losy Siry i jej perypetie krawieckie i polityczne. A jak mnie ktoś zapyta jaka jest moja ulubiona książka to bez wahania odpowiem, że "Krawcowa z Madrytu". W domu będę miała swój egzemplarz książki, żeby móc nie raz do niej wrócić.

Moja ocena 
9/10

środa, 1 lutego 2012

Wyniki łapania licznika i kto napisał 1000 komentarz...

Zaczynałam się już bać, że 1000 komentarz nie padnie tak szybko... Tuz przed tysięcznym komentarzem nastała cisza... Dokładnie dwa komentarze przed zrobiło się cicho. Ale padł pierwszy tysiąc i mam nadzieję, kolejny tysiąc komentarzy napiszecie szybciej. Będzie też niespodzianka dla piszących komentarze ale o tym na końcu.

Zaczniemy od łapania licznika. Padło magiczne 22222. A na pięć dwójek trafił RUCZEK i dostanie... To Wam pokaże w następnym poście. Ruczek nie pisze bloga więc go nie podlinkuję ale oto print screen

A teraz komentarz. 1000 komentarz napisała zainspirowana Książkę wyślę do końca miesiąca, tak jak obiecałam choć nadal mam problem z wyborem jaką.

A żeby Was zachęcić do komentowania od dzisiaj każdy pozostawiony komentarz bierze udział w losowaniu książki. Ostatniego dnia danego miesiąca, spośród zostawionych komentarzy w danym miesiącu rozlosuję jedną książkę niespodziankę. Im częściej będziecie komentować tym większą macie szansę na książkę.