Dziś będzie krótko i na temat. Kto złapie 22222 na liczniku i wyśle mi screena na e-maila dostanie coś w sam raz na Walentynki. Spokojnie prezent dotrze na czas. Czeka już spakowany w różowy papier :)
I druga sprawa. Nagrodzę też 1000 komentarz. A do tysiąca brakuje już tylko kilkunastu... Tu w podziękowaniu za komentarz dana osoba dostanie oczywiście książkę. Jaką? Jeszcze sama nie wiem ale dopasuję coś do gustu osoby pozostawiającej tysięczny komentarz.
A zdjęcie? A tak mnie naszło na czekoladę. Częstujcie się póki gorąca...
Zdjęcie pochodzi z sieci i nie jest mojego autorstwa.
poniedziałek, 30 stycznia 2012
niedziela, 29 stycznia 2012
"Babunia" Frederique Deghelt
Jade, dziennikarka, nie zgadza się, by jej babcię, Jeanne, oddano do domu starców i zamieszkują razem w Paryżu. Ku jej zdumieniu babcia, prosta osiemdziesięciolatka ze wsi, kryje niezwykłą osobowość: przez całe życie potajemnie czytała książki! Jade pokazuje Jeanne rękopis swojej powieści z prośbą o ocenę. Babcia opowie jej w zamian, dlaczego swoje czytanie musiała ukrywać… Rzecz o wzajemnym szacunku i miłości, o literaturze, która łączy ludzi bez względu na wiek i o więzach przeszłości z dniem dzisiejszym. Zaskakująca puenta.
Babunia. Ale Babunia pisane przez wielkie B. Książka przeplata różne myśli i spostrzeżenia Babuni i wnuczki. Wnuczka decyduje się zabrać Babunię do siebie gdy dowiaduje się, że córki Babuni chcą ją oddać do domu starców. Oczywiście wnuczka o imieniu Jade jest pełna obaw ale zabiera Babunię do siebie. I tu zaczyna się nowe życie zarówno dla Jade jak i Babuni. Bo obydwie muszą na nowo nauczyć się żyć i mieszkać z kimś. Do tej pory mieszkały same.
Udaje się im żyć w symbiozie. Babunia jest pełna życia choć chora. Pomaga wnuczce jak może, szyje wymarzone zasłony dla Jade, gotuje od czasu do czasu obiady. Ale równie często chodzą na posiłki do zaprzyjaźnionych restauracyjek, których pełno jest w Paryżu. Babunia uczy się żyć w dużym i i zatłoczonym mieście. Wyznaje wnuczce swoją największą tajemnicę i tak się im życie toczy. Obydwie przeżywają w tym samym czasie miłość i w związku z miłością mają obawy co stanie się z tą drugą.
Aż dobrniemy do końca... Zaskoczenie? Ja na to powiem, życie...
Książka inna niż wszystkie. Dla mnie bardzo dobra lektura, po przesłodzonych książkach. "Babunia" to życiowe pytania i odpowiedzi. To pokazanie problemu ludzi w podeszłym wieku, którzy coraz częściej są balastem gdy nie mogą sami się sobą zająć. Ale również ludzi, którzy mimo sił witalnych i posiadania swoich dzieci są niechciani przez najbliższych. Bo nasza Babunia jest pełną życia kobietą, która któregoś dnia zasłabła i to był powód aby jej dzieci chciały oddać ją do domu opieki. Czy to był wystarczający powód? Na szczęście Jade pomyślała o Babuni i zaopiekowała się nią. A raczej wzięła ją pod swój dach i pozwoliła Babuni na dalsze życie.
Czytając książkę często zastanawiałam się co ja bym zrobiła na miejscu Jade albo na miejscu dzieci Babuni. Wyobraziłam sobie sytuację, że moja Babcia jest Babunią. A co będzie gdy ja kiedyś będę miała lat osiemdziesiąt? Czy moje dzieci też bez mrugnięcia okiem podejmą decyzję o oddaniu mnie do domu pomocy bez skonsultowania sprawy ze mną? Tak się przecież miało stać w życiu Babuni.
W codziennej gonitwie zapominamy o najbliższych gdy ci potrzebują naszej pomocy. I nie chodzi tu nawet o jakąś ciężką i wymagającą naszył sił i czasu pomoc. Ot zwykłe zakupy czy sprzątnięcie w domu.
Książka niesłychanie życiowa i społeczna. Mało dialogów ale czyta się ją rewelacyjnie. Szybko, płynnie. Tak jakbym słuchała opowiadania na przemian z ust Jade i Babuni. Czytelnik widzi tę samą albo podobną sytuację oczami dwóch różnych kobiet. Kobiet, które dzielą ale i łączą pokolenia. Wnuczka radzi się Babuni. Babunia uczy się od wnuczki. Każda zaufała drugiej choć bywają chwile wstydu i wciąż pojawiają się kolejne pytania.
Autorka tak realnie przedstawiał cała historię, że gdy przeczytałam książkę do końca i poznałam prawdę, wróciłam do początku książki. Chciałam sprawdzić czy nie przeoczyłam czegoś, co skierowałoby mnie na zakończenie historii.
Jak umarła Babunia? Jak żyła? Kto był jej bliski? Jaką tajemnicę wyjawiła wnuczce?
Będziecie zaskoczeni zakończeniem ale książka na pewno pozostanie Wam na długo w pamięci.
Zdecydowanie polecam. I wiem już jaki autor niebawem znowu zagości na kartach książki, którą z wielką przyjemnością przeczytam.
Moja ocena
9/10
piątek, 27 stycznia 2012
"Magiczne miejsce" prosto z Włóczykijki
Któż z nas nie marzył o ucieczce z pełnego zgiełku, hałaśliwego miasta na cudowną wieś, gdzie czas płynie innym trybem i można spotkać niezwykłych ludzi?
Nowa powieść „Magiczne miejsce” opowiada historię życia na prowincji, w małej, ale za to bardzo malowniczej wiosce. Jej mieszkańcy są niezwykle oryginalnymi osobami: ktoś po amatorsku zajmuje się astronomią, inna osoba wytwarza perfumy dawnymi metodami, jest pasjonat piractwa i literatury marynistycznej.
W książce pojawia się wątek miłosny, jest też historia przygodowo-kryminalna.
Po raz pierwszy miałam okazję przeczytać książkę napisaną przez Agnieszkę Krawczyk. Dzięki Słowem Pisanym o Polskich Autorach miałam ku temu okazję. Cieszę się, że z niej skorzystałam. Do książki podchodziłam trochę z obawą, że znowu to będzie niewypał i wyślę książkę dalej po przeczytaniu dwudziestu stron. Na szczęście doczytałam do końca. Jestem świeżo po spakowaniu książki do następnej osoby. Jeszcze nie wiem kto nią będzie. Ale do rzeczy.
Pierwszym zaskoczeniem dla mnie był fakt, że głównym bohaterem jest mężczyzna a nie kobieta. Tak nas autorzy przyzwyczaili a tu niespodzianka. Witek, bo to on kupił posiadłość, którą później będzie w książce remontował, przypomina mi trochę naszego Radosława Sikorskiego. Też pracuje w MSZecie i również ma pałacyk poza dużym miastem, który wyremontował za swoje pieniądze. Lektura trochę kojarzy mi się z twórczością Kasi Michalak - "Rok w Poziomce".
Do Włóczykijki usiadłam wczoraj z myślą, że mam sporo do czytania a terminy z biblioteki gonią. Na domiar złego do pierwszego lutego musiałam odebrać jeszcze zarezerwowaną książkę z biblioteki inaczej znowu musiałabym na nią czekać. No to trzeba nadgonić czytanie, pomyślałam. Dzisiaj wieczorem usiadłam wygodnie w fotelu i zanim herbata zdążyła dobrze ostygnąć, dokończyłam to co wczoraj zaczęłam.
Drugie rzecz, na którą zwróciłam uwagę (a może mi się tylko tak wydaje?) to częste opisy sytuacji tuż przed dialogiem. We wszystkich książkach, które przeczytałam najpierw jest tekst, który wypowiada bohater a dopiero po nim dopisane, na przykład "Ida odwróciła głowę w stronę okna". Tutaj najpierw autorka napisała "Ida odwróciła głowę w stronę okna" i powiedziała bla, bla, bla. Dialog najczęściej nie zaczyna się od nowej linijki tylko jest napisany w środku wiersza.
Co do fabuły. Za słodko jak dla mnie. Ostatnio kilka takich słodkich książek przeczytałam i się już zasłodziłam. Ile można czytać, że wszystkim wszystko się udaje nawet jak spotyka ich jakieś niepowodzenie? Czy życie zawsze pisze scenariusze z dobrym zakończeniem? Nie zawsze. Brakowało mi również złego charakteru bo tutaj wszyscy mieli dobre.
Wątku miłosnego można się spodziewać. Poruszenie tematu Graala nawiązujące według mnie ewidentnie do "Kodu Leonarda da Vinci" Dana Brown. No i jak Anek słusznie zauważyła, w "Magicznym miejscu" wszyscy dużo czytają i to dobrych książek a nie jakiś romansideł.
Książka mnie wciągnęła choć przyznam, że momentami jest nudna jak dla mnie. Za słodko, za miło, za magicznie i bajkowo.
Powinna dalej wędrować bo mimo moich wątpliwości czyta się ją fajnie, szybko i nie jest zła. Chętnie i z ciekawością sięgnę po kolejną twórczość Agnieszki Krawczyk.
Dziękuję organizatorom Włóczykijki i czekam na następną Włóczykijkę. Gdyby nie oni z pewnością przeoczyłabym "Magiczne miejsce" bo nie przyciąga okładką...
Moja ocena
8/10
środa, 25 stycznia 2012
Co przyniósł styczeń czyli pierwszy stos w tym roku i losowanie
Sama nie wiem kiedy tyle się tego uzbierało. Tu jedna, tam dwie, dzisiaj trzy, któregoś dnia znowu kilka. Dopiero teraz widzę, że nie jest źle pod względem nowych książek w mojej biblioteczce. Tylko żal, że mało czasu na czytanie i nie mogę czytać jeszcze szybciej. Eh
Od dołu od lewej patrząc:
- "Dziewczyny wojenne" Łukasz Modelski, prezent urodzinowy, bardzo chciałam ją mieć i nie żałuję, jestem w trakcie czytania i delektuję się nią,
- kalendarz książkowy z Mikołajkiem od wydawnictwa ZNAK emotikon,
- "Jaśki" Jean Philippe Arrou Vignod też wydawnictwa ZNAK emotikon, pewnie napiszę recenzję,
- "Koszmarny Karolek czyta książkę" Franceska Simon jak wyżej, recenzyjna,
- "Paddington zdaje egzamin" Michael Bond, również recenzyjna od ZNAKu a recenzja tutaj,
- "Kochanie chcę Ci powiedzieć" L. Young, z biblioteki publicznej,
- "Babunia" F. Deghelt, z biblioteki publicznej,
- "Podwójne życie" O. Harris, też z zasobów publicznej biblioteki,
- "Magiczne miejsce" Agnieszka Krawczyk, Włóczykijka,
i prawa strona od dołu
- "Prowansalski balsam na złamane serca" Bridget Asher, zakup własny z LC,
- "Tam gdzie ty" Jodi Picoul, też zakup własny z LC, nie spodziewałam się, że tak szybko będzie moja,
- "Idealna rodzina" Pam Lewis, jak wyżej,
- "Zapach żółtych róż" Sherryl Woods, (już przeczytana) pożyczona od dobrej duszyczki,
- "Klaudyna w szkole, Klaudyna w Paryżu" Colette, z biblioteki wzięta z półki "książka gratis"
- "Małżeństwo Klaudyny, Klaudyna odchodzi" Colette, jak wyżej,
- "Czterech mężczyzn na brzegu lasu" Stanisława Fleszarowa-Muskat, jak wyżej,
- "Wybrane zagadnienia z fizyki katastrof" Marisha Pessl, prezent urodzinowy.
To tyle. Mało? Na jakiś czas wystarczy.
Chcecie jedną z tych książek? Oczywiście pomijając te z biblioteki i Włóczykijkę. Nie wiem czy to będzie Jodi Picoul. Zależy jak bardzo będzie mi się ona podobała. Ale mogę Wam jedną książkę podarować. Ja wybieram którą.
Zostawcie komentarz z informacją, którą książkę, z tych ze stosu chciałybyście przeczytać najbardziej a ja 5 lutego wylosuję jedną osobę. Książkę wyślę natomiast do końca lutego.
No to zmykam oddać się "Magicznemu miejscu"...
Od dołu od lewej patrząc:
- "Dziewczyny wojenne" Łukasz Modelski, prezent urodzinowy, bardzo chciałam ją mieć i nie żałuję, jestem w trakcie czytania i delektuję się nią,
- kalendarz książkowy z Mikołajkiem od wydawnictwa ZNAK emotikon,
- "Jaśki" Jean Philippe Arrou Vignod też wydawnictwa ZNAK emotikon, pewnie napiszę recenzję,
- "Koszmarny Karolek czyta książkę" Franceska Simon jak wyżej, recenzyjna,
- "Paddington zdaje egzamin" Michael Bond, również recenzyjna od ZNAKu a recenzja tutaj,
- "Kochanie chcę Ci powiedzieć" L. Young, z biblioteki publicznej,
- "Babunia" F. Deghelt, z biblioteki publicznej,
- "Podwójne życie" O. Harris, też z zasobów publicznej biblioteki,
- "Magiczne miejsce" Agnieszka Krawczyk, Włóczykijka,
i prawa strona od dołu
- "Prowansalski balsam na złamane serca" Bridget Asher, zakup własny z LC,
- "Tam gdzie ty" Jodi Picoul, też zakup własny z LC, nie spodziewałam się, że tak szybko będzie moja,
- "Idealna rodzina" Pam Lewis, jak wyżej,
- "Zapach żółtych róż" Sherryl Woods, (już przeczytana) pożyczona od dobrej duszyczki,
- "Klaudyna w szkole, Klaudyna w Paryżu" Colette, z biblioteki wzięta z półki "książka gratis"
- "Małżeństwo Klaudyny, Klaudyna odchodzi" Colette, jak wyżej,
- "Czterech mężczyzn na brzegu lasu" Stanisława Fleszarowa-Muskat, jak wyżej,
- "Wybrane zagadnienia z fizyki katastrof" Marisha Pessl, prezent urodzinowy.
To tyle. Mało? Na jakiś czas wystarczy.
Chcecie jedną z tych książek? Oczywiście pomijając te z biblioteki i Włóczykijkę. Nie wiem czy to będzie Jodi Picoul. Zależy jak bardzo będzie mi się ona podobała. Ale mogę Wam jedną książkę podarować. Ja wybieram którą.
Zostawcie komentarz z informacją, którą książkę, z tych ze stosu chciałybyście przeczytać najbardziej a ja 5 lutego wylosuję jedną osobę. Książkę wyślę natomiast do końca lutego.
No to zmykam oddać się "Magicznemu miejscu"...
niedziela, 22 stycznia 2012
"Paddington zdaje egzamin" klasyczna opowieść o niedźwiadku... Michael Bond
W kolejnej książeczce miś Paddington przystępuje do egzaminu na prawo jazdy i udaje mu się go zdać, mimo że egzaminator usiadł w samochodzie na kanapkach z marmoladą. Jednak nawet dla surowego instruktora niedźwiedź za kierownicą to niesłychana rzadkość, a szczególnie taki w niebieskim płaszczyku i kaloszach. Subtelny, prawdziwie angielski humor bawi nie tylko dzieci, jest cudownym lekarstwem na szare jesienne dni dla całej rodziny.
Michael Bond jest angielskim pisarzem najbardziej znanym jako autor serii o Paddingtonie. Napisał również słuchowiska radiowe i opowiadania. Ale nie zajmował się od zawsze pisaniem. W czasie II wojny światowej służył w Royal Air Force a po wojnie pracował w BBC jako kamerzysta. Pierwsza książeczkę o Paddingtonie wydano w 1958 roku i był to na tyle duży sukces wydawniczy, że Michael Bond pisał dalej o przygodach niedźwiadka.
Jako dziecko czytałam już przygody Paddingtona i był to mój ulubiony miś. Nie, nie Kubuś Puchatek ale Paddington właśnie. Z przyjemnością i ciekawością przeczytałam więc jego kolejne historie, odkładając na bok aktualnie czytane pozycje. Książka zawiera siedem opowiadań/rozdziałów o przygodach i zdarzeniach z życia rodziny Brown i ich członka Paddingtona. Buzia mi się sama uśmiechała bo wróciłam do beztroskiego dzieciństwa i znowu spotkałam się z niesfornym i ciekawskim misiem. Paddington to taka mała ja. Wszędzie musi wsadzić swój mały, czarny nosek i sprawdzić wszystko na swoim futerku. Oczywiście ja małego, czarnego noska nie miałam ale też wszędzie musiałam wejść, wszystko dotknąć, na własne oczy zobaczyć i sprawdzić.
Książka zawiera rysunki, najczęściej głównego bohatera. W żaden sposób nie odrywają one czytelnika od lektury. Delikatnie podpowiadają wyobraźni jak w danej chwili miś wygląda, co robi albo jak się czuje. Dzięki temu w głowie rodzi się film i czujemy się jak w kinie. Zabawne historie misia są jak z życia wzięte większości dzieci. A przy tym zawsze dobrze się kończą. Miś może liczyć na swoją przybraną rodzinę Brown a sam pamięta o ważnych datach swoich opiekunów jak urodziny pana Browna.
Żeby nie było za kolorowo, sąsiadem państwa Brown jest pan Curry. A Paddington plus pan Curry równa się kłopoty.
Miś Paddington jest misiem edukującym. Daje dobre przykłady, uczy się na błędach i jest dobrym misiem. Nie zachowuje się stereotypowo więc nie wiadomo czego można się po nim spodziewać. Przez to książkę czyta się jeszcze fajniej i z większym zainteresowaniem.
Każdy rozdział nawiązuje do poprzedniego i ma się wrażenie, że jedno opowiadanie to jeden dzień z życia misia. Lekturę czyta się płynnie a jęyk jest przystępny nawet dla małego czytelnika.
Zdecydowanie polecam przygody Paddingtona nie tylko dzieciom ale również dorosłym czytelnikom. Nie ma tu zawiści, romansów, morderstw. Jest miłość, uczynność, ciekawość świata i ludzi oraz nauka przez własne doświadczenia. Myślę, że każdy chętnie wróci do lat z dzieciństwa by na nowo poznać niedźwiadka i jego pomysły. Czytelnik nie znudzi się lekturą i przy niej nie uśnie.
A ja już szukam okazji, żeby powiększyć swój księgozbiór o kolejne niespodziewane historie Paddingtona.
Cena: 25,90zł według mnie ciut za wysoka choć książeczka wydana jest w twardej oprawie. Ale rysunki nie są kolorowe.
Moja ocena
8/10
Książkę otrzymałam bezpośrednio od wydawnictwa Znak emotikon
poniedziałek, 16 stycznia 2012
"Koszmarny Karolek czyta książkę" Francesca Simon
Kolejna niezwykle zabawna książeczka w serii dla najmłodszych czytelników.
Koszmarny Karolek ma przed sobą nie lada wyzwanie: jak wygrać konkurs czytelniczy, nie czytając ani jednej książki? Odpowiedź jest bardzo prosta - trzeba je samemu bardzo szybko napisać i wielka wygrana jest już w kieszeni.
Poznałam Karolka, który należy do pomysłowych ale leniwych dzieci. Książkę czyta się błyskawicznie ponieważ na każdej stronie jest duży rysunek i tylko dwa, trzy zdania opowiadania. Moje wrażenia są mieszane. Pozytywne z racji dużej ilości dużych i kolorowych rysunków oraz poręcznego formatu. Negatywne z racji języka, który skierowany jest przecież do najmłodszych dzieci. Już samo określenie "koszmarny" jest pejoratywne. Z książeczki czytelnik dowie się też, że w klasie Karolka jest Ordynarny Olo czy Chciwy Henio. Pani nauczycielka jest panią Kat - Toporską. Na szczęście jest też pozytywny bohater i tak poznajemy Doskonałego Dominika - brata naszego Karolka.
Pierwszy raz miałam w rękach książkę o Koszmarnym Karolku. Po raz pierwszy od bardzo dawna czytałam też książkę o tematyce skierowanej do dzieci. Z przyjemnością więc przypomniałam sobie książkowy świat dzieci. I mimo mieszanych uczuć co do książki z chęcią przeczytam co Karolek wymyśli następnym razem. Polecam, choć może nie najmłodszym dzieciom, które dopiero poznały literki. Według mnie ta lektura przeznaczona jest do tych dzieci, które poznały już trochę świata i potrafią odróżnić dobre i złe zachowania.
Cena: 17,90zł według mnie za duża jak na taką książeczkę.
Moja ocena: 6/10
Książkę otrzymałam bezpośrednio od wydawnictwa
niedziela, 8 stycznia 2012
Odejście psa przyjaciela...
Wczoraj uspaliśmy naszego domownika psa. Miał 13 lat i wabił się Pluto.
Trafił do nas przez przypadek. To on wybrał nas a nie my jego. Prawdopodobnie komuś uciekł albo ktoś go wyrzucił. I siedział pod naszą bramą. Nie pomagało wyprowadzanie psa od naszej bramu bo ciągle pod nią wracał no i już został. W moje imieniny. Miał około roku. Był chory i nie miał apetytu. Wyleczyliśmy go i zamieszkał z nami. Miał swoja budę. Nie był absolutnie na łańcuchu. Uwielbiał chodzić na spacery. Nie ugryzł nigdy nikogo. Nie latał za suczkami.
Zaraz po Bożym Narodzeniu nie jadł i słaniał się na łapach. U weterynarza trudno było określić co mu dolega. Miał kilka przypadłości. Zapadniętą śledzionę, bardzo powiększone serce, chore nerki, złą morfologię. Przez dwa tygodnie miał w domu kroplówki i kilka razy dziennie dostawał lekarstwa. Potem spuchła mu łapa. Przy szczegółowych badaniach okazało się, że jeszcze nowotwór jądra. Od kilu dni znowu nie miał apetytu choć normalnie już chodził. Gdyby go ktoś zobaczył to powiedziałby, że psu nie dajemy jeść bo kości miał widoczne i zapadnięty brzuch z braku apetytu. Wczoraj tata wspólnie z weterynarzem podjęli decyzję, że najlepszym rozwiązaniem dla psa i dla nas jest eutanazja.
Tata wrócił do domu bez Pluta... W domu panuje żałoba a wszystko przypomina nam o naszym przyjacielu i domowniku. Pusta buda, z której nie wystaje pysk, sprzątnięte miski na jedzenie i wodę. Nikt nie szczeka na podwórku, nie przybiega żeby go pogłaskać...Drugi pies wąchał dzisiaj jego budę. A buda pusta...
I tylko pozostaje pytanie czy dobrze zrobiliśmy podejmując taką decyzję? A może udałoby się Pluta wyleczyć i żyłby jeszcze z nami kilka lat?
A ja siedzę i płaczę... Za kilka dni moje urodziny i już wiem co chciałabym na nie dostać. Zdrowego Pluta...
Wtedy, gdy do nas przyszedł i siedział pod bramą uratowaliśmy go i daliśmy dom oraz miłość. A wczoraj zawiedliśmy jego zaufanie do nas bo świadomie wybraliśmy dla niego śmierć... I to boli najbardziej...
I to są minusy posiadania zwierząt. Łzy po ich stracie...
A w domu są jeszcze dwa koty i pies. I chcemy mieć następne zwierzęta...
Trafił do nas przez przypadek. To on wybrał nas a nie my jego. Prawdopodobnie komuś uciekł albo ktoś go wyrzucił. I siedział pod naszą bramą. Nie pomagało wyprowadzanie psa od naszej bramu bo ciągle pod nią wracał no i już został. W moje imieniny. Miał około roku. Był chory i nie miał apetytu. Wyleczyliśmy go i zamieszkał z nami. Miał swoja budę. Nie był absolutnie na łańcuchu. Uwielbiał chodzić na spacery. Nie ugryzł nigdy nikogo. Nie latał za suczkami.
Zaraz po Bożym Narodzeniu nie jadł i słaniał się na łapach. U weterynarza trudno było określić co mu dolega. Miał kilka przypadłości. Zapadniętą śledzionę, bardzo powiększone serce, chore nerki, złą morfologię. Przez dwa tygodnie miał w domu kroplówki i kilka razy dziennie dostawał lekarstwa. Potem spuchła mu łapa. Przy szczegółowych badaniach okazało się, że jeszcze nowotwór jądra. Od kilu dni znowu nie miał apetytu choć normalnie już chodził. Gdyby go ktoś zobaczył to powiedziałby, że psu nie dajemy jeść bo kości miał widoczne i zapadnięty brzuch z braku apetytu. Wczoraj tata wspólnie z weterynarzem podjęli decyzję, że najlepszym rozwiązaniem dla psa i dla nas jest eutanazja.
Tata wrócił do domu bez Pluta... W domu panuje żałoba a wszystko przypomina nam o naszym przyjacielu i domowniku. Pusta buda, z której nie wystaje pysk, sprzątnięte miski na jedzenie i wodę. Nikt nie szczeka na podwórku, nie przybiega żeby go pogłaskać...Drugi pies wąchał dzisiaj jego budę. A buda pusta...
I tylko pozostaje pytanie czy dobrze zrobiliśmy podejmując taką decyzję? A może udałoby się Pluta wyleczyć i żyłby jeszcze z nami kilka lat?
A ja siedzę i płaczę... Za kilka dni moje urodziny i już wiem co chciałabym na nie dostać. Zdrowego Pluta...
Wtedy, gdy do nas przyszedł i siedział pod bramą uratowaliśmy go i daliśmy dom oraz miłość. A wczoraj zawiedliśmy jego zaufanie do nas bo świadomie wybraliśmy dla niego śmierć... I to boli najbardziej...
I to są minusy posiadania zwierząt. Łzy po ich stracie...
A w domu są jeszcze dwa koty i pies. I chcemy mieć następne zwierzęta...
poniedziałek, 2 stycznia 2012
"MIłośnica" Marii Nurowskiej
Jakiś czas temu a było to w ubiegłym roku czyli bardzo dawno, dotarła do mnie kolejna Włóczykijka" i była to "Miłośnica" Marii Nurowskiej.
Pierwsza książka Marii Nurowskiej, którą przeczytałam to był "Rosyjski kochanek". Nie byłam tą lekturą zachwycona ale chciałam przeczytać coś jeszcze tej samej autorki.
W moje ręce trafiła "Miłośnica". Byłam ciekawa historii i postaci Krystyny Skarbek bo fascynują mnie silne kobiety. Narratorka Ewa ma zebrać materiały na temat Krystyny Skarbek. I tyle wiem bo tylko tyle przeczytałam. Po kilku stronach zrezygnowałam. Rozczarowałam się bo książka do mnie nie trafiła. Nie przeczytałam jej ponieważ, według mnie, książka nie jest porywająca. Nie porwała mnie ani książka, ani narratorka ani Krystyna Skarbek.
Może za jakiś czas zrobię jeszcze jedno podejście do "Miłośnicy".
Przed nami 2012 rok. Kolejny rok więc i kolejne wyzwania. Wzięłam udział w wyzwaniu Z półki i od razu wybieram poziom 4. A to znaczy, że w ciągu bieżącego roku mam przeczytać co najmniej 16 książek, które mam w swojej bibliotece w domu i muszą to być książki nabyte najpóźniej w 2011 roku.
Pierwsza książka Marii Nurowskiej, którą przeczytałam to był "Rosyjski kochanek". Nie byłam tą lekturą zachwycona ale chciałam przeczytać coś jeszcze tej samej autorki.
W moje ręce trafiła "Miłośnica". Byłam ciekawa historii i postaci Krystyny Skarbek bo fascynują mnie silne kobiety. Narratorka Ewa ma zebrać materiały na temat Krystyny Skarbek. I tyle wiem bo tylko tyle przeczytałam. Po kilku stronach zrezygnowałam. Rozczarowałam się bo książka do mnie nie trafiła. Nie przeczytałam jej ponieważ, według mnie, książka nie jest porywająca. Nie porwała mnie ani książka, ani narratorka ani Krystyna Skarbek.
Może za jakiś czas zrobię jeszcze jedno podejście do "Miłośnicy".
Przed nami 2012 rok. Kolejny rok więc i kolejne wyzwania. Wzięłam udział w wyzwaniu Z półki i od razu wybieram poziom 4. A to znaczy, że w ciągu bieżącego roku mam przeczytać co najmniej 16 książek, które mam w swojej bibliotece w domu i muszą to być książki nabyte najpóźniej w 2011 roku.
Subskrybuj:
Posty (Atom)