piątek, 30 grudnia 2011

Mój dzień w książkach 2011

No już czas najwyższy wziąć udział w zabawie rozpoczętej przez lirael bo do końca 2010 roku niewiele pozostało.


U mnie dzień w książkach wyglądał tak:

Zaczęłam dzień "Szeptem".
W drodze do pracy zobaczyłam "Dziewczynę z sąsiedztwa"
i przeszłam obok "Kufra babki Alicji",
żeby uniknąć "Wody dla słoni",
ale oczywiście zatrzymałam się przy "Jedynym dziecku".
W biurze szef powiedział: "Kłamstwo"
i zlecił mi zbadanie "Kobiety bez twarzy".
W czasie obiadu z "Saszeńką"
zauważyłam "Rzekę szaleństwa"
pod "Makatką".
Potem wróciłam do swojego biurka "Sanktuarium".
Następnie, w drodze do domu, kupiłam "Drżenie"
ponieważ mam "Efekt kobiety".
Przygotowując się do snu, wzięłam "Zamówienie z Francji"
i uczyłam się "Oblicza zdrady",
zanim powiedziałam dobranoc "Dziewczynie komendanta".

środa, 21 grudnia 2011

Dekoracji ciąg dalszy

oczywiście świątecznych dekoracji. Wczoraj, jak Emilka się wyspała ale była jeszcze w łóżeczku, weszłam do pokoju niosąc mała choineczkę. Emilka zasłoniła buzie ręką w geście "o rany..." Teraz jak wchodzimy do pokoju to od razu pokazuje choineczkę stojącą na parapecie. Wczoraj kupiliśmy też choinkę do pokoju. Choinkę żywą oczywiście, która rosła w szkółce. Ale tę choinkę pokaże dopiero w sobotę bo wówczas będziemy ją stroić. A dokładnie będzie to robiła Emilka. Ciekawe ile zostanie całych bombek... Na szczęście kupiłam trochę dekoracji materiałowych i są bombki plastikowe więc nie będzie tak źle. Szklane bombki powędrują na górę choinki a na dole będą bezpieczne dekoracje.

A tak prezentuje się parapet w sypialni


Zrobiłam też dekorację z jemioły, czerwonej wstążeczki i koronki. A wszystko powiesiłam pod sufitem i tam będziemy z mężem kraść sobie wzajemnie buziaki.

I na koniec abażurek uszyty przez jerz_ynke na zaświeconej lampce. Nie mogę się na niego napatrzeć. Jest idealny.

Następnym razem pokażę Wam dekoracje domu na zewnątrz i choinkę na podwórku oraz kuchnię. Wszystko w świątecznym klimacie.

piątek, 16 grudnia 2011

Ho, ho, ho! Czy są tu jakieś grzeczne dzieci?

Tak przecież mówi Św. Mikołaj gdy do dziecka przychodzi, prawda? W każdym razie jak przychodził do mnie i mojej siostry to tak zawsze mówił. No, czasem zostawiał worek z prezentami za drzwiami a czasem mamy kożuch rozchodził mu się na brzuchu... Raz, gdy Św. Mikołaj chciał kucnąć, bo małe byłyśmy, popruły mi się spodnie... I zawsze działo się tak, że jak Mikołaj przychodził to taty nie było akurat w domu bo tata poszedł szukać Mikołaja...
Ale do rzeczy a nie od rzeczy. U nas Św. Mikołaj już był i zostawił część prezentu dla Emilki. Powiedział, że przyjdzie jeszcze za tydzień ale póki co zostawia to co ma, żeby nie zgubić po drodze. No i worek z prezentami już czeka na swoją małą właścicielkę. Na szczęście nie musimy tego worka specjalnie chować po szafach bo Emilka jeszcze mała i sama nie da rady sama drzwi do pokoju otworzyć a i pomieszczeń u nas pod dostatkiem.

A teraz chwalę się ja. Jakiś czas temu pokazywałam Wam abażurki, które uszyła dla mnie jerzy_nka a teraz mogę pokazać nowy abażurek. Również uszyty przez wspomnianą Jerzy_nkę. Abażur na lampę stojącą oczywiście w sypialni. Prezentuje się tak

A tutaj moje zimowe i świąteczne dekoracje. A za oknem wiosna...



Oczywiście to nie wszystko bo nie wszystko już gotowe. Dzisiaj, gdy Emilka poszła spać umyłam dwa okna, wstawiłam firanki do prania i jedne już powiesiłam. No i uporałam się z podłogą w piwnicy. Najpierw zamiotłam a potem na mokro. A piwnica nie mała. Prawie 100 metrów kwadratowych więc jest co sprzątać. Jutro tradycyjne porządki jak co sobotę a reszta okien i firanek w tygodniu. Na piątek za tydzień będę miała podłogi i dywany oraz na mokro podłogi. No i kurze powycierać. W sobotę stół przygotować i pomóc mamie w kuchni.
A teraz czekam z niecierpliwością na uszytą zazdrostkę do kuchni i koszyczki tamże. Pokażę i Wam jak tylko zamieszkają na swoich miejscach.

I Emilka ze swoim przyjacielem. Nie, nie chodzi o Kubusia tylko o smoka...

wtorek, 6 grudnia 2011

Wyniki Mikołajkowego candy

Wyniki chciałam Wam podać tuż po północy ale poległam i uciekłam do łóżka o 23:30
Do końca nie zdradzę co jest nagrodą. Dopiero jak przesyłka dotrze na miejsce i wylosowana osoba da mi znać to pokażę co było do wylosowania.

Zanim jednak podam wyniki losowania to odpowiem na Wasze pytania.
Haniu, możesz do tytułowej herbaty przynieść ciasto. A jeśli będzie to ciasto własnej roboty to przynieś od razu całą blaszkę.

Anju, Mikołaj przynosi prezenty również tym dzieciom grzecznym inaczej tylko wtedy nie są to prezenty z listu do Mikołaja... Grzeczne natomiast dostają to co chcą.

Dudqo, ja książek nie chowam. Stoją sobie pod telewizorem na półce, na regale, na półkach wiszących na ścianie, w koszyczku czekają na bieżąco na czytanie. No i w kartonie jednym, faktycznie są schowane bo jeszcze ich nie czytałam i czekają na swoją kolej.

AW, mongolski katar to mnie atakuje ale tylko w weekendy. I jest nim (katarem mongolskim) mój mąż. I zastanawiam się tylko po co ten katar przywiózł nam Bilguun?

AM2308, oczywiście że mi również brakuje czasu.

LavInArt, moja ulubiona potrawa Wigilijna to oczywiście pierogi z postną kapustą i grzybami. Jem w ilościach nieskończonych a potem po Pasterce jeszcze jem pierożki...

NyuChii, w domu ze znajomymi oczywiście i od kilku lat jest to mój ulubiony sposób spędzenia Sylwestra.

Skimmia, nie pamiętam niestety, jaką książkę przeczytałam sama...

Raeszko, na bezludną wyspę wzięła bym moją córeczkę. Bo rozumiem, że człowieka też miałaś na myśli zadając mi pytanie?

April79, lubię zaglądać i jawnie i podglądać jak ludzie mieszkają i co robią. Jak byłam mała to z siostrą często siedziałyśmy na krzesłach przy oknie w naszym domu i patrzyłyśmy na przeciwko w okna drugiego bloku. Oj różne rzeczy widziałyśmy, różne...

Barbarotoja, zastrzegłam, że nie będzie to książka bo tym razem miałam inny pomysł na prezent. A swoją drogą to oczywiście uważam, że książka jest bardzo dobrym prezentem.

Zainspirowana, moja pierwsza myśl po przebudzeniu to "chcę jeszcze spać."

Bożeno, tak statystycznie to wychodzi pół na pół: jednakową ilość razy mam gości w domu co chodzę w gości do innych.

Niebieskości, misiowi ucho urwałam ja bo ja taki psociuch jestem.

Tino, oczywiście że piłam kawę. I powiem a raczej napiszę Ci, że kawę piję codziennie. Ale z mlekiem bo czarnej nie lubię. I nie lubię fusiastej kawy.

No teraz czas na wyniki.
Zrobiłam losy. Ten, kto zadał pytanie miał dwa swoje losy. Pozostali po jednym.
Niespodzianka powędruje do April79. Na Twój adres wysłany e-mailem czekam do piątku włącznie.

No to tyle w kwestii losowania.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

A mi już się właśnie taka marzy...

Mroźna, biała i śnieżna...
Pomyślicie, że jestem dziwna ale lubię wrócić do domu ze spaceru, gdy pada śnieg a pod butami skrzypi śnieg. Gdy światła odbijają się w leżącym wszędzie puchu a z nieba lecą kolejne gwiazdki... Gdy mróz na szybach maluje rysunki a ja się im przyglądam i z mamą zgadujemy co tym razem mróz zmalował.
Cieszę się jak dziecko gdy na podwórku biało a zaspy po odśnieżaniu zakryły lampy oświetlające ogródek.
Gdy jadąc do pracy czekam na autobus lub tramwaj a w ręku mam gorącą kawę. Gdy muszę się ciepło ubrać. Gdy śnieg strzepuję z kaptura i tupię nogami. Gdy wszyscy dookoła chowają buzie przed śniegiem, gdy nosy mamy czerwone. Gdy zimno w ręce a rękawiczki są nieodzownym atrybutem naszego stroju. Gdy po ulicach jeżdżą pługi. Gdy w samochodach wciąż pracują wycieraczki odsuwając śnieg, gdy trzeba skrobać szyby...
I może mróz trzymać nawet do końca lutego. Oby tylko przyszła do nas prawdziwa, biała i mroźna zima.
Zapraszam...


Żadne z przedstawionych tutaj zdjęć nie jest mojego autorstwa. Zdjęcia te znalazłam w internecie wpisując w wyszukiwarce hasło "zima".

piątek, 2 grudnia 2011

Moja przesyłka w ramach wymianki Z książką przy kominku

Pewnie większość Was bierze udział albo słyszało, czytało o wymiance książkowej Z książką przy kominku. Ja dostałam swoją przesyłkę niespodziankę jako pierwsza ze wszystkich biorących udział. Nie pochwaliłam się książką, przepraszam. Wyleciało mi z głowy a raczej wogóle do niej nie wleciało. Tak się cieszyłam tym, że dostałam. Przesyłkę dla Bożeny wysłałam we środę ale na szczęście zdążyłam. Paczuszka była u niej wczoraj, zgodnie z moimi przewidywaniami i mogę już teraz Wam pokazać co Bożena ode mnie dostała.
Proszę bardzo. Teraz możecie jej zazdroscić:

Z książek powędrowały do niej:
- "Kobieta bez twarzy" Anny Fryczkowskiej,
- "Oczarowani i zagubienie" Nory Roberts,
- "Słodycz zemsty" Romemary Rogers,
prócz tego zakładki, karteczka ręcznie robiona choć nie przeze mnie, herbatka owocowa, kawa rozpuszczalna, kisiel, budyń, kartki świąteczne (dla dzieciaków raczej), karty do gry Piotruś z Kubusiem Puchatkiem, dwie roletki zapachowe i śnieżynki do przyklejenia na szybę. Zapomniała bym. I szydełkowa serwetka.
Nie wiem czy niespodzianka się jej spodobała choć napisała, że tak.
Jeśli nie brałyście udziału w tej wymiance a chciałybyście to jest taka szansa. Musicie pilnie śledzić mój blog i blog Sabinki bo pewnie tam będzie informacja o kolejnej wymiance. Zaglądajcie tez na bloga Z książką przy kominku bo tutaj też może pojawić się informacja i zapisy.

Jeszcze jedną rzeczą chciałam się Wam pochwalić. Udało się szczęśliwie tak, że trafiłam na 50, 555 odsłonę bloga Uli. A już myślałam, że mi candy koło nosa przeszło bo prawie je przegapiłam.
Słowo jedno dotyczące mojego candy na Mikołajki. Zdradzę Wam, że cukierkiem będzie coś z napisem HOME...

środa, 30 listopada 2011

Stosik na grudzień, rozwiązanie zagadki i inne dyrdymały


Od góry:
- "Drżenie" Maggie Stiefvater,
- "Pokuta" Anne Rice,
- "Mroczny szept" Gena Showalter,
- "Anioł" Cliff McNish - te cztery książki pożyczył mi Bujaczek, za co serdecznie Bujaczku dziękuję,
- "Mroczny sekret" z miejskiej biblioteki,
- "Części intymne" z miejskiej biblioteki,
- "Krwawy fiolet" również z miejskiej biblioteki,
- "Kłamstwa", jak wyżej,
- "Sekretna córka" jak wyżej, już przeczytana i serdecznie ją polecam,
- "Domek nad morzem" Maria Ulatowska efekt wymiany na Targu książek
- "Mikołajek" kupiony na Naszej Księgarni jako końcówka nakładu, do biblioteczki Emilki,
- "Niebieskie migdały" Katarzyna Zyskowska-Ignaciak jak wyżej ale kupiony jako lekko uszkodzona,
- Ania z Wyspy Księcia Edwarda Lucy Montgomery zakup własny.

To tyle jeśli chodzi o mój grudniowy stosik.
Zagadka. Pamiętacie mój poprzedni post? Pytanie brzmiało: co wczoraj kupiłam? Z przykrością muszę stwierdzić, że nie udało się ani jednej osobie poprawnie odpowiedzieć na zagadkę. Najczęściej odpowiedzią były poduszki. A poduszki i uszyte poszewki przez Romantyczną kobietę mam już od kilku miesięcy jeśli nie dłużej. Pokazywałam je już na blogu. Prawidłowa odpowiedź to: aparat fotograficzny. Podpowiedzią były zdjęcia a nie to co na zdjęciach... Zagadka za trudna albo podpowiedź za trudna. Następna zagadka będzie łatwiejsza. Wymyślę coś.

Wysłałam dzisiaj paczkę na wymiankę z książką przy kominku. Mam nadzieję, że jutro przesyłka będzie na miejscu i wówczas pokażę Wam co znalazło się w przesyłce. Z książkami to na bank trafiłam w dziesiątkę dla blogowiczki ale jak z dodatkami do książek to się okaże.

U mnie w pracy 9 grudnia będzie Mikołajkowa impreza dla dzieci pracowników więc idę z Emilką. Dowiedziałam się też, że pomimo bycia na urlopie wychowawczym dostanę dla Emilki na Boże Narodzenie paczkę ze słodyczami i prezentami - zabawkami jak każde dziecko pracownika firmy. No i dostanę, jak co roku, bony na Święta. A już myślałam, że z racji wychowawczego nie będę wzięta pod uwagę.

Wracając jeszcze do Waszych blogów. Z wielką przyjemnością oglądam Wasze domy w świątecznych dekoracjach. Zaglądam do Was nawet po kilka razy w tygodniu nawet jak nie piszecie kolejnego posta. Uwielbiam zaglądać do Waszych domów i cieszyć oczy Waszymi pomysłami na dekoracje. Jutro już 1 grudnia. W oknach powieszę gwiazdki zrobione na szydełku przez Dorotę. i pewnie coś jeszcze wymyślę ale to już bliżej Bożego Narodzenia. A gdyby tak jeszcze spadł prawdziwy śnieg... Wiecie, że tęsknie za śniegiem? A Wy?

I Emilka na koniec

poniedziałek, 21 listopada 2011

Zagadka i dekoracje w sypialni

Macie ochotę na zagadkę? Nie wiem czy będzie nagroda ale warto spróbować...
Podpowiedzią są zdjęcia. A pytanie brzmi: co wczoraj kupiłam?
A na zdjęciach sypialnia a dokładniej dekoracje sypialniane i oczywiście moje szczęście - Emilka


Znacie już odpowiedź? Po namyśle: będzie nagroda. Spośród poprawnych odpowiedzi wylosuję szczęśliwą osobę. Odpowiedzi możecie zamieszczać pod tym postem.
A w następnym poście pochwalę się swoją biblioteczką. Zgodnie z zaproszeniem do zabawy od Leny. Dziękuję Lenko.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Emilka znowu w tv i nowości w sypialni

Materiał emitowany był w TVP2 3 listopada bieżącego roku. I chciałam Wam pochwalić się Emilką bo i Emilka jest bohaterką owego materiału. Nie zwracajcie uwagi na moją historię proszę. Było, minęło... Czas leczy rany ale nie powoduje, że człowiek zapomina...
Zapraszam. Materiał z Emilką jest filmem na początku programu. Oglądajcie i podziwiajcie moją laleczkę tutaj.

Chciałam Wam jeszcze się pochwalić, co uszyła dla mnie jerz_ynka. Serdecznie Ci dziękuję jerz_ynko.
Zdjęcia nie są pierwszej klasy bo robiłam je gdy już za oknem się ściemniało no i wciąż nie dorobiłam się dobrego sprzętu do pstrykania. Ale już niedługo...
A oto i moje śliczności:


a to drugi abażurek
Abażurki uszyte są na lampkę nocną w sypialni.

niedziela, 6 listopada 2011

Niedzielnu spacer po Parku Łazienkowskim

Tak jakoś nas naszło, żeby dzisiaj wybrać się przed obiadem na spacer do parku.
Byliśmy o 11:00 na miejscu. Na początku było trochę chłodno. Wiał chłodny wiatr i ręce marzły więc musieliśmy z mężem chować je w kieszeniach. Emilka była zaopatrzona w rękawiczki.
Bliżej godziny 12 w parku było już więcej spacerujących.
Nie wzięliśmy orzeszków niestety, więc nie nakarmiliśmy wiewiórek i ptaszków ale i tak wiewiórki do nas podchodziły sprawdzić czy mamy dla nich smakołyki.
Za tydzień znowu będzie można nas spotkać na spacerze w parku ale tym razem będziemy mieli orzeszki dla zwierzaczków.

A poniżej kilka zdjęć z naszego spaceru a raczej ze spaceru Emilki. Nas dorosłych nie ma co fotografować ;)





To kto jeszcze będzie na spacerze w parku w piątek 11 listopada?

czwartek, 3 listopada 2011

Mikołajkowe CANDY

Czas leci. Za nami Wszystkich Świętych a to znaczy, że lada moment zobaczymy wystawy udekorowane Mikołajami, bombkami, choinkami i światełkami.
Przyznam, że trochę mnie to denerwuje, że biznes czas liczy od okazji do okazji, od świąt do świąt.
Ja też poczyniłam już kroki w kierunku świąt. Kartki na Boże Narodzenie już zakupione. Za kilka dni będą u mnie w domu. Myślę o dekoracjach w domu. W tym roku będzie u mnie pachniało suszonymi pomarańczami i jabłkami z goździkami i cynamonem. Nie wiem jeszcze czy będziemy mieć choinkę stojącą na podłodze i wysoką na prawie 2 metry. Emilka chociaż grzeczna to pewnie będzie się interesowała choinką, bombkami i światełkami. Czy choinka u nas na górze będzie to się jeszcze okaże. Pewnie zaryzykujemy tylko będę musiała jej (Emilki) bardzo pilnować.

Moje drogie blogowiczki i blogowicze.
Zasady znacie. Podlinkowany banerek u siebie. Macie czas do ostatniego momentu zostawić komentarz pod tym postem. A wylosowana osoba dostanie niespodziankę. Nie, nie będzie to książka.
I jeszcze jedno. Wśród chętnych rozlosuję też drugą osobę, która zada mi najfajniejsze pytanie. Najfajniejsze oczywiście według mnie. Od razu mówię, że nie wiem czy będą odpowiedzi na Wasze pytania. Bo nie chodzi o moje odpowiedzi tylko o Wasze pytania. Jeśli więc chcecie mieć dwa losy w losowaniu to czekam na pytanie w komentarzu.
Proszę, żeby każda osoba zostawiła tylko jeden komentarz.

A zdjęcie do podlinkowania macie tutaj

czwartek, 27 października 2011

Prezent dla Młodej Pary

Dzisiaj chciałam Wam pokazać prezent, jaki dostanie ode mnie pewne małżeństwo.
Prezent zrobiła własnoręcznie Ania-Brises. Śmiało mogę powiedzieć, że Ania jest moją ulubioną artystką i prędko nie rozstanę się z jej pracami.
U mnie tylko jedno zdjęcie, oczywiście autorstwa Brises. Cały album zobaczycie właśnie u mojej ulubionej Ani.


Aniu, bardzo dziękuję. Jeszcze nie raz coś dla mnie zmajstrujesz. Obiecuję!

środa, 26 października 2011

Fotolift w Art Piaskownicy

Po raz pierwszy biorę udział w takiej zabawie. Ślędzę zadania w Art Piaskownicy ale zawsze jakoś się nie składało. Pomysłu na zdjęcie nie miałam. Ale teraz mam.
Tak się prezentuje wyzawanie


a to moja interpretacja. Tyci krzesełko Emilki. Dla porównania wielkości krzesełka specjalnie na zdjęciu jest kontakt.
Tyci Emilka, tyci krzesełko...

Niebawem pokaże Wam co tym razem zrobiła dla mnie kochana i utalentowana Brises.

czwartek, 20 października 2011

Różne różności oraz zapachniało świętami

W pracy nudno. Szkolenie to przypominanie sobie wszystkich wiadomości, które muszę wiedzieć gdzie są w razie gdyby klient o to zapytał. Ale to również aplikacje, na których pracuję. Jest ich ponad 15... Wydawać by się mogło, że jest tylko kilka rzeczy, o które może zapytać abonent telefoniczny telefonu komórkowego. Pomyliłby się ten, kto tak twierdzi. Klienci potrafią zadać różne pytania i czasem nie wiadomo czy pytają na serio czy żartują. No ale taka praca. A ja tę pracę (pracę z ludźmi i dla ludzi) lubię. Wracając do szkolenia. 4 tygodnie przypominania sobie i słuchania rozmów innych pracowników z klientami a potem 2 tygodnie pracy "na słuchawkach". Te 2 tygodnie to jeszcze czas ochronny i przez te tygodnie nie podlegam ocenie w pracy. Nudziłam się więc do tej pory w pracy. A to w necie siedziałam, Wasze blogi czytałam, na allegro kupowałam i książki pochłaniałam. Ładnie zrymowałam?

Nie będę miała "czasu ochronnego" pracując na słuchawkach ani nie będę mogła już czytać książek w pracy i pierdzieć w stołek. Czeka mnie bowiem inne zajęcie. Bardziej absorbujące. Od listopada wracam na urlop wychowawczy. A wszystko za sprawą Emilki oczywiście. Wciąż kaszle. Dzisiaj nad ranem i teraz wieczorem miała i ma stan podgorączkowy. Chyba męczącą noc przede mną. Poza tym przeliczając zarobki i wydatki (żłobek, benzyna na samochód i to co z pensji zostanie po opłatach) to zostanie mi około 500zł. Więc nie będzie żłobka, nie będzie kupowania benzyny do samochodu a zasiłek wychowawczy razem z rodzinnym równa się 468zł. Czy dla kogoś te przeliczenia nie są przekonujące? A najważniejsze, że Emilka nie będzie chorowała i będzie ze mną. Raz w tygodniu pójdziemy do klubu, gdzie spotykają się mamy z dziećmi, będziemy z Emilką chodziły na basen. Spotkać nas będzie można również na różnych placach i w różnych miejscach zabaw dla dzieci.
Niech no tylko jej to choróbsko przejdzie...
Na urlopie wychowawczym planuję być przez 2 lata. A jak to będzie w praktyce to się okaże. Zawsze mogę wrócić do pracy wcześniej...

Z różnych różności napiszę Wam jeszcze, że coraz częściej chce mi się drugiego dziecka. Chce mi się znowu być w ciąży i czuć się wspaniale. Z zazdrością patrzę na brzuszki ciężarnych i zaglądam do wózków z maluszkami. Mamy mogą być spokojne bo nie rzucam uroków a każdemu maluszkowi i jego rodziców życzę szczęśliwego dzieciństwa i rodzicielstwa. Chciała bym obserwować swój rosnący brzuch, czuć ruchy dziecka i powoli wchodzić po schodach. Najgorsze to spanie w ostatnim okresie ciąży. Z Emilką spało mi się tragicznie w 9 miesiącu. Było mi tak niewygodnie, że leżąc w łóżku, gdy nie mogłam znaleźć sobie miejsca, płakałam. Teraz kupie sobie różek do spania bo wiem, że to bardzo poprawia wygodę w łóżku. Ba. Ponowny poród bez znieczulenia nie jest mi straszny. I gdyby druga ciąża, a potem dziecko, były tak cudowne jak to się miało i ma z Emilką, to ja i 3 dziecko chcę mieć...

Zapachniało świętami bo na Waszych blogach coraz więcej pojawia się dekoracji świątecznych. Coraz więcej kartek na święta wystawianie na aukcjach, szyjecie choinki, robicie bombki, poduszki z motywami zimowymi. I przyznam się Wam, że tęsknię już do skrzypiącego na mrozie śniegu. Tylko do odśnieżania nie tęsknię ale to już zajęcie dla mojego taty i męża. Choć jak trzeba to i ja za łopatę chwycę i poćwiczę ciut dla zdrowia na mrozie.

U Brises zamówiłam kolejne kartki na urodziny i imieniny najbliższych solenizantów i jubilatów. Na 2 urodziny dla mojej chrześnicy, na imieniny dla mojej rodzonej siostry i urodzinową dla mojej ciotecznej siostry. A póki co możecie u Ani zobaczyć jakie cudeńko wyczarowała na urodziny mojego sąsiada. I jak tu u niej nie zamówić kolejnej pracy? No nie da się, nie da...
Ja czekam na album ślubny dla kolegi z pracy i jego świeżutkiej żony :)

Jak już jestem przy prezentach urodzinowych. Zamówiłam również dla chrześnicy na 2 urodziny imię z literek i girlandę. U kogo? Pewnie byłyście u niej na blogu bo takie rzeczy zamawiam w domowej pracowni Zamówiłam też girlandę dla Emilki do pokoju. Imię EMILKA wisi nad łóżeczkiem już ponad rok a teraz, aby dopełnić całości, zachciało mi się girlandy.

To tyle u mnie.
Możecie życzyć Emilce zdrowia i żeby kaszel i gorączka były szybko za nami.

piątek, 14 października 2011

Czasem (coraz częściej) mam ochotę się rozwieść...

Zaskoczyłam Was? Ten, kto mnie zna, zaskoczony nie jest.
Mąż mój "szanowny" jest kierowcą ciężarówki. Taka to praca, że nie ma normowanych godzin i można zapomnieć o odbębnieniu ośmiu godzin i do domu. Mój mąż zapier...a hmmm po kilkanaście godzin dziennie, na noce w domu go nie ma bo mu się nie opłaca wracać i szkoda czasu na powrót gdy można położyć się spać. Szef wie, że mój chłop ma w domu dziecko, które nie skończyło czterech lat. Teoretycznie więc nie powinien jeździć poza miejsce zamieszkania i pracować więcej niż osiem godzin na dobę. A że mój chłop głupi to zapier...a jak dziki osioł. Prędzej garba się dorobi niż pieniędzy. Zresztą taki ma charakter, że ile by nie zarobił to mało. Bo chciałby mieć na codzienne życie rodzinne czyli rachunki, jedzenie, wydatki związane z dzieckiem, benzynę. Dochodzą oczywiście nie planowane wydatki typu mechanik samochodowy, jakaś impreza. Dochodzi żłobek. Chciałby równocześnie dobrze zjeść, w weekend wypić piwo (z tym go gonię jak pies sukę), kupić sobie markowe ubranie, gdzieś wyjść co jakiś czas. No i oczywiście odłożyć na konto pieniądze... A ja mówię, albo rybki albo akwarium bo inaczej się nie da.
Ja od października wróciłam do pracy. Ale zanim zarobię konkretne pieniądze wynikające z premii za osiągnięte wyniki to minie kilka miesięcy. Teraz do połowy listopada masz szkolenie więc tylko podstawę pensji mi wypłacą. Wyniki zacznę robić od połowy listopada. Premię wypłacą mi po dwóch miesiącach licząc od miesiąca, kiedy te wyniki zrobiłam. Więc dopiero końcem stycznia dostanę pensję z wynikami.
Praktycznie więc moja pensja w całości pójdzie na żłobek dla Emilki. A że Emilka wciąż kaszle i do żłobka nie chodzi... No właśnie. Na szczęście z Emilką siedzi teraz w domu moja mama. Inaczej musiała bym znowu pójść na L4 więc pensja mniejsza o 20%...

Wracając do tematu. Mam ochotę się rozwieść. Coraz częściej mam taką ochotę. Spytacie czemu? Bo mam męża z chorymi rękami. W tygodniu w domu go nie ma bo przecież "ciężko" pracuje i mało śpi. Jak przychodzi weekend to on jest zmęczony po tygodniu pracy i odpocząć musi. I odpoczywa. Przed komputerem, przed telewizorem, przed talerzem z jedzeniem albo w sraczu.
Weźmie dziecko na minutę na ręce po czym oddaje mi je ze słowami: "weź ją bo jest ciężka". Powiem Wam, że Emilka waży 8,5 kg więc jest drobniutka.
Oczywiście jego mamusia ciągle go broni... Jak się wkur... to któregoś weekendy wyjdę z domu rano i wrócę wieczorem. Nie zostawię kartki, nie wezmę ze sobą telefonu. A on zostanie w domu z dzieckiem i bez jedzenia bo ja mu nie ugotuję... I niech się martwi i niech sobie radzi. Nawet się nie wysra spokojnie bo Emilka nie chce ostatnio sama zostawać i ciągle się domaga zainteresowania.
Mogła bym Wam tu jeszcze trochę rzeczy napisać ale nie chcę pisać zbyt dużo. Bo to i tak nie zmieni stanu rzeczy. Ja sama muszę to zmienić... A jestem tego coraz bliższa...

Określę mojego męża jednym słowem. Leń. Mamusia go tak wychowała a ja już tego nie zmienię. Eh
Czy macie jeszcze jakieś pytania?

niedziela, 9 października 2011

Mama wraca do pracy...

Emilka już prawie zdrowa. Zdarza się jej jeszcze kasłać, ale to już na szczęście, nie to, co jeszcze tydzień temu. Poza tym szlifuje chodzenie, ku uciesze swojej i reszty domowników. W sobotę była w siódmym niebie bo mieliśmy gości i prawie cały dzień wszyscy się nią interesowali. Wędrowała z rąk do rąk, z każdym się bawiła. Miał ją kto wozić w wozie drabiniastym. Pod stołem się jej spodobało i sporo czasu tam spędziła. Ponieważ ciągle miała coś w rączce i jadła to pies nie odstępował jej na krok ale nasz maluch z tego też się cieszył.

Po długich dyskusjach z mężem (moim oczywiście) idę jutro do pracy. Jeszcze nie wiem czy już wracam na stałe czy to jeszcze tylko taka faza przejściowa. Pierwsza myśl była taka, że na dwa tygodnie idę do pracy a następnie wracam na urlop wychowawczy. Na dwa tygodnie bo tyle czasu wcześniej muszę o tym urlopie poinformować pracodawcę. A dzisiaj narodziła się myśl, że z Emilką posiedzi babcia - moja teściowa. No i tu są pewne wątpliwości. Wiecie jak to jest z teściowymi... Mam pewne obawy. Ale z drugiej strony chcę wrócić do pracy a Emilki do żłobka nie chcemy już dawać bo pewnie znowu będzie chora.
Więc zobaczymy jak to będzie. Zawsze mogę przecież złożyć wniosek o urlop wychowawczy.

Zmykam więc już do kapania bo pobudka o 4:30. Jak o tej godzinie pomyślę to już zamykają mi się oczy na tak wczesną godzinę. A tu jeszcze makijaż trzeba będzie popełnić... I jak sobie jutro poradzi moja mama z Emilką w domu?

niedziela, 2 października 2011

Mój wielki powrót do pracy

Mogę Wam o nim napisać już dzisiaj. Mimo, że dopiero jutro o 6 rano mój debiutancki powrót się rozpocznie.
O godz. 4:30 pobudka i szykowanie się do pracy.
Będę pracowała 7 godzin z racji karmienia. Przez pierwsze 6 tygodni będę miała szkolenia. Prawie jakbym dopiero pracę w firmie zaczynała. Prawie robi wielką różnicę...
W pracy moim zadaniem na pierwszy dzień będzie ogarnięcie około 4 tysięcy e-maili w skrzynce mailowej. Tak, tak. Prawie 4 tysiące. Ale najpierw muszę zadzwonić do działu IT po hasło bo oczywiście go zapomniałam. Ale po 1,5 roku przerwy miałam prawo, prawda?
O 13:00 skończę pracę i przyjadę do domu. Po drodze zrobię zakupy na następny dzień, żeby mieć co jeść w pracy a w domu ugotuję obiad.

Tak wyglądałby mój jutrzejszy dzień. Wyglądałby gdyby Emilka nie była znowu chora. Znowu katar i kaszel. Kaszel z racji kataru, który nie wypływa noskiem tylko spływa do oskrzeli i grozi zapaleniem oskrzeli. Dlatego muszę oklepywać Emilce plecy kilka, kilkanaście razy dziennie. Do tego wpuszczamy sól fizjologiczną i czyścimy nosek. Dajemy wit c w kropelkach i tyle. Jak do wtorku nie będzie poprawy - kupujemy inhalator i się inhalujemy.
Jeśli i to nie pomoże to ja nie wiem co będzie...
Tak więc od jutra mam L4 po powrocie do pracy z urlopu wychowawczego...

A będąc u lekarza dzisiaj o mało co a nie opierdzieliłam pani doktor. Pani doktor na dzień dobry spytała mnie czy oklepuje dziecko i czy inhaluję. Powiedziałam, że nie. Na co pani doktor z pretensją do mnie, że w takim razie jak ja sobie wyobrażam, że dziecko wyzdrowieje? Przecież tu lekarstwa nie pomogą. Już miałam ją opierdzielić ale mi przeszło. Jakim cudem miałam dziecko inhalować i oklepywać jak nikt mi tego nie powiedział, nie zalecił, nie podpowiedział. Nie miałam nigdy do czynienia z chorym dzieckiem bo to moje pierwsze dziecko...

Pani doktor przez sam początek rozmowy nie zrobiła na mnie pozytywnego wrażenia. Gdybym miała ją określić to powiedziałabym, że pani doktor z wyższością patrzy na rodziców i ma wyżej sra niż dupę ma. Mało sympatyczna. Nie pójdę do niej więcej. O nie!

A teraz dobra wiadomość. Emilka dzisiaj zaczęła sama chodzić. Kilkanaście razy sama przeszła kilkanaście kroczków. Jak ktoś był już blisko niej bo od razu przestawała nóżkami przebierać i rzucała się w ręce. Ale ma dużo radości z samodzielnego chodzenia i jak się jej uda przejść kawałeczek to się śmieje i klaszcze z radości.
Moja kochana kruszynka...

wtorek, 27 września 2011

Uwielbiam moją bibliotekę

takie wyznanie dzisiaj poczyniam. Uwielbiam bo wciąż pojawiają się nowości książkowe a ja je wyłapuję z czego się bardzo cieszę.
Oto moje dzisiejsze zdobycze. Nie wszystkie to nowości ale i tak się cieszę:

\
Od góry:
- "Spadek" J.Bujak
- "Świadectwo prawdy" Jodi Picoult
- "Karuzela uczuć" Jodi Picoult
- "Kuchnia Franceski" P. Pezzelli

Jest jeszcze jedna książka, którą obecnie czytam i jest to "Klątwa" Shannon Drake. Książkę czyta się super i jest wciągająca. Tajemnicza i mroczna a rzecz się dzieje w moich ulubionych czasach XVIII wieku. Uwielbiam książki i filmy kostiumowe. A żeby Was zachęcić to napiszę, że wydawcą jest wydawnictwo Mira. To mówi samo za siebie.
Zrobiłam też dzisiaj dobry uczynek i podarowałam swojej miejskiej bibliotece książkę. A niech się inni czytelnicy ucieszą.

Na zakupowym szaleństwie dzisiaj nie byłam, tak jak planowałam wczoraj. Sobie nie kupiłam nic ale dzieciątku kupiłam dwie pary skarpetek do śmigania po podłodze. Brudzą się równie szybko jak spodenki na kolanach. Emilka to dzielna dziewczynka i wczoraj była w żłobku osiem godzin. Dzisiaj właśnie mija siódma godzina pobytu więc będę się powoli bo me dziecię zbierała. A ja mam tyyyyle czasu na czytanie...

poniedziałek, 26 września 2011

Co robi mama gdy dziecko jest w żłobku?

Odpoczywa i ma chwilę dla siebie? Nie... Zajmuje się domowymi obowiązkami. A wyglądają one tak:
- zrobienie zakupów
- wizyta u fryzjera
- zmiana i upranie pościeli dorosłych
- upranie i zmiana pościeli dziecka
- ugotowanie obiadu na dwa - trzy dni tzw. faszerowana kapusta. Farsz mięsny ale bez ryżu jak to się dzieje z gołąbkami

- sprzątnięcie trawnika z "min" po psie
- zajęcie się domowym zwierzyńcem: zmiana wody, nakarmienie dwóch kotów i psa
- w międzyczasie czytanie książki "Słodycz zemsty" a teraz "Klątwa"
- przyjęcie przesyłki w ramach wymianki z książką przy kominku Relacja tutaj
- patrzenie co kilka minut na zegarek z myślą czy jechać już po Emilkę do żłobka czy jeszcze nie
- zastanawianie się co by tu jeszcze zrobić póki dziecka w domu nie ma skoro mam czas...

Niby nic a jednak czas zleciał. Nie powiem, żebym jakoś dużo roboty dzisiaj miała. Czas na książkę zawsze znajdę. A i robota w domu zrobiona.
Z racji tego, że nic mi do głowy nie przychodzi, bo nie będę znowu latała ze ścierą albo odkurzaczem skoro sprzątałam dwa dni temu, wracam do czytania. A ponieważ obiad na jutro ugotowany, wybywam jutro na zakupowe szaleństwo. Przyda mi się kilka ciuchów bo jesień, bo wracam do pracy, bo każdej kobiecie zawsze się coś nowego przyda...

Słoneczko tak ładnie dzisiaj świeci, że aż się chce buzię wystawić do niego.
I tak ma być jeszcze przez najbliższe dwa tygodnie.
A za tydzień o tej porze będę już po pracy w domu...

środa, 21 września 2011

Bałagan to mało powiedziane. Pierdolnik raczej...

Przepraszam za słownictwo w tytule ale tylko takie określenie nasuwa mi się po dzisiejszej wizycie u sąsiadki. U tej sąsiadki, o której pisałam, że na podwórku jest bajzel. No więc chciałam dzisiaj napisać, że nie miałam pojęcia jak oni mają w domu. Byłam święcie przekonana, że pierdolnik to jest tylko na podwórku. Ale dzisiaj miałam przyjemność (?) być na chwilkę u nich w domu. No i poprostu aż oczom nie mogłam uwierzyć. Mają dwa pokoje, kuchnię i łazienkę i mały przedpokój z którego wchodzi się do wszystkich pomieszczeń. W przedpokoju we wnęce na podłodze leżały jakieś ubrania albo szmaty, nie wiem jak to nazwać. Buty i butelki po piwie. Butelek sztuk dwie ale robią wrażenie... Puste oczywiście bo pełne to one były jakiś czas temu. Kuchni nie miałam czasu ogarnąć wzrokiem ale zerknęłam do pokoju, w którym mają tv i śpią dorośli. Wcale nie było lepiej. Na łóżkach również jakieś szmaty, ubrania czy cokolwiek innego i wszędzie pełno wszystkiego. Nawet nie wiem czego pełno bo naprawdę byłam tam tylko kilkanaście sekund. Nie chciałam chodzić po mieszkaniu i zaglądać w kąty.
Mieszka ich tam pięcioro. Dwoje dorosłych i troje dzieci w wieku szkolnym. Pokój dzieci był zamknięty i też nie zaglądałam.
Czasem ktoś do nich z rodziny przyjdzie. W maju robili urodziny najmłodszej córki. Gdzie oni się zmieścili to nie wiem. Cz też był takie pieprznik też nie wiem. Ja wstydziłabym się do domu kogokolwiek zaprosić gdybym tak miała. Na szczęście nie mam, ufff. Najlepsze jest to, że ta sąsiadka nie pracuje zawodowo. Od czasu do czasu idzie na sprzątanie do prywatnych domów i myje okna. Zawsze wszyscy chodzą czysto ubrani. Nie można powiedzieć, że są brudni czy zaniedbani. Mam na myśli całą rodzinę a nie tylko dorosłych czy dzieci. I stąd moje przekonanie, że w domu jest normalnie porządek.

A ja się martwię, jak nie chce mi się czasem odkurzyć albo podłóg na mokro umyć dwa razy w tygodniu. Latam jak głupia ze szmatą w ręku i obcieram kurz. A do chlebak umyję, podłogę przetrę na mokro, wannę wyszoruję, lustra muszą być na błysk, uprane wszystko, uprasowane. Puste butelki na bieżąco wyrzucam. Męża ze śmieciami codziennie ganiam i mogłabym tak jeszcze dłuuugo wymieniać.
A tu patrz. Widać, człowiek sam się unieszczęśliwia i robotę sam sobie wymyśla. Zamiast usiąść na dupie jak Emilka pójdzie spać to ja latam jak dzika osa. Głupia i durna baba ze mnie. Czy ja szczęśliwsza przez to jestem? Mogłabym jak ta sąsiadka. Ugotować tylko i mieć spokój.
Oj nie. Żyć w takim pierdolniku to ja bym nie mogła. Za żadne skarby. Choćby mi miliony płacili. I jestem szczęśliwsza nawet jak do roboty będę musiała wstawać codziennie o 4 nad ranem. A potem oczy na zapałki i znowu ze szmatą będę latała jak dzika osa...

Pochwalę się Wam jeszcze. Na pasku bocznym po lewej stronie zobaczycie, czego będę szczęśliwą posiadaczką lada dzień. Udało mi się w candy. Słodki album już do mnie leci. Nie tylko album bo i karteczka jest i zapach, który zamieszka w torebce pewnie. W albumie będą zdjęcia Emilki oczywiście. Tylko mam teraz problem, bo nie wiem które zdjęcia wybrać. Ale problem, prawda?
I czekam na zamówione rzeczy do scrapbookingu. Nie wiem co z tego będzie. Nie wiem czy nie skończy się na popełnieniu jednej czy dwóch prac. Czas pokaże. Zapał jest byle nie okazał się słomianym.

Wciąż siedzę w domu z Emilką. Mały szrab ma jeszcze kaszel. Już dużo mniejszy ale jest. Do żłobka pójdzie pewnie od poniedziałku i mam nadzieję, że po dwóch dniach nie wyląduje znowu w domu ze mną. A ja odliczam już dni do października. Od poniedziałku 3 października się zacznie. Zapierdziel na dwa etaty. Zawodowy i domowy. Kierat znaczy się, kierat. Ale ja tak już mam, że im mam więcej roboty tym lepiej potrafię wszystko sobie ułożyć i ogarnąć i mam satysfakcję z tego, co d zrobienia miałam i zrobiłam. Taka głupia babska natura...

środa, 14 września 2011

Jak po grudzie...

Emilka wciąż chora. Katar dalej i od kilku dni brzydki kaszel. Dostała kolejny syrop. Jak do piątku nie przejdzie to idę wykupić antybiotyk. Dodatkowo, sen z powiek spędza mi brak apetytu Emilki. Od półtora tygodnia je tyle co wróbelek. Jedynie obiad zjada w całości a przez resztę dnia udaje mi się tylko wcisnąć jej kawałek suchej bułeczki. Tylko to zjada względnie z apetytem. Jajeczko, naleśnik, kaszka, mleko, słodka bułeczka z dżemem to absolutnie nie zdaje egzaminu. Rano jest walka o kilka łyczków mleka. Wieczorem nic. Dopiero przez sen wypija pół porcji mleka. I tyle. Na poprawę apetytu od piątku również syrop dodatkowo. Chyba że apetyt wróci.

Klub malucha już od półtora tygodnia poszedł w zapomnienie. A płacić trzeba... A dziecko w domu siedzi ze mną. Zamiast uczyć się i przyzwyczajć do dzieci i braku mamy. Coś mi się zdaje, że od października będzie ciężko. A wszystko miało być tak cudownie. W głowie już wszystko było ułożone, zaplanowane a tu dupa, brzydko mówiąc.
Jeszcze dzisiaj zadzwonili do mnie z pracy z "dobrą wiadomością". Na pierwszą zmianę będę pracowała od godz, uwaga, 6:00... Cieszyć się czy płakać? Klub malucha działa od godz 7:00. Pracować miałam od godziny 8:00 i pod tym kątmk wszystko było ustalone co do klubu malucha dla Emilki i odbierania jej potem do domu przez babcię i dziadka. Miałam ją wozić prosto w drodze do pracy i odbierać wracając. Dopiero, gdy miałam iść na drugą zmianę, to odbierać mieli ją dziadkowie. A tak babcia z dziadkiem będą musieli ją jeszcze prowadzać do klubu, gdy ja będę szła do pracy na rano. Fakt, skończę pracę o 13:00. To plus. Bo spokojnie wrócę do domu i za obiad się wezmę czy inne prace domowe albo zakupy.
Ale znowu muszę dodatkowo angażować dziadków. Dobrze, że oni są i że mogą ciut pomóc. A co byłoby gdybyśmy mieszkali osobno, bez moich rodziców? Kto zająłby się Emilką, gdy ja bym szła do pracy?
Niestety, nasz rynek pracy i opieki dla dzieci nie jest na takim poziomie co w krajach skandynawskich. I pewnie długa droga przed nami albo i nigdy tak u nas nie będzie jak na przykład w Norwegii.
Cóż. Żyjemy przecież w Polsce...

Z czytaniem u mnie wciąż kiepsko. Coś czytam ale to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej.
Ostatnio czytam miesięczniki: Pani i Twój Styl. Panią prenumeruję od kilku lat a Twój Styl kupuję sporadycznie. I właśnie za chwilę zabieram się za świeżutki, październikowy (?) numer.


A tak swoją drogą, zawsze mnie to wkurza, że miesięczniki pojawiają się z miesięcznym wyprzedzeniem... Czyżby stąd nazwa "miesięcznik"?

wtorek, 6 września 2011

Wrześniowa kupka książkowa wyczerpanej mamy

Wyczerpanej bo od nocy z niedzieli na poniedziałek Emilka jest chora. Katar i gorączka więc i dziecko marudne. W nocy czujnie śpię i na każde kwilenie Emilki już stoję na baczność obok jej łóżeczka. Przy takim nocnym marudzeniu najlepiej pomaga wzięcie na ręce albo na kolana i przytulenie. Wówczas Emilka zasypia i mogę ją odłożyć do łóżeczka. Ale za około godzinkę cała sytuacja się powtarza. Dzisiejsza noc była spokojniejsza bo tylko dwa razy się przebudziła z płaczem i marudzeniem. Kolacji wczoraj nie chciała zjeść. Dzisiaj też jedzenie bez rewelacji. A ja się zamartwiam bo jej ciut waga spadła od ostatniego ważenia ok miesiąc temu zamiast przybyć na wadze... Eh.
A na domiar złego mnie dzisiaj gardło boli i mam katar. Więc i ja wyczerpana jestem. Emilka dopiero usnęła od rana. Marudna cały dzień i nawet noszenie na rękach nie pomaga. Przyznam Wam, że dzisiaj wyjątkowo jestem zmęczona. Oczywiście nie chciałabym cofnąć czasu do momentu zajścia w ciąże. Oj nie. Emilkę kocham najbardziej na świecie i za nic nie chciałabym, żeby jej z nami nie było. Ale jestem zmęczona i wyczerpana. Cieszę się już na powrót do pracy. Cieszę się, że jak Emilka wyzdrowieje to do klubu malucha znowu pójdzie. Tylko zastanawiam się czy kataru i gorączki tam właśnie nie "złapała"? Ale z drugiej strony to jest jej pierwsza choroba od urodzenia. Ząbki się wyżynają i "idą" jej czwórki górne. Więc może to jednak od ząbków? Nie chciałabym, żeby Emilka chorowała od momentu chodzenia do klubu malucha. Fajnie bawi się z dziećmi i w sklepie dzieci zaczęła zaczepiać.
I wiecie co? Nawet ostatnio czytać mi się nie chce...
A uzbierała mi się kolejna, wrześniowa kupka książek, która prezentuje się o tak:


Na dole:
- "Nocne fajerwerki" Nora Roberts zakup własny
- "Gaumardżos" Dziewit i Meller zakup własny na Targu książki
- "Kto zabił Inmaculadę de Silva?" Marina Mayoral wymiana na LC
- "Słodycz zemsty" Rosemary Rogers wymiana na LC
- "Na trzy sposoby" Joanna Kruszewska wymiana na LC
- "Miłość na zamówienie" Nora Roberts wymiana na LC
- "Karuzela uczuć" Nora Roberts zakup własny
- Dom w Italii" Petter Pezzelli wygrana a raczej wylosowana książka stąd Bardzo dziękuję za szybką wysyłkę książki

I taką oto uzbierałam kupkę, której nie mam ochoty ruszyć. Znacie magiczny sposób, żeby mnie czytelniczo rozruszać? Od dłuższego czasu męczę Kraszewskiego i nawet Alex Kava nie umie mnie zachęcić do czytania...
Jak tylko wróci mi chęć czytelnicza to postanowiłam, że teraz będzie kilka typowo kobiecych lektur. A tak dla przyjemności.

poniedziałek, 5 września 2011

Są takie miejsca na ziemi... "Sanktuarium" Nora Roberts

Są książki, po które sięga każda kobieta lubująca się w kobiecych lekturach. Są autorzy, których się uwielbia za ich twórczość i pomysłowość oraz ogromną ilość publikacji. Nora Roberts do takich należy. I wcale się nie dziwię. Po jej twórczość sięgałam już jako nastolatka siedząc na lekcji chemii i czytając książkę w tajemnicy pod ławką. Dziś systematycznie powiększam zbiór jej twórczości i ustawiam na półce z ulubionymi książkami.


Jo Ellen, znana nowojorska artystka fotografik, zaczyna dostawać niepokojące anonimowe przesyłki - zdjęcia jej samej. Ktoś śledzi każdy jej krok. Jo jest coraz bardziej przerażona. Postanawia wyjechać z Nowego Jorku. Wraca do opuszczonego przed laty rodzinnego domu na wyspie u wybrzeży Georgii. Jest pewna, że zgubiła tajemniczego prześladowcę. Ale bardzo się myli...
Czy Jo zdoła odnaleźć spokój, pokonać prześladujące ją demony przeszłości i zacząć życie od nowa?


Historie w jej książkach wcale nie są hmmm schematyczne i banalne. Sanktuarium to miejsce na ziemi, gdzie chętnie wracają ojciec i jego dzieci. Ale nie jest to rodzina jak z obrazka bo wszyscy mają do siebie o coś żal. Do Sanktuarium przyjeżdża jedna z córek – Jo Ellen, uciekając przed prześladowcą wysyłającym jej zdjęcia. Zdjęcia przedstawiające ją samą. Ale Jo tylko się wydaje, że uciekła bo prześladowca wciąż za nią podąża. Autorka świetnie oddaje klimat panujący w Sanktuarium i daje czytelnikowi poczuć się jak w Sanktuarium. Jeśli widzieliście okładkę tę książki to czytając będziecie dokładnie siedzieli na tym tarasie z okładki a wiatr będzie delikatnie muskał waszą twarz i targał włosy. A nim się zorientujecie, będziecie żałować, że to już koniec powieści bo wciąż chcielibyście być w tym miejscu na ziemi i mieć taką rodzinę. Rodzinę, na której zawsze można polegać mimo niedomówień i niejasności. Jak na Norę Roberts przystało, wszystko dobrze się kończy. A wszystko po to, byśmy znaleźli się w nowym miejscu biorąc do ręki kolejne jej dzieło...

Moja ocena 
7/10

piątek, 2 września 2011

Wolnego czasu od cholery...

Dzisiaj drugie dzień pobytu Emilki w klubie malucha. Bo to nie jest żłobek z założenia tylko taki właśnie klub malucha.
Wczoraj Emilka była dzielna i do domu zabrałam ją tuż po 14:00. A to dlatego, że gdy się obudziła to zaczęła płakać bo przypomniała sobie, że mamy nie ma i same obce osoby. Dzisiaj odbiorę ją za paręnaście minut, tak żeby pospała w domu i obudziła się widząc mamę.
Gdy Emilka w klubie malucha ja odkurzyłam chałupę i ugotowałam dziecku obiad. Dla mnie i męża obiad został z wczoraj więc dla nas miałam obiad z głowy. Jutro nie będę już musiała sprzątać bo wytarłam kurze (a kogutowi?) i podlałam kwiatki. Pranie zrobiłam wczoraj. I weekend dla nas. No, tylko obiad jutro zostanie zrobić i jakieś zakupy na weekend. Ale to już z górki. Jutro pójdziemy z Emilką na spacerek.
I wolnego czasu mam od cholery... A od października nie będzie tak kolorowo bo dojdzie mi praca i czasu ciut mniej. Na szczęście (i nieszczęście) będę pracowała na dwie zmiany. Pierwsza od 8:00 rano a druga od 14:00 I o ile praca na drugą zmianę ma swoje plusy bo wolny czas przed południem na zakupy, ugotowanie, upranie i sprzątnięcie gdy dziecko w klubie malucha to wówczas nie będę miała czasu dla dziecka i będę ją mało widziała. Bo ją do klubu malucha a odbierze ją już babcia albo dziadek. A jak ja wrócę około 22:00 to Emilka będzie już spała. I tylko ranki wspólne wówczas nam zostaną.

Wczoraj po zakupie torby wymyśliłam, że dokupię do niej takie kwiatuszki, jakie robi Llooka, a że kwiatuszki są jako broszki to będę mogła zmieniać i miejsce ich na torbie i bawić się ich kolorami. W ten sposób moja torba będzie miała często nowy wygląd.

Druga rzecz, że spodobały mi się torebki śniadaniowe, jakie robi Ula i będę taką miała i ja do pracy na śniadanie. I zamówiłam u Uli jeszcze torbę z różowymi dodatkami. Już się nie mogę doczekać. Od razu chce mi się iść do pracy, żeby nosić ze sobą nową torbę a w środku śniadanie w ślicznej torebce śniadaniowej.

I życie staje się łatwiejsze. Tak niewiele a tak wiele...
A czas tak szybko leci... Jeszcze niedawno (rok temu) Emilka była taka maleńka...

czwartek, 1 września 2011

Dumna mama podaje wyniki candy i pokazuje nową torebkę

Od czego by tu dzisiaj zacząć? Wy chcecie wyniki ale najpierw ja muszę Wam opisać, jak udał się nam ranek i pójście do żłobka.
Jeszcze wczoraj łezkę uroniłam choć tłumaczyłam sobie, że przecież dziecku się nic nie stanie bo nie idzie za karę do żłobka.
Dzisiaj rano, gdy Emilka się obudziła byłam trochę spięta.
Emilka grzeczna jak zawsze wypiła mleko. Zmieniłam pieluchę i ubrałam. Spakowałam ubranie na zmianę, pieluszki, smoczka, butelkę i kocyk i w samochód.
W żłobku dałam siatkę pani Kasi i pani Kasia wzięła Emilkę na ręce. Powiedziała: a teraz buziak i pa pa. No i dałam buziaka i pa pa.
Emilka poszła się bawić (została zaniesiona się bawić) a ja wyszłam. Walczyłam ze łzami i kluchą w gardle i wygrałam. Nie płakałam choć było blisko. Emilka w żłobku od godziny 9 a ja mam tyyyyle czasu, że normalnie nie wiem co mam robić. Pojechałam na zakupy po pieluchy. Teraz pranie się pierze, ogarnęłam ciut chałupę i zrobiłam losowanie książki "Lunch w Paryżu".

A książką cieszyć się będzie lada dzień esophie Poproszę o Twój adres na e-maila vivi22@poczta.onet.pl

A z racji nowych wydarzeń, sprawiłam sobie nową torebkę. U Katty Nie jest to pierwsza torba kupiona od Katty.

Zdjęcie zrobione przez Katty. I jest jej własnością oczywiście.
A to jest pierwsza moja torebka kupiona u Katty oczywiście. Zdjęcie również jest jej własnością.

No to tyle moje koleżanki. Idę oglądać dalej powtórkę "Na Wspólnej" bo za kilka dni kolejne, nowe odcinki i muszę wiedzieć co się działo do tej pory.

środa, 31 sierpnia 2011

Zmiany. Oby na lepsze...

Ano tak. Przede mną. Przed Wami. Zmmiany.
Przed Wami zmiana mojego bloga. A raczej jego szaty graficznej. Dzięki pomocy Bujaczka mój blog teraz wygląda tak. Przyznam się Wam, że gdy na zmianę się decydowałam, nie miałam pojęcia jak chciałabym, żeby wyglądał. Krok po kroku i rysowała się jego nowa szata. Na koniec blog prezentuje się, według mnie, dużo ładniej, bardziej elegancko. A przy tym dominują kolory neutralne, które lubię najbardziej.

Zmiana przede mną to żłobek Emilki. Jutro po przebudzeniu i wypiciu mleka przez Emilkę, wsiadamy w samochód i jedziemy do nowego miejsca. Nowe miejsce dla Emilki i dla mnie. Nowa sytuacja dla niej i dla mnie. A najbardziej tę zmianę i nowe miejsce będę przeżywała ja a nie Emilka. To ja po zostawieniu córki w żłobku, wsiądę do samochodu i zamiast jechać od razu do domu, popłaczę w samochodzie i jak mi przejdzie to dopiero ruszę w drogę powrotną. Trzymajcie za mnie kciuki bo jutrzejszy dzień będzie trudny bardziej dla mnie niż dla Emilki... A od października, gdy wrócę do pracy znowu zmiany bo organizacja życia po powrocie do pracy.

A za kilkanaście dni zapraszam do siebie na Jesienną wędrówkę książki. Jaka to będzie książka i o co chodzi z wędrówką dowiecie się za jakiś czas. Zdradzę tylko, że będziecie mogły gościć u siebie przez kilka dni książkę polskiej autorki. Według mnie, książkę trzymającą w napięciu do końca i porywającą od początku. Kto chętny niech pamięta do mnie zaglądać. To już lada dzień. A jutro napiszę Wam kto będzie nowym właścicielem "Lunchu w Paryżu". Jutro losowanie candy.

wtorek, 30 sierpnia 2011

Urodzinowy prezent...

Nie, nie dla mnie bo do moich urodzin jeszcze cztery miesiące. Stety, niestety (?) ...
Ale mogę Wam już pokazać jaki prezent dostał ode mnie ktoś mi bliski. Prawdziwy przyjaciel. Tak, przyjaciel, nie przyjaciółka.

Prezentowane przeze mnie zdjęcie jest własnością Brises a wszystkie fotki i całość prezentu zobaczycie tutaj
Brises jest czarodziejką i jeśli nie macie pomysłu na prezent a chcecie podarować coś wyjątkowego to z pewnością Brises coś dla Was wyczaruje...

Do kompletu jeszcze kartka z życzeniami w środku.

Tak, jak zawsze długo myślę nad prezentem, żeby był trafiony i indywidualny, tak tym razem problemu nie miałam. Odkąd znam Brises i jej rękodzieło, od dawna wiedziałam, że prezentem dla przyjaciela będzie album. Oj, nie. Z prezentem był problem bo dłuuugo zdjęcia wybierałam i myślałam nad podpisami przy zdjęciach, żeby to ze sobą współgrało. A pomysł oraz wykonanie prezentu to już cudowna Brises.

Aniu, bardzo Ci raz jeszcze dziękuję bo sprawiałaś radość nie tylko obdarowanemu ale również obdarowującemu. I z pewnością jeszcze nie raz zaufam Tobie, Twojej wyobraźni i zdolnym rękom.

Już wiem co dostanie mój chrześniak na swoje osiemnaste urodziny. Zgadnijcie co?

niedziela, 28 sierpnia 2011

Złote myśli Emilki - złote, słodkie dzieciństwo

Taki dzisiaj tytuł przyświeca mojemu wpisowi.
Jakiś czas temu poprosiłam Brises, żeby zrobiła dla mnie - dla Emilki taki notes do zapisywania słówek i powiedzonek Emilki. Powiecie, że Emilka jeszcze nie mówi. Ano nie mówi ale potem pomysł z głowy mi wyleci i gdzie wówczas będę to notowała? A tak już mam i mam pomysł jak te wpisy będą wyglądały. Prócz sytuacji i historyjek będą tam również zdjęcia. A jeśli Emilka będzie taka pomysłowa jak jej mamusia, to chyba już muszę u Brises zamówić kolejne notesy na złote myśli i sytuacje oraz pomysły Emilki...

A notes prezentuje się tak:

Zdjęcie zrobione przez Brises a ja w żadnych razie nie przypisuję sobie własności do zdjęcia. Resztę zdjęć i jak wygląda cały notes zobaczycie u czarodziejki Brises.

Pozostając w temacie dzieci. Brises zrobiła mi też ramkę ze zdjęciem Emilki. Ale pokażę ją Wam jak Brises pokaże ją u siebie. Ramka stoi na komodzie w sypialni i cieszy oko. Nie tylko mamy i taty Emilki ale każdego, kto nas odwiedza.
Już wiem, że takie ramki ze zdjęciem Emilki sprezentuję kilku osobom m.in chrzestnemu naszego szkraba i pradziadkom. A potem następne pomysły na prezenty i następne i następne... Żeby tylko Brises miała czas i ochotę tworzyć dla mnie te cudeńka...

Za dwa tygodnie wybieramy się na 1 urodziny Majeczki. To córka naszych znajomych. Prezent dla Majeczki już gotowy i za dwa dni będzie u mnie. Ale pokażę go Wam dopiero po 10 września, żeby mama Majeczki nie zobaczyła prezentu wcześniej niż to zaplanowałam. Oczywiście prezent to też rękodzieło, oryginalna i niepowtarzalna rzecz. Odkąd założyłam bloga i widzę, jakie rzeczy robicie, nie potrafię przejść obok tego obojętnie i jak tylko nadarza się okazja, to zamawiam u Was i mam. Bo nie robię już takich zakupów w normalnych sklepach tylko u Was, koleżanki blogowiczki (czy blogerki?). W ten sposób wspieram też Wasze małe przedsiębiorstwa. A w każdą rzecz przez Was zrobioną, włożone jest tyyyyle serca ile ja wkładam wymyślając prezenty dla obdarowywanych. I doszłam do wniosku, że dużo większą radość sprawia mi robienie prezentów i obserwowanie reakcji obdarowywanych niż dostawanie.

A od czwartku Emilka pozna nowy świat jakim jest żłobek. Długo się zastanawiałam czy zostać jeszcze w domu z Emilką ale doszłam do wniosku, że szczęśliwa mama to spełniona mama. A ja muszę wyjść do ludzi, po prostu muszę. Jestem zwierzęciem towarzyskim. O tyle mam fajną (i nie fajną) pracę, że będę pracowała na dwie zmiany. Pierwsza od 8 rano a druga od 14. Więc łatwiej będzie mi zorganizować sobie czas i zajęcia. Co drugi tydzień jak będę do pracy śmigała na 14, zrobię zakupy, zajmę się domem i czas dla siebie będę miała. A Emilka w tym czasie będzie bawiła się z dziećmi i uczyła nowych rzeczy. Już bez problemu robi do nocnika tylko jeszcze nie umie powiedzieć, że chce. Za mała, żeby robić tylko do nocnika. Ale jak ja posadzę to od razu bez problemu robi co ma zrobić i finał. Idealne dziecko. Mówię Wam , idealne.

No to zmykam trochę poczytać póki dzieciątku śnią się Aniołki...

czwartek, 25 sierpnia 2011

Projekt Kraszewski

Kilka dni temu dołączyłam do grona uczestników Projektu Kraszewski. A wszystko polega na tym, że czytamy i recenzujemy książki Kraszewskiego aby udowodnić, że Kraszewski nie jest nudny i da się go czytać.
Powodem, który mnie przekonał do przystąpienia do projektu był mój mały księgozbiór dzieł Józefa Kraszewskiego. Wiedziałam już od bardzo dawna, że mam w domu książki tego autora bo moja mama kocha jego twórczość. Ale dopiero niedawno postanowiłam skatalogować jego dzieła, które stoją na półce w moim domu.

No i wyszło, że mam, co następuje:
Barani Kożuszek: Opowiadanie historyczne z końca XVIII wieku
Boży gniew: Czasy Jana Kazimierza
Bracia rywale
Czarna Perełka: Powieść
Dwa światy
Dwie królowe: Bona i Elżbieta
Dziadunio: Obrazki naszych czasów
Dzieci wieku
Dziwadła: Powieść współczesna
Herod-baba: Opowiadanie dziadka
Historia o Janaszu Korczaku i o pięknej miecznikównie: Powieść z czasów Jana Sobieskiego
Historia prawdziwa o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem: Opowiadanie historyczne z XII wieku
Infantka: Anna Jagiellonka
Król chłopów: Powieść historyczna z czasów Kazimierza Wielkiego
Lalki: Sceny przedślubne
Ładny chłopiec
Matka królów: Czasy Jagiełłowe
Półdiablę weneckie: Powieść od Adriatyku
Pułkownikówna: Historia prawdziwa z czasów saskich
Resurrecturi: Powieść w dwóch tomach
Roboty i prace
Sąsiedzi: Powieść z podań szlacheckich z końca XVIII wieku
Semko: Czasy bezkrólewia po Ludwiku: Jagiełło i Jadwiga
Serce i ręka: Powieść prawie historyczna
Skrypt Fleminga: Powieść historyczna z czasów Augusta II
Sprawa kryminalna: Powiastka
Stara baśń: Powieść z IX wieku
Starosta warszawski: Obrazy historyczne z XVIII wieku
Strzemieńczyk: Czasy Władysława Warneńczyka
Syn marnotrawny: Opowiadanie z końca XVIII wieku
Waligóra: Powieść historyczna z czasów Leszka Białego
Z życia awanturnika: Obrazki współczesne
Złote jabłko: Powieść
Złoty Jasieńko: Powieść współczesna
Zygzaki: Powieść

Razem sztuk 35 (słownie trzydzieści pięć). Dużo to czy mało? Skoro na jego liście lektur jest ponad 220 dzieł nie licząc antologii bajek... Kiedy ten człowiek zdążył to napisać?

Jeśli chcecie poznać twórczość JIK albo już znacie i lubicie to przystąpcie do Projektu Kraszewski i podzielcie się swoimi spostrzeżeniami po lekturze Kraszewskiego.