wtorek, 26 lutego 2013

"Sugar Man" czyli co w głowie mi siedzi po seansie...

Wczoraj dostałam e-mailem info, że wygrałam podwójne zaproszenie do kina na wieczorny seans. Tytuł "Sugar Man" niewiele mi mówił. Owszem, o uszy się obił i mniej więcej wiedziałam co to ale obawiałam się, że na filmie będę spała... No i było to wyjście bez Emilki. A gdy jest się mamą 24h na dobę przez 365 dni w roku i tak już 2 lata i 8 miesięcy to wyjście na 4 godziny z domu bez dziecka jest jak wakacje :)

Nie spałam... Z racji świetnej muzyki przede wszystkim choć nie tylko. Wciągająca historia. I choć człowiek spodziewa się rozwiązania i odpowiedzi na pytania to jest zaskoczony przez autorów i opowiadaną historię.
Polecam film dla lubiących kino niekomercyjne, dla lubiących dokument i dla fanów dobrej muzyki. Ale nie takiej łubu-dubu :)

Film skończył się około godz. 20:00 a mi wciąż w głowie siedzi ścieżka dźwiękowa, która równocześnie jest muzyką Sixto Rodriqeza... Najbardziej podoba mi się utwór trzeci czyli "Crucify Your Mind".
Słuchajcie z zamkniętymi oczami...


sobota, 23 lutego 2013

Stos 3/2013

Jestem z siebie dumna bo nie kupuję kolejnych książek a jedynie się wymieniam lub zdobywam w różny sposób. Na przykład w postaci prezentu urodzinowego :)

Stos książek zdobytych w lutym prezentuje się tak:


Od góry:

- "Znikający króliczek" i "Tajemniczy kucyk" seria Magic Molly od wydawnictwa Znak emotikon do recenzji,
- "Tajemnica Abigel" Magdalena Szabo,
- "Magiczna gondola" Eva Voller, obydwie to prezenty urodzinowe, których się nie spodziewałam. Owszem, książek się spodziewałam ale nie aż tak trafionych choć nie planowałam ich przeczytać  :)
-  "Urojenie" Janusza Koryla, wymiana na LC, przeczytana i jestem rozczarowana... Od początku spodziewałam się rozwiązania zagadki...
- "Dotyk Gwen Frost" Jennifer Estep, z wymiany,
- "Kieliszek trucizny" P.D. Baccalario, z wymiany,
- "Bez przebaczenia" Agnieszki Lingas-Łoniewskiej z wymiany.

Na zdjęciu nie ma "Roku, który zmienił wszystko" bo obecnie leży na szafce przy łóżku w sypialni a to znaczy, że książka jest przeze mnie czytana :) A w moje ręce wpadła prosto z biblioteki. Jeszcze cieplutka, nikt przede mną z czytelników nie odcisnął na niej swoich odcisków  :)

Którą chciałybyście/chcielibyście przeczytać? Jak się Wam podobało "Urojenie"? Polecacie" "Dotyk Gwen Frost" czy "Tajemnicę Abigel"?

Oczywiście kolejne książki do mnie są w drodze...




piątek, 15 lutego 2013

"Pięcioro dzieci i coś" Edith Nesbit

Muszę się Wam przyznać, że choć uwielbiałam czytać jako dziecko to nie miałam do czynienia z autorką a więc nie czytałam również tej książki. Dziwne? Nawet nie pamiętam, żebym gdzieś w bibliotekach tę książkę spotkała. Zupełnie nie wiedziałam czego spodziewać się po książce "Pięcioro dzieci i coś"...



Zwyczajne dzieci – Cyryl, Robert, Antea, Janeczka i Baranek, czyli ich najmłodszy brat, który nazywa się tak, bo kiedy pierwszy raz się odezwał, powiedział „mee!” – przeżywają niezwyczajne przygody za sprawą magicznych osób i przedmiotów. Dzieci mogą podróżować po całym świecie, a także do przyszłości i przeszłości. Zawsze jednak najważniejsze są dla nich przyjaźń, dobro rodziny, wzajemna lojalność.















Rzecz dzieje się na wsi lata temu. Gdy jeździło się karetą a w domu była służba. Oczywiście kareta i służba nie były dla każdego. Nasi mali bohaterowie mieli jednak te wygody na codzień. Cyryla, Roberta, Anteę i Janeczkę nie dzieli wielka różnica wieku. Ale mają jeszcze jednego brata Baranka. Nie ma on oczywiście na imię Baranek ale tak na niego wszyscy wołają. Baranek ma dwa lata i jak na dwulatka przystało jest wszystkiego ciekawy, ciągle zadaje pytania, chce być noszony na rękach i chce zawsze bawić się ze starszym rodzeństwem. A starsze rodzeństwo nie zawsze chce bawić się z Barankiem i chętnie pozbywają się towarzystwa brata gdy tylko mogą. Dzieci wymyślają sobie różne zabawy a ich dzień mija od śniadania do obiadu, od obiadu do podwieczorku i od podwieczorku do kolacji aby skończyć się w łóżkach. Gdy rodzice dzieci pilnie opuszczają dom, rodzeństwo zostaje w domu same. A jak się jest samemu w domu to jest nudno. Dzieci wymyślają zabawę w kamieniołomie i tam wykopują z piasku Piaskoludka. Piaskoludek jest cudownym stworzeniem bo okazuje się, że potrafi spełniać marzenia. No i dopiero teraz się zaczynają dzieciom przydarzać niestworzone historie. A wszystkiemu winne są dzieci rzecz jasna. Czego mogą chcieć dzieci? Być dorosłym, mieć górę pieniędzy, mieć skrzydła i latać albo, żeby wszyscy chcieli Baranka... A z takie życzenia nie kończą się dobrze. No bo kto widział skrzydła u dzieci? Nawet u dorosłych nikt skrzydeł nie widział... Jakie jeszcze życzenia będą miały dzieci? Czy każda przygoda dobrze się skończy? Co się stanie z Piaskoludkiem, gdy spełni już wszystkie życzenia dzieci? Jak na zabawne i groźne sytuacje wynikające ze spełnianych życzeń będą reagowali dorośli? Czy dzieci wyciągną wnioski ze swoich życzeń?

Przygody dzieciaków czyta się bardzo szybko. Lektura należy do lekkich i przyjemnych i jest lekturą, po której w głowie kłębi się trochę pytań i przemyśleń. Jeden dzień czyli jedno życzenie opisane jest w osobnym rozdziale. Spokojnie można odłożyć książkę po przeczytaniu rozdziału aby w wolnej chwili znowu przeżywać przygody wynikające ze spełnionego życzenia pięciorga dzieci. Choć ja napisałabym, że to są życzenia czworga dzieci bo Baranek swojego życzenia nie miał sposobności wypowiedzieć choć czynnie brał udział w spełnionych życzeniach... Gdy mija dzień, przychodzą dzieciom do głowy różne myśli. Morał po każdym dniu ale nie płynący z ust dorosłych a z ust dzieci, którym ów dzień upłynął.

Książka wydana jest w bardzo poręcznym formacie. Mniejsza niż tradycyjna książka, idealnie pasuje do ręki i do torebki. Wygodnie się ją czyta. Twarda obwoluta a do tego jeszcze zakładka w postaci sznurka w książce. Taka zakładka to coś czego mi często w książkach brakuje.

Choć rzadko wpadają mi w oko błędy edytorskie to tym razem jednak kilka w oko mi wpadło. Ale nie są to błędy, przez które źle się książkę czyta. Ot są i tyle. Najbardziej jednak jak już wspomniałam, pasuje mi format książki i ta zakładka... Przez format książka wygląda na grubaśną choć w rzeczywistości taka nie jest. Do tego dosyć spora czcionka i urocze rysunki w środku sprawiają, że po "Pięcioro dzieci i coś" sięgnie młody ale i dorosły czytelnik choćby po to, aby znowu stać się dzieckiem...
A ostatnie życzenie dzieci będzie inne od poprzednich. Inne bo dzieci nabiorą rozumu i doświadczenia z życzeniami... 

Moja ocena
7/10

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Znak emotikon