czwartek, 27 października 2011

Prezent dla Młodej Pary

Dzisiaj chciałam Wam pokazać prezent, jaki dostanie ode mnie pewne małżeństwo.
Prezent zrobiła własnoręcznie Ania-Brises. Śmiało mogę powiedzieć, że Ania jest moją ulubioną artystką i prędko nie rozstanę się z jej pracami.
U mnie tylko jedno zdjęcie, oczywiście autorstwa Brises. Cały album zobaczycie właśnie u mojej ulubionej Ani.


Aniu, bardzo dziękuję. Jeszcze nie raz coś dla mnie zmajstrujesz. Obiecuję!

środa, 26 października 2011

Fotolift w Art Piaskownicy

Po raz pierwszy biorę udział w takiej zabawie. Ślędzę zadania w Art Piaskownicy ale zawsze jakoś się nie składało. Pomysłu na zdjęcie nie miałam. Ale teraz mam.
Tak się prezentuje wyzawanie


a to moja interpretacja. Tyci krzesełko Emilki. Dla porównania wielkości krzesełka specjalnie na zdjęciu jest kontakt.
Tyci Emilka, tyci krzesełko...

Niebawem pokaże Wam co tym razem zrobiła dla mnie kochana i utalentowana Brises.

czwartek, 20 października 2011

Różne różności oraz zapachniało świętami

W pracy nudno. Szkolenie to przypominanie sobie wszystkich wiadomości, które muszę wiedzieć gdzie są w razie gdyby klient o to zapytał. Ale to również aplikacje, na których pracuję. Jest ich ponad 15... Wydawać by się mogło, że jest tylko kilka rzeczy, o które może zapytać abonent telefoniczny telefonu komórkowego. Pomyliłby się ten, kto tak twierdzi. Klienci potrafią zadać różne pytania i czasem nie wiadomo czy pytają na serio czy żartują. No ale taka praca. A ja tę pracę (pracę z ludźmi i dla ludzi) lubię. Wracając do szkolenia. 4 tygodnie przypominania sobie i słuchania rozmów innych pracowników z klientami a potem 2 tygodnie pracy "na słuchawkach". Te 2 tygodnie to jeszcze czas ochronny i przez te tygodnie nie podlegam ocenie w pracy. Nudziłam się więc do tej pory w pracy. A to w necie siedziałam, Wasze blogi czytałam, na allegro kupowałam i książki pochłaniałam. Ładnie zrymowałam?

Nie będę miała "czasu ochronnego" pracując na słuchawkach ani nie będę mogła już czytać książek w pracy i pierdzieć w stołek. Czeka mnie bowiem inne zajęcie. Bardziej absorbujące. Od listopada wracam na urlop wychowawczy. A wszystko za sprawą Emilki oczywiście. Wciąż kaszle. Dzisiaj nad ranem i teraz wieczorem miała i ma stan podgorączkowy. Chyba męczącą noc przede mną. Poza tym przeliczając zarobki i wydatki (żłobek, benzyna na samochód i to co z pensji zostanie po opłatach) to zostanie mi około 500zł. Więc nie będzie żłobka, nie będzie kupowania benzyny do samochodu a zasiłek wychowawczy razem z rodzinnym równa się 468zł. Czy dla kogoś te przeliczenia nie są przekonujące? A najważniejsze, że Emilka nie będzie chorowała i będzie ze mną. Raz w tygodniu pójdziemy do klubu, gdzie spotykają się mamy z dziećmi, będziemy z Emilką chodziły na basen. Spotkać nas będzie można również na różnych placach i w różnych miejscach zabaw dla dzieci.
Niech no tylko jej to choróbsko przejdzie...
Na urlopie wychowawczym planuję być przez 2 lata. A jak to będzie w praktyce to się okaże. Zawsze mogę wrócić do pracy wcześniej...

Z różnych różności napiszę Wam jeszcze, że coraz częściej chce mi się drugiego dziecka. Chce mi się znowu być w ciąży i czuć się wspaniale. Z zazdrością patrzę na brzuszki ciężarnych i zaglądam do wózków z maluszkami. Mamy mogą być spokojne bo nie rzucam uroków a każdemu maluszkowi i jego rodziców życzę szczęśliwego dzieciństwa i rodzicielstwa. Chciała bym obserwować swój rosnący brzuch, czuć ruchy dziecka i powoli wchodzić po schodach. Najgorsze to spanie w ostatnim okresie ciąży. Z Emilką spało mi się tragicznie w 9 miesiącu. Było mi tak niewygodnie, że leżąc w łóżku, gdy nie mogłam znaleźć sobie miejsca, płakałam. Teraz kupie sobie różek do spania bo wiem, że to bardzo poprawia wygodę w łóżku. Ba. Ponowny poród bez znieczulenia nie jest mi straszny. I gdyby druga ciąża, a potem dziecko, były tak cudowne jak to się miało i ma z Emilką, to ja i 3 dziecko chcę mieć...

Zapachniało świętami bo na Waszych blogach coraz więcej pojawia się dekoracji świątecznych. Coraz więcej kartek na święta wystawianie na aukcjach, szyjecie choinki, robicie bombki, poduszki z motywami zimowymi. I przyznam się Wam, że tęsknię już do skrzypiącego na mrozie śniegu. Tylko do odśnieżania nie tęsknię ale to już zajęcie dla mojego taty i męża. Choć jak trzeba to i ja za łopatę chwycę i poćwiczę ciut dla zdrowia na mrozie.

U Brises zamówiłam kolejne kartki na urodziny i imieniny najbliższych solenizantów i jubilatów. Na 2 urodziny dla mojej chrześnicy, na imieniny dla mojej rodzonej siostry i urodzinową dla mojej ciotecznej siostry. A póki co możecie u Ani zobaczyć jakie cudeńko wyczarowała na urodziny mojego sąsiada. I jak tu u niej nie zamówić kolejnej pracy? No nie da się, nie da...
Ja czekam na album ślubny dla kolegi z pracy i jego świeżutkiej żony :)

Jak już jestem przy prezentach urodzinowych. Zamówiłam również dla chrześnicy na 2 urodziny imię z literek i girlandę. U kogo? Pewnie byłyście u niej na blogu bo takie rzeczy zamawiam w domowej pracowni Zamówiłam też girlandę dla Emilki do pokoju. Imię EMILKA wisi nad łóżeczkiem już ponad rok a teraz, aby dopełnić całości, zachciało mi się girlandy.

To tyle u mnie.
Możecie życzyć Emilce zdrowia i żeby kaszel i gorączka były szybko za nami.

piątek, 14 października 2011

Czasem (coraz częściej) mam ochotę się rozwieść...

Zaskoczyłam Was? Ten, kto mnie zna, zaskoczony nie jest.
Mąż mój "szanowny" jest kierowcą ciężarówki. Taka to praca, że nie ma normowanych godzin i można zapomnieć o odbębnieniu ośmiu godzin i do domu. Mój mąż zapier...a hmmm po kilkanaście godzin dziennie, na noce w domu go nie ma bo mu się nie opłaca wracać i szkoda czasu na powrót gdy można położyć się spać. Szef wie, że mój chłop ma w domu dziecko, które nie skończyło czterech lat. Teoretycznie więc nie powinien jeździć poza miejsce zamieszkania i pracować więcej niż osiem godzin na dobę. A że mój chłop głupi to zapier...a jak dziki osioł. Prędzej garba się dorobi niż pieniędzy. Zresztą taki ma charakter, że ile by nie zarobił to mało. Bo chciałby mieć na codzienne życie rodzinne czyli rachunki, jedzenie, wydatki związane z dzieckiem, benzynę. Dochodzą oczywiście nie planowane wydatki typu mechanik samochodowy, jakaś impreza. Dochodzi żłobek. Chciałby równocześnie dobrze zjeść, w weekend wypić piwo (z tym go gonię jak pies sukę), kupić sobie markowe ubranie, gdzieś wyjść co jakiś czas. No i oczywiście odłożyć na konto pieniądze... A ja mówię, albo rybki albo akwarium bo inaczej się nie da.
Ja od października wróciłam do pracy. Ale zanim zarobię konkretne pieniądze wynikające z premii za osiągnięte wyniki to minie kilka miesięcy. Teraz do połowy listopada masz szkolenie więc tylko podstawę pensji mi wypłacą. Wyniki zacznę robić od połowy listopada. Premię wypłacą mi po dwóch miesiącach licząc od miesiąca, kiedy te wyniki zrobiłam. Więc dopiero końcem stycznia dostanę pensję z wynikami.
Praktycznie więc moja pensja w całości pójdzie na żłobek dla Emilki. A że Emilka wciąż kaszle i do żłobka nie chodzi... No właśnie. Na szczęście z Emilką siedzi teraz w domu moja mama. Inaczej musiała bym znowu pójść na L4 więc pensja mniejsza o 20%...

Wracając do tematu. Mam ochotę się rozwieść. Coraz częściej mam taką ochotę. Spytacie czemu? Bo mam męża z chorymi rękami. W tygodniu w domu go nie ma bo przecież "ciężko" pracuje i mało śpi. Jak przychodzi weekend to on jest zmęczony po tygodniu pracy i odpocząć musi. I odpoczywa. Przed komputerem, przed telewizorem, przed talerzem z jedzeniem albo w sraczu.
Weźmie dziecko na minutę na ręce po czym oddaje mi je ze słowami: "weź ją bo jest ciężka". Powiem Wam, że Emilka waży 8,5 kg więc jest drobniutka.
Oczywiście jego mamusia ciągle go broni... Jak się wkur... to któregoś weekendy wyjdę z domu rano i wrócę wieczorem. Nie zostawię kartki, nie wezmę ze sobą telefonu. A on zostanie w domu z dzieckiem i bez jedzenia bo ja mu nie ugotuję... I niech się martwi i niech sobie radzi. Nawet się nie wysra spokojnie bo Emilka nie chce ostatnio sama zostawać i ciągle się domaga zainteresowania.
Mogła bym Wam tu jeszcze trochę rzeczy napisać ale nie chcę pisać zbyt dużo. Bo to i tak nie zmieni stanu rzeczy. Ja sama muszę to zmienić... A jestem tego coraz bliższa...

Określę mojego męża jednym słowem. Leń. Mamusia go tak wychowała a ja już tego nie zmienię. Eh
Czy macie jeszcze jakieś pytania?

niedziela, 9 października 2011

Mama wraca do pracy...

Emilka już prawie zdrowa. Zdarza się jej jeszcze kasłać, ale to już na szczęście, nie to, co jeszcze tydzień temu. Poza tym szlifuje chodzenie, ku uciesze swojej i reszty domowników. W sobotę była w siódmym niebie bo mieliśmy gości i prawie cały dzień wszyscy się nią interesowali. Wędrowała z rąk do rąk, z każdym się bawiła. Miał ją kto wozić w wozie drabiniastym. Pod stołem się jej spodobało i sporo czasu tam spędziła. Ponieważ ciągle miała coś w rączce i jadła to pies nie odstępował jej na krok ale nasz maluch z tego też się cieszył.

Po długich dyskusjach z mężem (moim oczywiście) idę jutro do pracy. Jeszcze nie wiem czy już wracam na stałe czy to jeszcze tylko taka faza przejściowa. Pierwsza myśl była taka, że na dwa tygodnie idę do pracy a następnie wracam na urlop wychowawczy. Na dwa tygodnie bo tyle czasu wcześniej muszę o tym urlopie poinformować pracodawcę. A dzisiaj narodziła się myśl, że z Emilką posiedzi babcia - moja teściowa. No i tu są pewne wątpliwości. Wiecie jak to jest z teściowymi... Mam pewne obawy. Ale z drugiej strony chcę wrócić do pracy a Emilki do żłobka nie chcemy już dawać bo pewnie znowu będzie chora.
Więc zobaczymy jak to będzie. Zawsze mogę przecież złożyć wniosek o urlop wychowawczy.

Zmykam więc już do kapania bo pobudka o 4:30. Jak o tej godzinie pomyślę to już zamykają mi się oczy na tak wczesną godzinę. A tu jeszcze makijaż trzeba będzie popełnić... I jak sobie jutro poradzi moja mama z Emilką w domu?

niedziela, 2 października 2011

Mój wielki powrót do pracy

Mogę Wam o nim napisać już dzisiaj. Mimo, że dopiero jutro o 6 rano mój debiutancki powrót się rozpocznie.
O godz. 4:30 pobudka i szykowanie się do pracy.
Będę pracowała 7 godzin z racji karmienia. Przez pierwsze 6 tygodni będę miała szkolenia. Prawie jakbym dopiero pracę w firmie zaczynała. Prawie robi wielką różnicę...
W pracy moim zadaniem na pierwszy dzień będzie ogarnięcie około 4 tysięcy e-maili w skrzynce mailowej. Tak, tak. Prawie 4 tysiące. Ale najpierw muszę zadzwonić do działu IT po hasło bo oczywiście go zapomniałam. Ale po 1,5 roku przerwy miałam prawo, prawda?
O 13:00 skończę pracę i przyjadę do domu. Po drodze zrobię zakupy na następny dzień, żeby mieć co jeść w pracy a w domu ugotuję obiad.

Tak wyglądałby mój jutrzejszy dzień. Wyglądałby gdyby Emilka nie była znowu chora. Znowu katar i kaszel. Kaszel z racji kataru, który nie wypływa noskiem tylko spływa do oskrzeli i grozi zapaleniem oskrzeli. Dlatego muszę oklepywać Emilce plecy kilka, kilkanaście razy dziennie. Do tego wpuszczamy sól fizjologiczną i czyścimy nosek. Dajemy wit c w kropelkach i tyle. Jak do wtorku nie będzie poprawy - kupujemy inhalator i się inhalujemy.
Jeśli i to nie pomoże to ja nie wiem co będzie...
Tak więc od jutra mam L4 po powrocie do pracy z urlopu wychowawczego...

A będąc u lekarza dzisiaj o mało co a nie opierdzieliłam pani doktor. Pani doktor na dzień dobry spytała mnie czy oklepuje dziecko i czy inhaluję. Powiedziałam, że nie. Na co pani doktor z pretensją do mnie, że w takim razie jak ja sobie wyobrażam, że dziecko wyzdrowieje? Przecież tu lekarstwa nie pomogą. Już miałam ją opierdzielić ale mi przeszło. Jakim cudem miałam dziecko inhalować i oklepywać jak nikt mi tego nie powiedział, nie zalecił, nie podpowiedział. Nie miałam nigdy do czynienia z chorym dzieckiem bo to moje pierwsze dziecko...

Pani doktor przez sam początek rozmowy nie zrobiła na mnie pozytywnego wrażenia. Gdybym miała ją określić to powiedziałabym, że pani doktor z wyższością patrzy na rodziców i ma wyżej sra niż dupę ma. Mało sympatyczna. Nie pójdę do niej więcej. O nie!

A teraz dobra wiadomość. Emilka dzisiaj zaczęła sama chodzić. Kilkanaście razy sama przeszła kilkanaście kroczków. Jak ktoś był już blisko niej bo od razu przestawała nóżkami przebierać i rzucała się w ręce. Ale ma dużo radości z samodzielnego chodzenia i jak się jej uda przejść kawałeczek to się śmieje i klaszcze z radości.
Moja kochana kruszynka...