poniedziałek, 17 grudnia 2012

"Ostatania spowiedź" debiut Niny Reichter (spoiler)

Bradin Rothfeld jest dziewiętnastoletnim rockmanem. Kobiety w całej Europie wzdychają do jego brązowych oczu i cudownej, niemal dziewczęcej urody. Wracając z trasy koncertowej Brade spóźnia się na przesiadkę i spędza noc na opustoszałym lotnisku. Jeszcze nie wie, że będzie to najdziwniejsza noc w jego życiu. Spotyka wtedy Ally Hanningan. Tajemniczą Amerykankę, która go nie rozpoznaje. Spędzają ze sobą kilka magicznych, niezapomnianych godzin. A późnej wspaniała noc się kończy.
I oboje już wiedzą, że nie spotkają się więcej.
Nigdy więcej.
Bo zbyt mocno czują, co rodzi się między nimi.

Żadne z nich nie może się teraz zakochać.
Ally jest zajęta – uwikłana w dziwny związek, z którego na razie nie może się wyplątać, a Brada obowiązuje kontrakt płytowy, który mówi – „prasa nie może odkryć twoich kobiet”. Brade jednak używa podstępu i ciągnie tę znajomość. Pozostaje tylko jeden szkopuł. Ally nadal nie ma pojęcia, kim jest Bradin.
I również skrywa pewien sekret.
Co zrobi Bradin, pragnąc dziewczyny, której nie powinien nawet tknąć? 



Kilka tygodni temu dostałam propozycję zrecenzowania "Ostatniej spowiedzi" debiutującej polskiej autorki Niny Richter. Z chęcią na propozycję przystałam wcześniej orientując się jakie są opinie na temat książki. Nie zagłębiałam się w recenzje a zerknęłam tylko na ocenę. Średnia ponad 9/10 gwiazdek dała mi do myślenia, co ta książka ma w sobie, że ma taką wysoką ocenę?

Pierwsza strona, druga, trzecia, piećdziesiąta, setna, koniec... Na tym mogłabym swoją recenzję zakończyć ale coś napisać muszę. 
Dwie główne postacie, Ally i Bradin i miłość, która spotyka ich w najmniej oczekiwanym momencie. To temat główny powieści młodzieżowej. Dziewczyna, która nie słyszała nic o popularnym zespole muzycznym
i wokalista, który związany jest umową i kontraktem z menagerem, udziela wywiadów, gra koncerty, jego dni wypełnione są od samego rana po ciemną noc. Do tego nie może się związać z żadną dziewczyną bo tego mu zabrania kontrakt. Czytelnik jest obserwatorem rodzącej się miłości młodych choć doświadczonych życiowo ludzi. Ally związana jest z kimś, kto ją wykorzystuje i jest z nią tylko po to, żeby się pokazać
z ładną dziewczyną. Nie kocha Ally. Ta zaś jest z Christophem bo tak chcą jej rodzice a dokładnie matka. Mam wrażenie, że Ally jest jej za bardzo podporządkowana i ulega w każdej kwestii. 

Ally bardzo mnie denerwowała. Podporządkowana matce, w związku z facetem, którego nie kocha a wie, że on ją wykorzystuje. W sumie nie wiem dlaczego nie zostawiła Christopha w jasną cholerę bo nie widzę powodu, dla którego musi z nim być? Bo rodzice (matka) nie dadzą jej pieniędzy na utrzymanie i będzie musiała sobie radzić sama? Jeśli ktoś jest na tyle dorosły, że może spotykać się z facetami i nawiązywać intymne relacje, to uważam, że i utrzymać się może i nie musi brać pieniądze od rodziców. Wiem, rodzice płacili jej za studia, które wcale do bezpłatnych nie należały... Dla mnie Ally jest bezpłciowa, nudna, nie ma własnego zdania, chciałaby a boi się. Jest jak dziewczynka, która wchodzi w dorosłość i dojrzewa więc jest niezdecydowana i marudna a przecież główna bohaterka książki ma dziewiętnaście lat! Studiuje i mieszka poza domem.  Jest samodzielna. Choć tylko teoretycznie bo co to za samodzielność jak jej życie ciągle kontroluje matka a rodzice dają pieniądze na utrzymanie i studia? Chyba z domu właśnie i z relacji z rodzicami wynika fakt, że jest z Christophem i jemu też jest uległa... Odebrałam Ally jako pustą dziewczynę, która potrafi tylko marudzić i tak naprawdę szuka kogoś, kto się nią zajmie i zaopiekuje. Da poczucie bezpieczeństwa, załatwi wszystkie sprawy codziennego życia a ona będzie leżała i pachniała. Ta dziewczyna w książce nie robi nic prócz studiowania. Interesuje się fotografią i sama fotografuje. Ally ewidentnie brakuje tego, co ma Tom, brat Bradina. Jaja...

Bradin. Chłopak, który marzył o byciu wokalistą, o własnym zespole i byciu gwiazdą. Rzeczywistość jednak przerosła jego marzenia i wyobrażenia. Momentami ma dosyć i chciałby żyć jak jego rówieśnicy albo grać komercyjną muzykę w małych klubach dla małej garstki słuchaczy. Teraz musi uważać na każde słowo wypowiedziane publicznie, na każdy gest, nie może publicznie się pokazać bo zaraz otoczony jest fankami. Nie raz musi uciekać przez nawiedzonymi fankami bo z "wielkiej miłości" mogłyby zrobić mu krzywdę...
Idealny do granic możliwości. Choć dla mnie to już nawet poza granicami. Bo idealnych ludzi przecież nie ma. Autorka wykreowała jednak Bradina, żołnierza na białym koniu, który pojawia się by wybawić księżniczkę z wysokiej wieży albo z rąk okrutnego człowieka...

Fabuła. Tu mam największe zastrzeżenia. Po przeczytaniu kilkudziesięciu stron zastanawiałam się w czym tkwi fenomen książki? Kiedy zacznie się dziać coś, co odpowie na taką wysoką ocenę książki? Ally i Bradin spotykają się aby za krótki czas od siebie uciec. Potem znowu są razem, znowu każde osobno, znowu razem, znowu osobno... Czasem zachowują się jak dzieci: infantylnie i niepoważnie. Ich zachowanie budzi moje zdziwienie bo jest nierealne. Sytuacje i zdarzenia, w których się bohaterowie znaleźli czasem wręcz bajkowe. Autorka poszalała trochę z głównymi bohaterami pozwalając na niedojrzałe zachowanie Ally
i idealizm Bradina. Ale "Ostatnia spowiedź" nie jest typowym romansem. Poznajemy od kulis życie popularnego zespołu muzycznego, są oczywiście dramaty, niedomówienia, pomówienia. Tajemnice skrywane przez bohaterów. No i dialogi. Straszne. Nie wnoszą nic do fabuły, według mnie są zbędne i płytkie. Miałam też wrażenie, że cała historia (prócz początku, gdzie bohaterzy się poznali) dzieje się wciąż w jednym miejscu a wiem, że tak nie było. Autorka chyba nie bardzo potrafiła przenieść czytelnika z miejsca na miejsce.
Zakończenie pierwszej części trochę przewidywalne. Zastanawiam się też co oznacza tytuł? Pomysł na książkę był dobry tylko wykonanie... się nie udało. Tak skwituję "Ostatnią spowiedź".

Debiut Niny Reichter uważam jednak za udany skoro tak wysoko czytelnicy ocenili jej książkę. Sama uważam, że autorka ma ciekawe pióro i potrafi pokazać uczucia, których w książkach jest coraz mniej. Potrafi wywołać w czytelniku emocje, których brakuje przy czytaniu innej literatury. U mnie jednak twórczość Niny Reichter nie spowodowała ani uśmiechu ani łez. Nie wzruszyła mnie na tyle, żebym nie mogła po lekturze "Ostatniej spowiedzi" spać. Ale muszę przyznać, że "Ostatnią spowiedź" czyta się jak książkę autora zagranicznego a nie naszego, rodzimego. Gdybym nie znała nazwiska (choć Reichter chyba nie jest polskim nazwiskiem) to z pewnością napisałabym, że autorka jest zagraniczną pisarką. Jak się dowiedziałam, pisarka jest pochodzenia polskiego.
Jeśli autorka napisze książkę dla dorosłego czytelnika, z chęcią przeczytam licząc na coś więcej niż tylko zapowiedź dobrej lektury. Czy przeczytam kolejną część "Ostatniej spowiedzi"? Z pewnością nie kupię jej sama. Jeśli dostanę do recenzji to przeczytam. Jeśli nie, nie będę płakać...


Moja ocena
4/10

Za książkę dziękuję wydawnictwu Novae Res

piątek, 14 grudnia 2012

"Wiśniowy Dworek" Katarzyna Michalak


W Wiśniowym Dworku, gdzieś pod litewską granicą mieszka Danusia. Jest nauczycielką w wiejskiej szkole i nie wyobraża sobie życia w wielkim mieście, pełnym spieszących się ludzi.

Na warszawskim Mokotowie, niedaleko parku Morskie Oko, mieszka Danka. Jest przebojową biznesmenką w międzynarodowej korporacji i nie wyobraża sobie życia na wsi, gdzie życie toczy się powoli, a jego rytm wyznacza przyroda. Te dwie kobiety pozornie dzieli wszystko, ale łączy jedna tajemnica.

I jeszcze ktoś. Mężczyzna, który przybył z przeszłości, by odebrać to, co do niego należy...









Książki z serii owocowej mają to do siebie, że są słodkie. Ale nie jak Harlequiny czy tanie romansidła. Historie opisane w książkach z owocowej serii są magiczne i przenoszą w magiczny świat, gdzie człowiek odnajduje szczęście. Szczęście w bardzo szerokim rozumieniu. Bo nie chodzi tylko o materialne szczęście ale również o rodzinę, przyjaźń czy odnalezienie siebie... "Wiśniowy Dworek" pochłonęłam w jeden wieczór. Takiej książki nie da się czytać dłużej choć potem się żałuje, że lekturę ma się już za sobą...

"Wiśniowy Dworek" dostałam od autorki za wzięcie udziału w konkursie na recenzję. Moje recenzje to taka pisanina bardziej niż prawdziwe recenzje ale ucieszyłam się jak dziecko, że się udało. 

Danusia i Danka są dorosłymi kobietami, które nic o sobie wzajemnie nie widzą. Nie wiedzą o istnieniu tej drugiej. Ale niebawem się poznają i wszystko stanie się jasne. Zamienią się wówczas miejscami i Danka będzie Danusią a Danusia Danką. Ale w całej historii palce macza tajemniczy na początku mężczyzna o imieniu Daniel. To on doprowadza do spotkania Danusi z Danką choć nie spodziewa się i nie przewidział, że kobiety wpadną na pomysł zamiany miejscami i życiem. Daniel od początku realizuje swój plan, zapłacenia za przeszłość i za zło, które ktoś wyrządził. Świadomie czy nie to już sprawa punktu widzenia.
Danusia, Danka i Daniel. Co łączy tą trójkę? A może jest ich więcej? Ich czyli kogo? Dlaczego kobiety zamieniły się swoim życiem z ta drugą? I gdzie tu jest romantyzm? Gdzie tu sensacja i kryminał? Będzie się działo, oj będzie się działo...

Ponieważ czytałam kilka książek autorstwa Kasi to wiedziałam, że "Wiśniowy Dworek" mnie wciągnie i jak zacznę to w mig skończę. Ale, ale. Bardzo podobała mi się pierwsza część historii do momentu wyjaśnienia, kim jest owy Daniel. Choć przyznam, że domyśliłam się w pewnym momencie kim są Danusia i Danka. Daniela się nie domyśliłam. Kasiu, udało Ci się. Tu było moje pierwsze zaskoczenie. 
Książkę czytałam z wielką przyjemnością. Nikt tak jak autorka nie potrafi rozpisać całej historii aby ciągle się coś działo. Nawet jak czytelnik przekonany jest, że to już koniec to autorka znowu coś wymyśli i losy bohaterów się znowu się komplikowały.

Teraz czas na ale. Niektóre sytuacje czy zachowanie bohaterów trochę mnie irytowało. Czasem sam bohater bo przecież nie ma w życiu tak, że wszystko się udaje nawet jak na początku było do bani. Nie jest nigdy cudownie nawet gdy wydaje się, że jest. Autorka trochę odleciała (jak to Kasia M.) wymyślając fabułę i zafundowała nam historię i ludzi, którzy nie mają prawa żyć obok nas. Jak to w serii owocowej mamy happy end. Danusia i Danka od razu przypadły sobie do gustu i się polubiły. Stały się prawie przyjaciółkami. Nie miały względem siebie żadnych ale. Nie były wobec siebie nieufne, podejrzliwe. Ja na miejscu tych kobiet, gdyby pojawiła się druga "ja" miałabym dużo pytań, obserwowałabym. Z pewnością nie rzuciłabym się w ramiona drugiej "ja" tak jak zrobiły to Danusia i Danka. Owszem, nie zrobiły tego od razu a może wino im pomogło ale jak dla mnie zbyt szybko odbyło się owe zakumplowanie.

Drugie ale dotyczy sensacji. Fajnie, że autorka nie zbudowała fabuły wyłącznie na historii Danusi, Danka i Daniela a wprowadziła akcję i sensację oraz kryminalne wątki ale uważam, że choć się starała to nie wyszło to zbyt dobrze. Wiem, że seria owocowa nie jest serią sensacyjną i takiej lektury nie oczekiwałam ale gdy Kasia zdecydowała się taką treść wprowadzić do książki to mogła wątek kryminalny trochę bardziej rozbudować i dopracować. Bo cóż jest sensacyjnego w "Wiśniowym Dworku"? Daniela przeszłość i teraźniejszość i fakt, że ściga go Interpol za okradanie banków i mafia. I tyle jest kryminału i sensacji. No, nie licząc kajdanek na rękach Daniela na końcu książki... Ale nie na długo :)

Ogólnie rzecz ujmując, "Wiśniowy Dworek" bardzo mi się podobał. Nie należy on do książek górnolotnych ale też nie otumania. Daje do myślenia i porusza trudne tematy. Jak choćby handel dziećmi, wyścig szczurów, trudy życia na wsi czy polskie szkolnictwo. Przekrój poruszanych spraw w książce jest szeroki. Wiele wątków będzie Wam bliskich i pewnie nie raz spotkałyście się w życiu z poruszanym tematem z książki. "Wiśniowy Dworek" to jednak miejsce magiczne jak każde miejsce z serii owocowej. Zastanawiam się, która z książek z serii podobała mi się najbardziej. "Wiśniowy Dworek" z pewnością :) Mam nadzieję, że "Jabłoniowe Wzgórze" przebije "Wśniowy Dworek" i to "Jabłoniowe Wzgórze" będzie moim ulubionym wśród owocowych miejsc na ziemi.

Poznałam losy bohaterów "Roku w Poziomce", "Lata w Jagódce" i "Powrotu do Poziomki" a teraz znam historię ludzi, których imiona zaczynają się na D. D jak Danusia, D jak Danka i D jak Daniel...  Czekam więc na bohaterów z "Jabłoniowego Wzgórza"... Póki co polecam "Wiśniowy Dworek" i każdą książkę, która na okładce ma na pisane, że jej autorką jest Katarzyna Michalak W styczniu w moje ręce trafi zaś "Mistrz". Zima 2013 może być gorąca a jesienią będziemy mieli wyż demograficzny...


Moja ocena 
8/10


czwartek, 13 grudnia 2012

"Historia prawdziwa kapitana Haka" P.D. Baccalario

28 kwietnia 1829 roku w Windsorze rodzi się dziecko, które może odmienić losy Anglii. To nieślubny syn króla Jerzego IV i z tego powodu niemowlę i jego matka muszą natychmiast opuścić dwór. James Fry wchodzi na pokład statku, gdy ma zaledwie trzynaście lat, i od tego momentu rozpoczyna życie pirata – wkrótce stanie się najbardziej poszukiwanym człowiekiem imperium brytyjskiego. Ten wyjęty spod prawa wygnaniec ma przy sobie stary zegarek – klucz do swojej przeszłości. Do historii przejdzie jako Młody Lord, Bosy, Książę Mórz… Nikt jednak nie wie, że jest prawdziwym kapitanem Hakiem.


Wydawnictwo: Olesiejuk












To było moje drugie spotkanie z literaturą skierowaną do młodzieży a napisaną przez włoskiego autora, który zasłynął z serii Ulysses Moore. Pierwsza część tej serii za mną a następne czekają na swoje pięć minut. Tym razem w moje ręce trafiła najnowsza książka P.D. Baccalario.

Poznajemy Jamesa Fry’a, który urodził się jako nieślubny syn króla Jerzego IV. Mimo spisku, który uknuł jego wuj, James razem ze swoją matką trafia z Wielkiej Brytanii do Indii i tam mieszka do trzynastego roku życia. Od najmłodszych lat coś ciągnie Jamesa na morze. James sam nie wie co a matka nie zdradza synowi prawdziwej historii jego urodzenia i pochodzenia. Wszak do tego się zobowiązała aby ocalić życie swoje i syna. James ucieka z domu a wcześniej realizuje podrobiony czek na 60 funtów. Część oddaje matce a część bierze ze sobą i ucieka z domu w nieznane… Trafia na statek, który od tego momentu będzie jego domem. 
Czy James wróci do domu? Jak stanie się kapitanem Hakiem? Co się stanie z jego ręką, którą z czasem zastąpi słynny hak?  Czy James dowie się kto jest jego prawdziwym ojcem? Jaki naprawdę był kapitan Hak? Porywał i zabijał czy tylko kradł? Odpowiedzi znajdziecie w książce, którą polecam.

Od książki nie można się oderwać. Każda strona to zapowiedź kolejnych emocji. Rozdziały nie wieją nudą a w każdym czeka przygoda. Prosty język, krótkie zdania, sporo dialogów, spore litery, krótkie rozdziały zachęcają do lektury. Autor potrafi przedstawić historię tak, żeby nie była nudna choć nie buduje tak napięcia jak bym się spodziewała po takiej książce i po kapitanie Haku. 

Moje odczucia i wrażenia po lekturze są bardzo pozytywne choć mam kilka ale. Nie często zdarza mi się czytać książki skierowane do młodego czytelnika a jak już mi się zdarzy to jestem pozytywnie zaskoczona. To chyba dobrze świadczy o naszym rynku wydawniczym? A może ja tak dobrze trafiam?  W „Historii prawdziwej kapitana Haka” za mało było, jak dla mnie, przygód związanych z Jamesem gdy stał się kapitanem Hakiem. Biorąc książkę w ręce myślałam, że na początku będzie kilka/kilkanaście stron o narodzinach chłopca i krótko o jego życiu a potem to się autor rozkręci i pokaże nam jaki był Hak Spodziewałam się, że autor skupi się w największej części na życiu kapitana Haka a skupił się na życiu Jamesa Fry'a.

Książka podzielona jest na trzy części a każda część podzielona na lata a  te na rozdziały. Rozdziały krótkie, wciągające i nim się czytelnik spostrzeże, już jest po podróży odkrywającej historię prawdziwą kapitana Haka… Takie podzielenie całego opowiadania sprawia, że całość mija tak szybko jak mile na statku. Mi lektura zajęła dwie godziny. Spore litery, krótkie zdania. Nie ma wyrazów obcych, które mogłyby utrudniać lekturę. Jest kilka obcych zwrotów ale nie powodują one w żaden sposób, że czytelnik wybija się z rytmu czytania. Ja osobiście nie lubię gdy w książce są przypisy a już nie daj Boże na końcu książki. Przyznam, że nie zerkam do nich wówczas i nie wiem czy to ma jakieś znaczenie dla całości czytanej przeze mnie lektury… 

Zwróćcie uwagę, że książka nie jest klejona a szyta… Czy dobrze kojarzę, że to rzadkość na obecnym rynku książkowym? Pomysł zszycia książki zamiast tylko skleić grzbiet uważam za bardzo trafiony. Ponieważ historia jest wciągająca to książka będzie często w rękach czytelnika a zszycie kartek spowoduje, że książka nie rozleci się po pierwszym przeczytaniu. Co do wydania to Olesiejuk jak zawsze się postarał i wydał książkę, która może być ozdobą półki z książkami. Książka wygląda bardzo ładnie. Twarda okładka z obwolutą. Z tyłu na obwolucie informacja do jakiego czytelnika skierowana jest lektura. Po otworzeniu okładki czytelnik widzi mapę ukazującą część świata i statek, którym prawdopodobnie podróżował kapitan Hak. Mapa jest zapowiedzią dobrej i wciągającej lektury o przygodach i podróżach.  


""Historia prawdziwa kapitana Haka" będzie świetnym prezentem pod choinkę dla młodego czytelnika. Polecam.




Moja ocena
7/10 

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Olesiejuk
 

czwartek, 6 grudnia 2012

Mikołaj zawita do...

 Trochę Was wzięło udział w zabawie "książka ze stosu". I przyznam, że nie spodziewałam się takiej ilości zgłoszeń.
Ale żeby nie przedłużać.
Pierwszą osobą, którą wybrałam była Milanova ale nie wstawiła podlinkowanego zdjęcia więc wybrałam drugą osobę.

 I tak ta książka powędruje do tej osoby.

Muszę jedno słowo w kwestii wyjaśnienia. Te z Was, które zaglądają do mnie na bieżąco wiedzą, że "Kwiaciarka" znalazła już nowy dom w ramach zabawy "zgadnij co jest na zdjęciu". "Nieznajoma" byłą pożyczoną książką, jej też więc nie mogłam oddać. "Krawcowa z Madrytu" to moja ulubiona lektura i choć kosztowała 9,90zł to zostaje już u mnie na zawsze. Chciałam oddać "Kolekcjonera" ale na blogu właścicielka nie miała podlinkowanego zdjęcia. "Agnes Grey" również znalazła nowy dom. Dlatego też wybrałam "Drugie piętro", które zamieszka u Wiły.
Miłej lektury życzę.

Obiecałam, że jeśli udział w zabawie wezmą więcej niż dwie osoby, będzie jeszcze jedna nagroda na chłodne a nawet mroźne dni. Tę nagrodę dostanie ta osoba, która jako pierwsza napisze do mnie e-maila w tytule wpisując hasło "MIKOŁAJ". No to kto to będzie?

A ja niecierpliwie czekam na"Ostatnią spowiedź".


 Czytałyście już?

środa, 5 grudnia 2012

Dobra passa trwa. Drugi stos wygranych książek

Co ja poradzę, że ostatnimi czasy mam szczęście? Dotarły do mnie dzisiaj kolejne książki, które wygrałam :) Cieszę się z nich choć w domu książek do przeczytania mam od groma. Ale tego w domu nigdy za dużo, prawda?

Oto one, od góry:
- "Doula" Bridget Boland,
- "Dziewczyna, która chciała zbyt wiele" Jennifer Echols,
- "Bóg nigdy nie mruga" Regina Brett,
- "Mężczyzna, którego nie chciała pokochać" Federico Moccia,
- "Helena Rubinstein. Kobieta, która wymyśliła piękno" Michele Fitoussi.
 Na zdjęciu nie ma jeszcze dwóch pozycji. "Mick. Szalone życie i geniusz Jaggera" Christopher Andersen. Tę książkę wygrałam na facebooku :) A druga książka to "Wiśniowy Dworek" Kasi Michalak. Tę książkę dostałam za recenzję "Nadziei". "Wiśniowy Dworek"  od razy przeczytany i na dniach powinnam coś na temat książki naskrobać.

To tyle z nowości. Spodziewam się jeszcze kilku książek, bo wygrałam kolejne i mają do mnie dotrzeć książki z wymiany na LC, na które wymiany umówiłam się około miesiąca temu. Ale nie wydałam na książki ani złotówki :) A moje urodziny za ciut więcej niż miesiąc więc dojdą kolejne książki i w ten oto sposób zacznę rok 2013 :)

Przypominam, że
tutaj można wziąć udział w zabawie i wygrać jedną książkę. Do końca zabawy został jeden dzień...

piątek, 30 listopada 2012

Jestem sierota... Normalna trąba ze mnie...

Nie, żeby pogoda mnie tak nastrajała. Jakoś tak życie mnie nastraja wczoraj i dzisiaj...
Jestem na urlopie wychowawczym i otrzymuję zasiłek wychowawczy z Ośrodka Pomocy Społecznej. 400zł plus 68zł zasiłku rodzinnego. Dużo i mało. Ale jak się nie ma tych 468zł to jest to dużo...
Pieniądze powinnam mieć najpóźniej ostatniego dnia miesiąca za miesiąc ubiegający. Przeważnie pieniądze miałam przedostatniego dnia miesiąca a nawet wcześniej. Ale nie w tym miesiącu...
Zasrałam sprawę i tyle... Dzwoniłam wczoraj spytać się pań w OSP czy zrobiły przelewu na co pani mi odpowiedziała, że jeśli złożyłam wniosek we wrześniu to przelew poszedł.
Ja uspokojona, bo dokumenty złożyłam rok temu, rozłączyłam się i zadowolona co jakiś czas zerkałam na konto... A tam pusto...

Dzwonie dzisiaj raz jeszcze i pytam się czy mi się nie skończył okres zasiłkowy a druga pani do mnie, że pewnie że się skończył jeśli nie złożyłam nowego wniosku o zasiłek.  Do jasnej cholery.... Pewnie, że nie złożyłam bo nie wiedziałam, że trzeba złożyć, odpowiedziałam pani. Oczywiście nie powiedziałam "do jasnej cholery"... Pani do mnie z pytaniem czy czytałam decyzję dotyczącą przyznania wniosku bo tam była informacja do kiedy zasiłek jest przyznany. No czytałam, pewnie że czytałam ale rok temu...
A tym razem, wyjątkowo nie zapisałam sobie w kalendarzu w okolicach listopada, że należy złożyć nowe dokumenty. 
I zasiłek za listopad poszedł się .... No właśnie. Przepadł bo nie dałam rady dzisiaj załatwić dokumentów z ZUS-u, US i od pracodawcy. To znaczy, dałabym załatwić od pracodawcy bo od ręki, z ZUSu bo od ręki ale z US nie. Tam trzeba czekać do 7 dni... Może jeszcze udałoby mi się zaświadczenie załatwić od ręki, jak pani w US byłaby ludzka ale takie samo zaświadczenie z US musi przedłożyć mój mąż... A mój mąż jest w Wielkim Mieście Lubawskim i nie ma opcji, żeby był dzisiaj do godz 16:00 w US... 
No i tak jestem 468zł w plecy...

Teraz mam czas do 10 grudnia, żeby złożyć dokumenty, to dostanę zasiłek końcem grudnia za grudzień. Jeśli nie zdążę to za grudzień zasiłek wypłacą mi w styczniu...
Czy ktoś z Was ma zbędne 468zł? Chętnie przyjmę ;)
 


środa, 21 listopada 2012

O groszu i chlebie - spostrzeżenia ze sklepu

W sumie to nie ma o czym mówić i fermentu siać ale chciałam się z Wami podzielić moimi spostrzeżeniami ze sklepu. Jaki sklep to nie ma znaczenia bo w każdym dzieje się podobnie.




źródło
Wczoraj już przy kasie:
Dałam kasjerowi pieniądze a że miał mało drobnych poprosił mnie o 5 groszy, żeby łatwiej mu było mi wydać resztę. Dodam, że suma za zakupy wyszła 19,74 groszy. Kasjer powinien mi wydać więc 31 groszy. Dał mi do ręki 30 groszy i mówi, dziękuję i zapraszam ponownie i bierze się za następną osobę. Ja się patrzę na pieniądze trzymane w garści i chwilę się zastanawiam czy ja źle liczę czy kasjer wydał mi 1 grosz za mało... Wiem, to tylko jeden grosz. Ale ja w ciągu tygodnia zostawiłam już 2 grosze bo kasjerzy nie mieli wydać 1 grosika... No więc pytam się kasjera dlaczego tak mi wydał reszty? A on pyta się jak? Mówię, że brakuje 1 grosza. A kasjer na to, że nie ma mi wydać 1 grosza, przepraszam Że musi w takim razie rozmienić pieniądze, żeby mi wydać.. Na co ja mówię, że ja poproszę ten 1 grosz bo innymi razy kasjerzy dwukrotnie nie mieli wydać 1 grosza. Zwróciłam też mu uwagę, że zanim podjął decyzję, żeby mi 1 grosza nie wydać to powinien się mnie zapytać bo to są moje pieniądze. Pan się zrobił czerwony, trochę się zmieszał, nie odpowiedział. A w kolejce przy kasie ludzie pewnie sobie o mnie pomyśleli...
A co?! W sumie to były moje pieniądze. Po drugie kasjer mógł zapytać a być może powiedziałabym, że nie ma sprawy i sobie ten grosz daruję. Ale z drugiej strony, gdybym nie miała jednego grosza to nie wiem czy kasjer by się zgodził na "groszową promocję"... Czepiam się? Uważam, że nie. Sklep,w  którym robiłam i codziennie robię zakupy to sieć marketów. Ciesząca się dużymi obrotami więc grosz do grosza...
A poza tym przy kasie znalazłam wówczas 20 groszy :)



źródło
Dzisiaj przy pieczywie, ten sam sklep:
Podchodzę do pieczywa bo chcę jeden chleb wziąć i widzę, że pan (klient) wsadza rękę do pojemnika z pieczywem i każdy chleb maca. Nie wiem co sprawdzał bo w tym sklepie chleb wyjmują z pieca kilkanaście (jeśli nie kilkadziesiąt) razy w ciągu dnia. Zwróciłam uwagę panu, a jakże! Nie byłabym sobą gdybym przemilczała. na co pan mi mówi prosto w oczy, że on tylko jeden chleb brał. A ja, że widziałam. Pan był w sklepie z żoną i córką (tak to wyglądało) i córka do mnie mówi coś w stylu: "ale się stało... ekspedientki chleb gołymi rękoma wyjmują i to pani nie przeszkadza". A ja widzę codziennie robiąc zakupy, że chleb wysypywany jest bezpośrednio z plastikowych skrzynek do pojemników albo wyjmowany przez siatkę.
Znowu się czepiam? Nie. Wyobraźmy sobie, że pan, któremu zwróciłam uwagę jest na moim miejscu a na miejscu tego pana jest osoba bezdomna, brudna i śmierdząca. Myślicie, że temu "mojemu" panu nie przeszkadzało by takie zachowanie?

poniedziałek, 19 listopada 2012

Nigdy nie mów nigdy - stosik

Zrobię wszystko, żeby do końca roku (a może i dłużej) nie wydać złotówki na książki kupione przeze mnie ale nie będę się również wymieniała książkami. Powód jest prozaiczny dla każdego mola książkowego. Nie, nie chodzi o brak finansów choć to też. Ja mam tyyyle książek do przeczytania, że nie daję już rady. Wzięłam sobie jeszcze dodatkowe zajęcie charytatywnie związane z książkami i wolny czas poświęcam teraz na to właśnie zajęcie. Czytam po kilka stron dziennie i to już z zamkniętymi prawie oczami. No więc mówię sobie: dość!

A teraz zerknijcie co przybyło na moje półki:

Lewa strona od góry to "Historia prawdziwa kapitana Haka" do recenzji od wydawnictwa Olesiejuk Bardzo lubię książki z tego wydawnictwa i mam ochotę na kolejną młodzieżową literaturę spod pióra Pierdomenico Baccalario.
Następne to "Narzeczone lorda Ravensdena", "Kłopotliwy dług księżnej" i "Czarny brylant" to powieści historyczne (coś co uwielbiam) kupione za grosze a następnie "Biała wilczyca" (długo jej szukałam i mam) "Wino z Malwiną" (też się jej naszukałam) i "Nadciąga burza". To książki z wymiany na LC.

 Prawa strona to w 100% zakup własny od mojej ulubionej Izuś "Gra z mordercą", "Kamyk" (zastanawiałam się nad nią i mam nadzieję, że nie pożałuję), "Preludium brzasku", "Nic nie trwa wiecznie" (czytam "Wrześniowe dziewczynki" i docelowo chcę mieć wszystkie książki tej autorki) i "Najnowsze przygody Mikołajka". Brakuje jeszcze jednej książki, która stoi już na półce z książkami Emilki a mianowicie "Sprzedawca czasu" Elżbiety Wojnarowskiej.

O tyle cięższe są moje półki a ja chętna na nowe wrażenia, historie, emocje i spędzenie czasu z książką... Zmykam do roboty bo książki czekają i stygnie mi herbata z cytryną i sokiem malinowym własnej roboty :)

Dobrej nocy Wam życzę...

niedziela, 18 listopada 2012

Co jest na zdjęciu? Rozwiązanie i wyniki

Witajcie.

Bardzo się cieszę, że mój rebus cieszył się taką popularnością. Mimo, że nie należał do najtrudniejszych to nie był banalnie prosty bo sporo odpowiedzi było błędnych.
Poprawna odpowiedź to "karta książki" i takie odpowiedzi brałam pod uwagę.
"Kwiaciarka" wędruje więc w ręce tej osoby. Gratuluję Ci :) Taki sposób prezentacji zwycięzcy podpatrzyłam gdzieś na blogu i mi się spodobał. Kochana, na Twój adres czekam do środy.
Niebawem postaram się zorganizować kolejny rebus. Chcecie?

***************************

Jak minął Wam weekend? Mi pod hasłem "wino i pogaduchy". Przyjechała do mnie siostra cioteczna, którą bardzo lubię (bo, że kocham to normalne) i wieczorami, gdy mój mąż i Emilka już spali, ja z siostrą wykapane siedziałyśmy lub leżałyśmy na jej łóżku i pijąc półsłodkie wino z Biedronki (cena wprost śmieszna a wino pycha) gadałyśmy, gadałyśmy i gadałyśmy. Pierwszego wieczoru do 1 w nocy a drugiego do 1:30 w nocy. Rano ja wstawałam około godz 8:00 a reszta domowników spała do godziny 9:00 albo ciut dłużej. Tacy to mają dobrze, prawda?

Dzisiaj przede mną trochę pracy jako bibliotekarz bo muszę zrobić porządek z książkami i może uda mi się jeszcze przeczytać kilka stron "Wrześniowych dziewczynek", które zaniedbałam ostatnio z powodu wizyty wyżej wspomnianej siostry.

Jutro pokażę Wam moje kolejne książki, która dotarły do mojej biblioteczki. W ten sposób do końca roku (co najmniej) nie kupuję i nie wymieniam się książkami.

Dobrej nocy Wam życzę...

czwartek, 15 listopada 2012

Muszę. Wybaczcie ale muszę. Będę się chwalić...

Miałam nowe nabytki pokazać jutro jak dotrze jeszcze jedna przesyłka ale nie mogę. Wybaczcie ale muszę się pochwalić co udało mi się wygrać w konkursach w ciągu 3 tygodni.




Od góry:
- audiobook "Irena" Małgorzaty Kalicińskiej i Basi Grabowskiej,
- "Kamienica przy Kruczej" Maria Ulatowska,
- "Zaułek szczęścia" Urszuli Jaksik,
- "Piernikowe makabreski" Joanne Fluke,
- "Złudzenie" Thomas Erikson,
- "Wielka księga dobrych manier" Elisabeth Bonneau,
- trylogia "Zakręty losu" Agnieszki Lingas - Łoniewskiej.
Cieszą oko, prawda?
Tym razem nie podzielę się z Wami tymi książkami bo każda jest dla mnie ważna i każdą chcę mieć na własność.

Co mam czytać w pierwszej kolejności? Ja najpierw mam ochotę na "Kamienicę przy Kruczej" a potem trylogię... Następne nie mają już znaczenia :)

środa, 14 listopada 2012

Zabawa w "co jest na zdjęcu?". Do zgarnięcia książka...

Macie ochotę na szybką zabawę?
Jakiś czas temu wpadło w moje ręce to coś co jest na zdjęciu. I nie chodzi o winogrona :)
Zasady są następujace:

1. Zabawa tylko dla osób aktywnie blogujących na terenie Polski. Jeśli jesteś spoza Polski a chcesz wziąć udział w zabawie, pokrywasz koszty wysyłki nagrody.
2. Odpowiedź poprawnie na pytanie: co znajduje się na zdjęciu przedstawionym poniżej? Odpowiedź należy wysłać WYŁĄCZNIE na e-maila vivi22@poczta.onet.pl  a w tytule napisać KONKURS.
3. Warunkiem koniecznym jest podlinkowanie poniższego zdjęcia.
4. Wśród poprawnych odpowiedzi wylosuję książkę "Kwiaciarka" Ksawerego de Montepina. Jeśli poprawna odpowiedź będzie jedna to zwycięzcę wyłonię bez losowania.
5. Sponsorem i organizatorem konkursy jestem wyłącznie ja jako Vivi22.
6. Wyniki ogłoszę 18 listopada w niedzielę a więc zgłaszać się można do ostatniej chwili. Po ogłoszeniu zwycięzcy na adres do wysłania nagrody czekam 3 dni robocze czyli do środy włącznie. Po tym czasie książka pozostaje u mnie a konkurs jest nierozstrzygnięty.
7. Nagrodę wyślę do końca listopada 2012 roku na adres podany przez zwycięzcę. Przesyłka z nagrodą wysłana będzie listem poleconym przez Pocztę Polską na terenie Polski. Jeśli nagroda do mnie wróci nie wysyłam jej ponownie. Jeśli nagroda zaginie, nie biorę odpowiedzialności za niedoręczenie przez Pocztę Polską.
8. Reklamacje przyjmuję przez 5 dni od momentu ogłoszenia wyników.

No to co znajduje się na poniższym zdjęciu?






Powodzenia!

.

czwartek, 8 listopada 2012

Jesienny stosik, Tosia miętosia i jedna książka dla Was.

Dawno nie pokazywałam co przybyło na moje półki z książkami. Za chwilkę napiszę o szczegółach a póki co poznajcie nowego członka naszej rodziny. Choć powinnam napisać członkinię naszej rodziny bo to koteczka. Nazywa się Tosia i ma około pięciu miesięcy. Mieszka z nami od września i na dobre zadomowiła się u nas. Nie boi się już naszej suczki ratlerki i dwóch dorosłych kotek. Ponieważ dorosłe kotki są czarne z białymi krawatkami to Tosia dla odmiany jest maści szary pręgus. 


Emilka bardzo Tosię polubiła do tego stopnia, że zaczęła ją teraz nosić na rękach. A że Emilka jeszcze mała i rączki ma malutkie to Tosia broni się przed noszeniem na rękach i musimy ją ciągle ratować z opresji. Rano przychodzi do nas do łóżka gdy Emilka pije mleko i łapie przez kołdrę nogę Emilki. Zastanawiam się kto ma większą radochę z takiej zabawy: kot czy Emilka? Nasza młoda kociczka lubi układać się na kolanach i mruczy z zadowolenia. Gdy jemy to obowiązkowo siada na wolnym krześle i łapki kładzie na stół. Tylko talerzyka i sztućców jej brakuje... 
Gdy Tosia z nami zamieszkała, miałam z nią mały problem. Jestem alergikiem a największym alergenem dla mnie jest kocia sierść. Nie mogłam głaskać Tosi ani przytulać bo od razu kichałam, miałam katar a moje oczy zwężały się do wielkości szpary pod drzwiami i przybierały kolor zmarzniętego nosa. Teraz jest dużo lepiej choć nadal mam katar. Jeszcze trochę i uodpornię się na sierść Tosia tak jak na sierść naszych dwóch pozostałych kotek. 

No to teraz jesienny stos i szczegóły:

Od dołu:
- "Kolekcjoner" Alex Kava z wymiany z LC,
- "Pensjonat na wrzosowisku" i "Miłość na wrzosowisku" Anna Łajkowskiej" z wymiany na LC,
- "Sekret mojego turbanu" recenzja Nadia Ghulam recenzencka od wydawnictwa Bellona,
- "Strażnik Gułagu" Iwan Czystjakow recenzencka j.w.,
- "Zgubieni" Charlotte Rogan zakup własny na targu z książkami,
- "Drugie piętro" Andrzej Gumulak z wymiany na LC,
- "Spotkamy się pod drzewem ombu" Santa Montefiore zakup własny na targu z książkami,
- "Pandemonium" Lauren Olivier, z wymiany na LC. Ma ktoś na wymianę "Delirium"?
- "Fabrykantka aniołków" Camila Lackberg, z wymiany na LC,
- "Kwiaciarka" Ksawery de Montepin, j.w.,
- "Agnes Grey" Anne Brontë, zakup własny,
- "Nieznajoma" Pamela Schoenewaldt, pożyczona od siostry. Jeśli czytałyście "Krawcową z Madrytu" i lektura się Wam podobała to "Nieznajoma" też sprosta Waszym oczekiwaniom. A na wierzchu leży właśnie "Krawcowa z Madrytu" kupiona tutaj za straszne pieniądze bo za 9,90zł...  Ponieważ bardzo mi się podobał debiut Marii Duenas to musiałam mieć tę książkę u siebie w domu aby móc w każdej chwili do niej wrócić. A wrócę nie raz. Polecam Wam jeśli nie czytałyście. Zarezerwujcie sobie wolne wieczory bo gwarantuję, ze trudno będzie się od książki oderwać. 



 Drugie zdjęcie prezentuje książki z biblioteki, które będę czytała Emilce. Wieczorem, przed spaniem kładę się z Emilką na naszym, dużym łóżku i czytam Emilce bajkę. Przy okazji opowiadamy co jest na obrazkach i wracamy po piętnaście razy do wcześniejszych obrazków. W ten sposób z książeczką spędzamy około pół godziny bo inaczej się nie da :) Gdy ja skończę czytać, Emilka bierze książeczkę, przekręca strony i czyta. A gdy skończy mówi "koniec" i idzie do swojego łóżeczka spać. I nie ma, że mi się nie chce wieczorem czytaj jej książeczek. Czytanie musi być i koniec. Ale cieszę się, że lubi książki. Chodzi ze mną do biblioteki i wybieramy książeczki. Przy okazji uczy się obycia z biblioteką. Wiem, że ma na to jeszcze czas bo w Boże Narodzenie skończy 2,5 roku ale dlaczego mam jej nie zabierać ze sobą do biblioteki? Mam nadzieję, że tak jak ja polubi książki i biblioteki. 
Od jakiegoś czasu chodzi mi po głowie myśl, że może na bibliotekoznawstwo podyplomowe na UW się wybrać?


****************************

Jednak książka może powędrować w Wasze ręce. Mam na myśli książkę, ze stosiku. Nie wiem jeszcze która. Zadanie dla Was:
- napisz w komentarzu, którą książkę ze stosiku chcesz przeczytać,
- na swoim blogu wstaw podlinkowane zdjęcie stosiku,
- zwycięzcę wybiorę 6 grudnia, na adres do wysyłki czekam 3 dni kalendarzowe od ogłoszenia wyników a książkę wyślę do 10 grudnia włącznie.
- Jeśli w zabawie weźmie udział więcej niż 20 osób, będzie jeszcze coś do wygrania, co Was rozgrzeje w zimowe wieczory przy książce... 

No to na którą lekturę macie ochotę?

piątek, 2 listopada 2012

"Sekret mojego turbanu" Nadia Ghulam, Agnes Rotger

Książka trafiła w moje ręce dwa dni temu prosto z wydawnictwa Bellona. Jak tylko skończyłam czytać jedną książkę wzięłam się za tę pozycję. Średnio jestem nastawiona do tego rodzaju literatury, gdzie historia jest faktem a narratorem jest główna bohaterka. Nie lubię gdy jest mało dialogów a dużo opowiadania. Staram się nie sięgać po takie książki. Czy moja przygoda z historią Nadii jest udana? Zaraz Wam opowiem.





Nadia ma zaledwie osiem lat, kiedy kończy się jej dzieciństwo. Bomba zniszczyła jej dom i razem z nim jej dotychczasowe życie, jej twarz i wszelkie wygody i otaczający ją do tej pory dostatek. Jest to historia odważnej i szczególnej dziewczynki, która decyduje się zrezygnować z własnej tożsamości, aby uratować swoją rodzinę od nędzy i głodu. Dziewczynki, która w wieku dziesięciu lat decyduje się na zmianę białej chusty na turban, przyjmując tożsamość swojego zmarłego brata i walczy niestrudzenie o własne przetrwanie. W ciemnym turbanie modli się w meczecie obok starego mułły. Każdy, kto ją zna szanuje ją i słucha z uwagą, choć jej głos jest słaby, a ciało wątłe. Ale przyjaciele i sąsiedzi wiedzą, że pod ubraniem nie jest młodym mężczyzną, jak sądzą wszyscy, ale młodą kobietą, która drży za każdym razem, kiedy jest zaczepiana przez Talibów w obawie, że jej tajemnica zostanie odkryta.
Nadia musiała zrezygnować z bycia sobą i narażać życie każdego dnia, aby ratować swoją rodzinę. Po ponad dziesięciu latach ukrywania swojej tożsamości jako kobiety, w wieku 21 lat Nadia przybyła do Hiszpanii, aby poddać się rekonstrukcji swojego zniszczonego przez bombę ciała. Historia, w stu procentach prawdziwa i wspaniała, mówi o odwadze, inteligencji, szczęściu i cierpieniach dziewczyny.



Nadia jest nastolatką żyjącą z rodzicami i rodzeństwem w Afganistanie. Nie może narzekać na swoje życie bo ma wszystko czego potrzebuje jako dziewczynka. Prócz jedzenia, którego ma pod dostatkiem, w domu ma również gorącą, bieżącą wodę choć w pozostałych domach w kraju bieżącej wody brakuje. Beztroskie dzieciństwo oznacza dla Nadi kreskówki w telewizji, zabawy na świeżym powietrzu z bratem i naukę w szkole. Skakanie na skakance, zakupy w szkolnym sklepiku, słodycze, kieszonkowe. Nadia jest szczęśliwa. Rodzice Nadii mogą pozwolić sobie na samochód, na wystawne spotkania z rodziną i przyjaciółmi ojca. Do czasu gdy rozpętała się wojna domowa. W jednej chwili Nadia straciła wszystko. W ułamku sekundy pojawiła się ciemność. Na nowo Nadia spojrzała na świat po sześciu miesiącach gdy obudziła się ze śpiączki w szpitalu. Ale wtedy dowiedziała się, że w wyniku bomby, która spadła na ich dom, straciła część twarzy, ma poturbowaną rękę, nie może normalnie jeść i się ruszać a jej ciało jest poparzone. Nie ma też domu... Nadia musi na nowo uczyć się życia. Jej rodzina musi poszukać nowego domu i codziennie musi szukać i walczyć o jedzenie i każdą rzecz potrzebną do życia. Do tego wszystkiego jej brat Zelmai nie żyje... Nadia została sama z mamą i siostrami oraz chorym psychiczne ojcem. Ktoś musi stać się głową rodziny. Co zrobi Nadia? Czy jej życie potoczy się po jej myśli? Kto stanie na jej drodze aby jej pomóc? Czy Nadia na nowo nauczy się żyć po wybuchu bomby? Czy udźwignie ciężar utrzymania rodziny i zapewnienia jej środków do życia? Czy kilkuletnia dziewczynka ma w sobie tyle siły i determinacji by od razu stać się dojrzałą osobą?

Książkę czyta się rewelacyjnie. Dopiero co zaczęłam ją czytać a już byłam w połowie a zaraz przed oczami miałam ostatni rozdział. Choć nie lubię narracji w pierwszej osobie, w "Sekrecie mojego turbanu" nie przeszkadzało mi to. Mało dialogów, dużo opowiadania. Autorka czyli Nadia, zrobiła to tak sprytnie, że czytając wogóle się z tym nie męczyłam. Historie są krótkie ale treściwe. Nie są przegadane, jak to się często w takich historiach zdarza. 

Po lekturze przyszła mi do głowy myśl, że jak na kilkuletnie dziecko, autorka bardzo dużo zapamiętała ze swojego ciężkiego i trudnego życia jako chłopiec. Szybko uczyła się nowego życia, była dobrą obserwatorką i potrafiła trzeźwo myśleć. Nawet gdy znalazła się w niebezpieczeństwie nie traciła zimnej krwi. Dopiero po jakimś czasie analizowała swoje zachowanie i sytuację, w której się znalazła. Nigdy nie wiemy na co nas (ludzi) stać. Dopiero życie weryfikuje naszą dojrzałość i trzeźwe myślenie oraz postrzeganie świata. Jak na dziecko, Nadia podejmowała dużo ryzykownych decyzji ale najczęściej wszystko kończyło się pomyślnie. Uparta, silna, inteligentna, spostrzegawcza, dojrzała, odpowiedzialna. Raz powzięte postanowienie dawało jej kopa do działania i wiarę w siebie. Choć na jej drodze często piętrzyły się problemy, miała cel i do niego dążyła. Musiała bacznie obserwować życie dookoła i przewidywać co może przynieść przyszłość. 
Ale były też momenty, kiedy Nadia pozwalała sobie na chwile słabości, zapominała się kim jest i chciała znowu być sobą. Dziewczynką, która nie ma zmartwień, nie musi się ukrywać, nic ją nie boli, ludzie się z jej nie boją, może biegać i się bawić, uczyć w swojej ulubionej szkole, zakochiwać się. Dziewczynką, która ma mamę, zdrowego tatę, siostry i żyjącego brata...

Autorka a zarazem główna bohatera pokazuje jak wyglądało jej życie codzienne przed i po wybuchu bomby w rodzinnym domu. Patrząc jej oczami widzimy też życie innych rodzin w Pakistanie oraz polityczną stronę wojny domowej. Nie ma tu historii sensu stricto, czego się trochę obawiałam. Teraz mam w głowie mnóstwo pytań i myśli. Jak to jest, że nie dostrzegamy małych i dużych szczęść, które nad spotykają? Nie doceniamy pokoju i spokoju politycznego. Nie szanujemy bieżącej wody, która płynie w kranie niezależnie od nas. Nie potrafimy cieszyć się z tego, że możemy być sobą, nie musimy się przed nikim ukrywać, udawać kogoś kim nie jesteśmy. Możemy iść w każdej chwili do kina, wyjść na ulicę, spotkać się z kim chcemy, ubrać jak nam się podoba, rozmawiać z kobietą i mężczyzną. Nikt się z nas nie śmieje, nie szydzi, nie pokazuje palcami bo nasze twarze budzą strach i lawinę pytań. Możemy sprawnie poruszać każdym palcem a świat za naszym oknem nie huczy od bomb...

Czytelnik bierze do ręki historię napisaną przez życie. Wiele wątków jest aż niemożliwych i nierealnych w XXI wieku. Często zastanawiałam się jak to jest, że ludzie ludziom zgotowali taki los...  Nadia będąc już mężczyzną musi zmagać się ze swoją kobiecością aby nikt nie odkrył kim jest bo grozi jej wówczas śmierć. Walczy o przetrwanie dla swojej rodziny narażając ją i siebie jednocześnie. Bo gdy talibowie o wszystkim się dowiedzą, Nadii i jej rodzinie grozi śmierć. I tak przez dziesięć lat życia jako Zelmai. Ale z drugiej strony gdyby nie stała się chłopcem a potem mężczyzną, nie dowiedziałaby się wielu rzeczy. Być może nigdy nie weszłaby do meczetu, nie poznałaby Koranu. Wielu zachować nauczyła się od mężczyzn spędzając z nimi godziny. Nie raz miała okazję najeść się do syta choć wciąż myślała jak zabrać trochę jedzenia dla pozostałych domowników. Narażała swoje życie i dobre imię.

"Sekret mojego turbanu" to zaczęta do doceniania codzienności. Jest to książka z serii tych, po których człowiek uświadamia sobie jak ma dobrze na świecie ale też ile równocześnie panuje tutaj zła i niesprawiedliwości. Uzmysławiamy sobie, że życie nas uczy i od nas wymaga. Daje siłę i motywację do działania. Widzieliście kiedyś kilkunastoletnią dziewczynkę, która własnymi rękoma czyści studnię z kamieni? Drobną, chudą dziewczynkę... Jeśli macie dzieci to wyobraźcie sobie, że to Nadia to Wasze dziecko... Pozwolilibyście aby ono było głównym i jedynym żywicielem rodziny? Świadomie zgodzili byście się aby narażało swoje życie i zdrowie pracując na dom? Nie ma odpowiedzi jednoznacznej. Ja nie wiem jak bym się zachowała będąc matką Nadii i żyjąc wówczas w Afganistanie.

Nie mogę pozostawić bez słowa oprawy graficznej. Okładka wprost urzekająca. Mi najbardziej podoba się dominujący kolor na okładce i hipnotyzujące spojrzenie pięknej dziewczyny. Z pewnością książka przyciąga wzrokiem i wyróżnia się z tłumu w księgarni i trudno przejść obok niej obojętnie. 

Polecam lekturę tym bardziej, że na stronie księgarni ma promocyjną cenę. Uważam, że cena jest adekwatna do wartości i jakości zawartej w książce.



Moja ocena 
8/10 








poniedziałek, 22 października 2012

Różne sprawy dotyczące książek

Od czego zacząć? Od dobrych czy złych wiadomości?

Zacznę od złych, żeby miłym akcentem skończyć. Tutaj zostawiając komentarz można było wziąć udział w konkursie i wygrać książkę dla najmłodszych do nauki języka angielskiego. Należało spełnić m.in takie wymagania: zostawić w komentarzu imiona i wiek swoich dzieci, podlinkować zdjęcia na swoim blogu. Udział zadeklarowały dwie osoby. Czyste szaleństwo, prawda? Ale po weryfikacji żadna nie spełniła kryteriów określonych w poście. Pierwsza nie podała wieku i imion swoich dzieci a druga na blogu nie umieściła podlinkowanego banerka. Przykro mi. Książeczka póki co zostaje u mnie. Reklamacje przyjmuję do końca października.

***********
Konkursy

Teraz miłe sprawy. Trafiłam na konkurs, gdzie do wygrania jest Trylogia "Zakręty losu" Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Po szczegóły zapraszam tutaj. Powinnam siedzieć cicho, żeby mieć większą szansę na wygranie trylogii, prawda? Cóż. Podzielę się z Wami informacją o konkursie bo Wy również takowe informacje publikujecie na swoich blogach.

Tutaj zaś do wygrania jest audiobook "Irena" duety Kalicińska/Grabowska. A tutaj do wygrania jest najnowsza powieść Marii Ulatowskiej "Kamienica przy Kruczej". Powodzenia.

W sprawie książek to Weltbild ma teraz w ofercie "Krawcowa z Madrytu" Marii Duenas w cenie 9,90zł. Nie wiem jak Wy ale ja się zdecydowałam bez żadnego ale. Niebawem więc ta lektura stanie na półce w mojej bibliotece jako ulubiona :)

Miłego popołudnia życzę i do następnego razu.

 

wtorek, 9 października 2012

"Strażnik marzeń" Mariusz Surmacz. Sex, alkohol i motocykle...

Trafiła do mnie  z Włóczykijki niepozorna książeczka. Zanim się do niej dobrałam obejrzałam ją z każdej strony. Zastanawiałam się, dlaczego ja ją chciałam przeczytać? Okładka mało zachęcająco jak dla mnie. Wydawnictwo, z którym nie mam pozytywnych wspomnień po dotychczasowych lekturach ich książek. Czytać, nie czytać? Oto jest pytanie...  Moja odpowiedź będzie na końcu tej recenzji. I będę przeklinała. Z góry uprzedzam...


Max rozstaje się z ukochaną kobietą i wyrusza w drogę swoim motocyklem. Ucieka od codzienności w nowy, nieznany świat i szuka zapomnienia w seksie. Jadąc przed siebie bez celu, spotyka wielu ciekawych ludzi, którzy ubarwiają jego podróż wątkami zaczerpniętymi z ich własnych przeżyć. Wspomnienia mężczyzny z przeszłości zaczynają mieszać się z wyimaginowanymi rozmowami prowadzonymi z kobietą, którą opuścił.

Książka skierowana jest do dorosłego, wrażliwego czytelnika, któremu nieobce są tematy ogólnie uznawane za niewygodne.












Moje wrażenia po lekturze są bardzo różne i skrajne jednocześnie. Bo z jednej strony bardzo dobrze i szybko czytało się książkę, ciągle coś się działo ale z drugiej strony były takie sceny, że normalnie ekranizacja lektury nie wchodzi w grę. No, chyba że jakiś erotyk :)

Usiadłam wygodnie i zagłębiłam się w lekturze. Normalnie po przeczytaniu tej książki mam teraz straszne skojarzenia. Samo słowo "zagłębiłam się" już jest dla mnie podszyte erotyzmem i wulgarnością a przecież jestem dorosłą kobietą, żoną  matką więc co mnie tak zgorszyło? Już na siódmej stronie książki mamy bardzo szczegółowy opis seksu oralnego z kobietą, którą główny bohater spotkał w barze. Oczywiście Max zatrzymał się tak przypadkowo aby odpocząć i wypić kawę. Max ucieka przed siebie, sam nie wie dlaczego i dokąd. Twierdzi, że zostawił swoją miłość dla jej dobra ale ja mam wrażenie, że on najzwyczajniej w świcie szuka wrażeń. I to erotycznych, jak większość facetów zresztą. Feminizmem zawiało? Cóż, takie mam wrażenie po "Strażniku marzeń". A że Max ma motor i jest harleyowcem to jest mu łatwiej te kobiety wykorzystywać. Uważam, że wykorzystuje kobiety aby zaspokoić swoje potrzeby seksualne. 

Nasz bohater, motocyklista, w trakcie swojej krótkiej podróży, spotyka osiem kobiet z czego połowa idzie z nim do łóżka bez żadnego ale... Nie mają oporów, żeby zrobić mu dobrze, mimo że z kimś są związane. Nie wszystkie mają partnera ale znajoma z baru sama oferuje swoje wdzięki i proponuje mu przecież Maxowi powtórkę z rozrywki. Gdy tylko w tekście pojawiała się nowa, damska znajomość, wiedziałam że w rezultacie będzie to znajomość skonsumowana. Nie myliłam się ani razu. No, tylko z Anielą Max nie poszedł na maxa bo to babcia już przecież była... 

Książka zawiera dużo (za dużo jak na taką historię i książeczkę) scen erotycznych i to ze szczegółami. "Wyssała ze mnie wszystko - do ostatniej kropli."... Zastanawiam się czy każda kobieta, no połowa napotykanych przez mężczyzn, tak łatwo robi facetowi dobrze i daje się poznać z każdej strony...  Wiecie co mam na myśli pisząc "z każdej strony"? Może powinnam napisać "od każdej dziurki"? Seks oralny, analny... Co kto sobie życzy. Szczegóły zbliżeń, bardzo osobiste wyznania napotykanych ludzi, zaufanie na 100% do drugiej osoby.

Nie, nie jestem pruderyjna. Ba. Nawet lubię sceny erotyczne w książce tak jak i w filmie ale uważam, że w tej książce takich scen jest za dużo. Albo może nie tyle za dużo scen erotycznych co za dużo kobiet, które tak łatwo oddają się facetowi na motorze. Zastanawiam się, jaka część historii z książki jest historią z życia autora? Czy to tylko fantazja czy może autopsja? A może autor chciałby kiedyś tak na motorze przez świat przed siebie i żeby połowa napotkanych kobiet... Właśnie zdałam sobie sprawę, że te kobiety były przecież atrakcyjne. Każda napotkana a atrakcyjna oznacza zadbaną i ładną. 

Trudno mi napisać cokolwiek o "strażniku marzeń" bo według mnie główną rolę w książce gra seks, alkohol i motocykl. O ile motocykl jest ok i to rozumiem to już seksu w takiej ilości i alkoholu w jeszcze większej nie rozumiem. Czyżby autor chciał nam pokazać, że każdy się pieprzy i w każdym domu się pije na umór? Wiem, czepiam się ale wciąż mam mieszane uczucia po lekturze. Jak już pisałam, książkę czyta się szybko i łatwo. Mnie wciągnęła. Tylko czy cała historia nie jest przesadzona? Max na każdym kroku spotyka życzliwych ludzi, sam jest pozytywnie nastawiony do ludzi. Dziękuję, proszę, przepraszam. Słyszeliście, że dobrocią można kogoś ujebać? Takie mam właśnie odczucie gdy myślę o motocykliście. Choć z jednej strony jest miły i pomocny, Anieli narąbie drwa, posłucha drugiego człowieka, uratuje życie, weźmie psa i będzie o niego dbał ale jak traktuje kobiety? Przedmiotowo...Sex oralny, analny. Niesmak miałam już po przeczytaniu siedmiu pierwszych stron. I cała książka taka jest...

Nie polubiłam Maxa a już zupełnie mam złe zdanie o kobietach, które na swojej drodze napotkał a te służyły mu swoim ciałem. I chyba te kobiety mnie wkurwiły najbardziej. Ani jedna nie powiedziała Maxowi "nie". No i Max na złą drogę sprowadza młodego Marka, zapraszając go na ognisko z przypadkowo poznanymi wcześniej trzema dziewczynami... Impreza kończy się seksem Maxa z Barbarą ale i Marka z bliźniaczkami... Żałosne...

I teraz się zdziwicie. Mogę powiedzieć, że z jednej strony książka mi się podobała. Tylko wyrzuciłabym te sceny miłosne. Ewentualnie jedną mogłabym zostawić. Fajnie się ją czyta, są momenty zaskoczenia a całość psuje seks. Moje odczucia to zaskoczenie, zażenowanie, niesmak, podniecenie, odraza, ciekawość. 

Czy warto przeczytać? Jeśli nie zrażają Was sceny erotyczne gdzie jest dużo szczegółów a partnerzy nie kończą na tradycyjnym seksie "po Bożemu" to polecam. Mimo scen, książka ciekawa. Ale jeśli nie lubicie czytać "wyssała ze mnie wszystko - do ostatniej kropli." to darujcie sobie tę lekturę bo zdecydowanie lepiej przeczytać książkę autora, którego już znacie, lubicie i cenicie. Nawet jeśli to będzie zagraniczny autor.

Ja się Maxowi nie oddałam tak jak większość napotkanych przez niego kobiet. Max nie jest w moim typie a i ja nie jestem taką kobietą, jak te w książce...


Moja ocena
 4/10

 

Włóczykijka

czwartek, 4 października 2012

Jan Nowicki "Mężczyzna i one" czyli "kobieta jest przyszłością meżczyzny" - Louis Aragon

Choć nie znam osobiście to uwielbiam Jana Nowickiego i jego myśli, słowa, gesty. Nawet papieros wiecznie trzymany w palach mi nie przeszkadza choć nie palę i nie lubię palaczy. Z wielką ciekawością i przyjemnością otworzyłam najnowszą książkę Jana Nowickiego pod tytułem "Mężczyzna i one".

Wybitny polski aktor teatralny, filmowy i telewizyjny, pedagog postanowił w swojej najnowszej książce podzielić się z czytelnikami swoimi refleksami, pomysłami i wiedzą o tym, na czym zna się jak mało kto - o kobietach. Kochał je zawsze i kocha teraz, a i one odwzajemniają, i to do entej potęgi, uczucie sympatii bądź uwielbienia, oddania bądź przyjaźni. Nadszedł więc czas, aby nagromadzoną przez całe życie wiedzę przelać na papier, po części z pomocą Katarzyny Zimmerer, która pytaniami i komentarzami kieruje rozbiegane czasem myśli Pana Jana ku pewnemu uporządkowaniu.

 "Ta książka jest książka dla przeciwników życiowej filozofii Jana Nowickiego. Dla tych, którzy się go boją i nie lubią, bo ich wkurwia swym stanowczym światopoglądem lejącego na wszystko aktora prawie ze Skolimowa. [...] Będą zaskoczeni, że brawurowa biografia, wielki hałas i celna złośliwość to cudowny mundur bojowy, który aktor zakłada, gdy idzie wadzić się z rzeczywistością."
Kuba Wojewódzki

 
W książce zawarte są wcześniejsze publikacje autora w prasie codziennej i miesięcznikach. Jeśli czytałyście "Zwierciadło" w latach 1998-2002, "Wróżkę" w latach 2003-2005 i "Gazetę Krakowską" to pewnie czytałyście już teksty J.Nowickiego.

Wszystko podzielone jest na cztery rozdziały. Są rozmowy z Katarzyną Zimmerer, listy czytelniczek "Zwierciadła" i felietony w gazetach "Wróżka" i "Gazeta Krakowska". Czytając miałam wrażenie, że słucham rozmowy autora z drugą osobą albo czytam jego listy bądź słucham jego bezpośrednio. Tak, jakby siedział obok mnie i coś do mnie mówił.
Głównym tematem są kobiety. Autor odpowiada na listy z przymrużeniem oka. Nie zawsze odpowiada na listy serio, tak jak pewnie chciałaby autorki pytań. Odnosi się do swoich doświadczeń, nawiązuje do przykładów, powołuje się na swoje spostrzeżenia. Tak odpowiada na listy, że zadaje kolejne pytania i daje mnóstwo do myślenia. Pytanie budzi pytanie. J.Nowicki jest bezpośredni w swoich odpowiedziach ale nie otwiera się nadto i nie wiadomo do końca jakie jest jego zdanie w poruszonym temacie. Bo jakże można brać na serio jego odpowiedzi na pytania kobiet o kobiety?
W felietonach zaś w żartobliwy sposób, a jakże, pisze o życiu, o codzienności i kobietach. Bo kobiety to jego życie i codzienność.


Mimo mojej sympatii do Jana Nowickiego, nie czytałam jeszcze książek tego aktora. Ale cenię go sobie bardzo. Po lekturze "Mężczyzny i one" stwierdzam, że wolę autora na żywo i w słowie mówionym a nie pisanym. Jakoś tak lepiej go odbieram i słowa aktora mają inny sens, są lepiej przyswajalne. Mimo, że książka napisana jest pół żartem, pół serio a czyta się ją szybko i przyjemnie, brakowało mi tonu głosu autora, chwil zadumy, chrypki w głosie, mimiki, spojrzenia. Jan Nowicki ma w sobie to coś co przyciąga kobiety i tego zabrakło mi w książce. Ale muszę przyznać, że całość napisana jest w taki sposób, że czytając mamy autora książki przed oczami i słyszymy jego słowa.

Moja ocena 
5/10


Książkę otrzymałam od wydawnictwa


******************************


Macie okazję spotkać autora książki osobiście bo trwa trasa autorska.
Zapraszam Was do spotkania z autorem w następujących miejscach:


04.10.2012 (czwartek), godz. 18.00
Bydgoszcz    
Miejski Centrum Kultury, ul. Marcinkowskiego 12-14
Po spotkaniu z autorem nastąpi pokaz filmu JESZCZE NIE WIECZÓR, z udziałem Jana Nowickiego

08.10.2012 (poniedziałek), godz. 18.00
Warszawa       
Traffic    Club
ul. Bracka   
               
26.10.2012 (piątek), godz. 16.00
Kraków
Targi Książki w Krakowie
ul. Centralna 41 A
stoisko Bellony
podpisywanie książki

26.10.2012 (piątek), godz. 19.00
Kraków       
Gazeta Cafe       
ul. Bracka 25

12.11.2012 (poniedziałek), godz. 18.00
Kraków
Piwnica Pod Baranami       

13.11.2012 (wtorek), godz. 17.00
Kraków Nowa Huta
Skarbnica Huta       
os. Centrum C bl.1 


Serdecznie Was zapraszam. Ja będę w Traffic Clubie ze swoim egzemplarzem książki i mam nadzieję, że dostanę autograf.  

wtorek, 2 października 2012

"Krok do szczęścia" powędruje do...

kogoś, kto wypełnił wszystkie punkty mojego candy czyli m.in podlinkował zdjęcie. Muszę Wam napisać, że miał ktoś inny tę książkę dostać ale zweryfikowałam, ze ta właśnie osoba nie podlinkowała zdjęcia.
Wybrałam więc drugą osobę i książka trafi do ROMY. Serdecznie gratuluję Ci ROMO i poproszę Cię o adres na e-maila. Książka czeka już spakowana.
Dziękuję Wam za udział w zabawie i zapraszam zaglądać do mnie bo niebawem znowu jakieś cukierki będą.

A jutro pochwalę się Wam moimi zdobyczami ciuchowymi i napiszę dlaczego tak się z nich cieszę.
Spokojnego wieczoru a ja zmykam jeszcze poczytać. Wieczór bez książki nie jest dla mnie wieczorem.
Dobranoc...


sobota, 29 września 2012

Drewniana rocznica 29.09.2007

Pięć lat temu 29 września... O tej porze trochę zaczynałam się już denerwować a dom powoli się zapełniał. Moja siostra z mężem, moja babcia, potem przyszła teściowa... W tym samym czasie w hotelu meldowali się goście, którzy zjechali do nas z południa Polski i odpoczywali po podróży a przed ślubem i weselem.

W tym dniu czułam się najpiękniejsza na świecie i żadna inna panna czy mężatka nie była ładniejsza ode mnie. Byłam księżniczką. Dzisiaj jestem mężatką a na dzisiaj przypada nasza piąta rocznica ślubu.
Wieczorem idę z mężem do teatru - to już nasza tradycja, że w rocznicę ślubu idziemy do teatru. Dzisiaj na "Dziewczyny z kalendarza" do Teatru Komedia
Dwa pierwsze zdjęcia to moje ulubione. Zdjęcia robiła nam sympatyczna Ela, która nadal zawodowo zajmuje się fotografowaniem. Tutaj, na jej stronie można obejrzeć jej zdjęcia i poznać szczegóły na temat jej pracy. A teraz zapraszam do obejrzenia kilku zdjęć.

n





piątek, 28 września 2012

Seria Disney English. Nauka języka dla najmłodszych

Seria Disney English od wydawnictwa Olesiejuk to książeczki dedykowane najmłodszym do nauki języka angielskiego.

Na początku znajduje się kilka słów do rodziców na temat publikacji.
Następnie historyjka w dwóch wersjach językowych. Najpierw po polsku a poniżej bądź na kolejnej stronie, po angielsku z wytłuszczonymi słówkami. W osobnej ramce wypisane są wytłuszczone  zwroty i słowa z polskimi odpowiednikami.

Na końcu historyjki jest słowniczek ze słowami, które znalazły się w opowiadaniu. Aby dziecko nie znudziło się samym czytaniem czy słuchaniem historyjki, może również uczyć się poprzez zabawę i grę. W każdej książeczce są różne zabawy nawiązujące do przedstawionej historyjki. Dla przykładu w książeczce "Wybierzmy się z na przejażdżkę" są" słówka tematyczne (te znajdują się w każdej części serii), policz i powiedz, delfiny grają w piłkę i gra w klasy.


Ilustracje są śliczne i kolorowe. Ale również nie mają zbędnych elementów czy ozdobników przez co dziecko skupia się na wymowie i historii przyjaciół Myszki Miki.

Do każdej książeczki dołączona jest płyta z historyjką opisaną w książeczce jednak czytaną po angielsku. Na płytach lektor mówi wolno
i płynnie a wymowa zarejestrowana jest wzorcowo. Nie ma szumu w tle a każde słowo dokładnie słychać, dzięki czemu dziecko (ale i dorosły) szybko i łatwo nauczy się podstawowych zwrotów i zdań w języku angielskim.
Książeczki są w twardej oprawie więc nie ma obawy, że małe rączki szybko zniszczą pomoc do nauki języka. Płyta w środku w foliowej obwolucie przyklejona jest do okładki.

Można się zdecydować na tradycyjną wersję książki z jedną historyjką w cenie 12,99zł lub wersja dwustronna z dwiema historyjkami w cenie 24,90zł. Uważam, że cena obydwu wersji jest adekwatna do jakości. Idealne na prezent ale również do domowej biblioteczki każdego dziecka w ramach własnych zakupów.


Moja ocena
9/10


***************************************

Mam dla Was niespodziankę w postaci jednej książeczki  zatytułowanej "Pluto jest najlepszy". Wystarczy, że wpiszecie się w komentarzu pod tym postem i podacie imię i wiek swojego dziecka a ja wybiorę jedną osobę, która dostanie książeczkę w prezencie.
Szczęśliwą osobę wyłonię 20 października i będę czekała 3 dni na adres do wysłania prezentu. Jeśli nikt się nie zgłosi książka powędruje do mojej biblioteki publicznej. Książeczkę wyślę najpóźniej do końca października.
Podzielcie się tą wiadomością z innymi i podlinkujcie poniższe zdjęcie. Powodzenia!







Książki otrzymałam od wydawnictwa Olesiejuk.
Dziękuję.

czwartek, 27 września 2012

A kto śpi w Twoim łóżku? "Łóżko" J.L.Wiśniewski

Tytuł prowokujący, intrygujący i zapowiadający emocje i silne wrażenia. Tytuł, który na myśl przywodzi różne skojarzenia. Dobre i złe. Grzeszne i te zupełnie poprawne, etyczne.
Moje skojarzenia z łóżkiem są bardzo skrajne. Albo spokojne i wyciszające albo grzeszne i bezpruderyjne.

Wiśniewski jest świetnym znawcą kobiet i intymnych relacji międzyludzkich. Pięknie i mądrze pisze o miłości i leczeniu uczuciowych ran, o potrzebie wzajemnej troski i o seksie. Czy wycieczka na Seszele pomoże Ance wyjść z depresji po odejściu ukochanego? Co połączyło pewną psycholożkę, jej narzeczonego i najbliższą przyjaciółkę? Jak pogodzić się ze stratą najbliższej osoby, gdy zbliża się samotna Wigilia? Poruszające historie, prawda o ludziach i nieprzewidywalnym życiu.













Twórczość Janusza Wiśniewskiego znam z  "Samotności w sieci". Czytałam ja jako nastolatka i nie zrobiła na mnie specjalnego wrażenia. Mogłabym ją określić jako zwyczajną książka z trochę, jak dla mnie, nudnym środkiem. Może tylko wtedy tak ją odebrałam a dzisiaj spojrzała bym na "Samotność..." oczami dorosłej kobiety? Może kiedyś przeczytam ją jeszcze raz. Póki co, z Włóczykijki dotarła do mnie kolejna książka i jest to "Łóżko"

Cieniutka, niepozorna książka, którą czyta się ekspresowo mimo poruszanego, niełatwego tematu jakim są osobiste i intymne relacje z drugim człowiekiem. Ale nie jest to taka książka, gdzie serce bije szybciej a na karku pojawiają się krople potu z podniecenia. Nie ma w książce scen łóżkowych. Są za to przemyślenia, które pojawiają się po zamknięciu kolejnego rozdziału w życiu, po zakończeniu związku. Przemyślenia ale i wspomnienia. Również te dobre choć i złych nie zabraknie. Bo co zostaje człowiekowi, gdy rozstał się z drugim, bliskim mu człowiekiem? Nie zawsze związek kończy się bo tak chcemy. Czasem los gotuje nam przykre i niespodziewane, drastyczne zakończenie bez happy endu. 

"Łóżko" to zbiór opowiadań, które były już kiedyś publikowane w różnych publikacjach czy książkach. Nie spotkałam się jednak z żadnym z nich i chętnie przeczytałam każde, z tego małego zbioru opowiadań. 

Jakie są moje odczucia po lekturze? Nie jest mi łatwo wszystko zebrać do kupy i nadać temu jakiś sens. Każde opowiadanie jest inne. Inne bo o czymś innym mówi, jest historią innych ludzi, budzi inne emocje, ma inne źródło pochodzenia i inaczej się kończy. A przecież wszystkie opowiadania mają wspólny temat: łóżko. Po przeczytaniu tej małej książeczki trochę zastanowiłam się nad swoim opowiadaniem, które ja mogłabym napisać w tym temacie. Byłoby jeszcze inne. A Wasze? Jakie byłoby, gdybyście Wy miały/mieli napisać kolejne opowiadanie do zbioru opowiadań pt. "Łóżko"?

Lektura na jeden wieczór ale koniecznie trzeba mieć w ten jeden wieczór spokój, odpowiedni nastrój, chęć do własnych wspomnień i ulubiony kubek z ulubioną herbatą bądź innym, ciepłym napojem. Ja miałam herbatę z cytryną i sokiem malinowym własnej roboty. Zabrakło mi tylko spokojnej, jazzowej albo bluesowej muzyki. Ale tę włączyłam sobie już po lekturze aby dalej pozostać w nastroju opowiadań. I tak emocje i przemyślenia ciągle błądzą mi po głowie. Skaczę z jednego faceta na drugiego (ależ to zabrzmiało), z jednej znajomości w drugą. Przede mną jeszcze analiza dotychczasowego związku z moim mężem. A żeby było fajniej, to w sobotę minie 5 lat jak jesteśmy po ślubie... 
"Łóżko" trafiło pod mój dach i w moje ręce w idealnym momencie.

Polecam Wam książkę choć raz jeszcze zaznaczam, że najlepiej czytać opowiadania w ciszy i spokoju, żeby nikt nie przeszkadzał. 


Moja ocena 
6/10

Minusem jest zdecydowanie cena małej książeczki bo kosztuje aż 32,90zł. 

Włóczykijka

sobota, 15 września 2012

"Przebiegła i niewinna" - być kobietą, być kobietą...



Akcja powieści toczy się na początku XIX w. w sferach posiadaczy ziemskich w Anglii. Intryga nawiązuje do wydarzeń z poprzedniej powieści, przewijają się te same postaci. I tak na przykład tajemniczy osobnik, który odnajduje ważny dokument w Uległa i posłuszna to Asher Cordell, główny bohater tego utworu. Pochodzi on z dobrej, szlacheckiej rodziny, lecz jego ojciec, oficer marynarki, zaginął na morzu jeszcze przed narodzinami syna. Matka ponownie wyszła za mąż, też za wojskowego, utracjusza i hazardzistę. By uchronić majątek rodzinny i przyrodnie rodzeństwo przed nędzą, Asher zdobywa pieniądze nieczystymi metodami, angażując się w rozmaite, mętne przedsięwzięcia - na przykład za oddanie władzom owej cennej notatki, której zaginięcie było osnową akcji poprzedniej powieści, kazał sobie słono zapłacić.








Gdy w moje ręce trafiła druga powieść Shirlee Busbee, pod tytułem „Przebiegła i niewinna”, od razu zaczęłam ją czytać. Uwielbiam powieści historyczne ale o tym już pisałam.

Powieść jest kontynuacją pierwszej części ale spokojnie można czytać je osobno. Jest kilka wzmianek i odniesień do „Uległej i posłusznej” ale nie są to takie przypomnienia, które utrudniałyby lekturę „Przebiegłej i niewinnej”. Książki łączą przede wszystkim postacie, które występują w obydwu częściach. Ta powieść jednak w niewielkim stopniu nawiązuje do bohaterów z pierwszej książki. „Przebiegła…” od początku opowiada inną historię. Otóż Asher Cordell chce wykraść diament  będący w posiadaniu lorda Ormsby’ego.  W tym samym miejscu i czasie Juliana chce wykraść listy, które pisała jej siostra do lorda. Aby nie zostać nakrytym na próbie kradzieży, Asher i Juliana chowają się za zasłoną, ku zaskoczeniu obojga.. Po jakimś czasie uczucie zaczyna kiełkować choć z początku się do tego nie przyznają. Julianna prosi Ashera o pomoc w odebraniu listów Ormsby’emu, który  szantażuje jej ojca i siostrę aby ta wyszła za lorda. Juliana nie wie jeszcze, że Asher zrobi wszystko aby za żonę mieć Julianę bo Juliana będąc wdową nie spieszy się do ponownego zamążpójścia.

Autorka od razu przenosi nas w inny świat. W świat, gdzie życie toczy się wokół dworów, zamków, posiadłości  angielskiej arystokracji. Filiżanka herbaty po obiedzie w towarzystwie innych dam a dla panów kieliszek burbona albo brandy przy rozpalonym kominku.  W wielkich oknach ciężkie story, ciężkie i skrzypiące drzwi, ogromne ilości książek w bibliotece, w gabinecie zapach cygara albo fajki i półmrok. Wszędzie porozstawiane świece aby dawały blask po zachodzie słońca. W kuchni ciągle się coś gotuje a kucharka na dzień naprzód musi wiedzieć co będzie na obiad. Często też musi gotować dla gości bo jak już się goście zjadą to i na kilka dni zostają.  W garderobie halki, sukienki, pantalony, bielizna osobista. Na toaletce spinki, klamerki, ozdobne kwiatki do wpięcia we włosy, szczotki, grzebienie, pachnidła. W stajni koniuszy zawsze gotowy z powozem  dla dam a koń czeka na jeźdźca. W ogrodzie mnóstwo pachnących i kolorowych kwiatów, przystrzyżone trawniki i tuje. Chodniki w ogrodzie wysypane drobnymi kamyczkami, które chrupią pod pantofelkami dam spacerujących w leniwe popołudnia…
Czujecie ten klimat? Autorka doskonale porusza się w życiu codziennym XIX wiecznej arystokracji.  Fajnie zbudowana fabuła i opisy pozwalają szybko czytać powieść. Postacie nie mają bardzo rozbudowanych charakterów i opisów przez co są łatwe do zapamiętania ale również do polubienia.  Tak jak w pierwszej części, tutaj również autora przedstawiła kilka scen erotycznych. A ja wciąż zastanawiam się czy tak naprawdę wyglądało życie seksualne XIX wiecznego społeczeństwa? Jakoś nie bardzo chce mi się wierzyć. Ot, mała dygresja. Bardziej taki opis pasuje mi do współczesnego świata aniżeli do XIX wieku…

Co do wydania. Każdy rozdział ozdobiony ornamentem, każdy rozdział wyraźnie zakończony i oddzielony od następnego.  To lubię w książkach bo spokojnie można odłożyć książkę gdy trzeba a potem wrócić do czytania bez zastanawiania się gdzie i o czym czytałam.  Tym razem okładka jest bardziej śliska od poprzedniej części ale na tej również przedstawiona jest kobieta (tworzy nie widać) w bogato zdobionej sukni. Tylko ręce ma jakieś gołe, bez biżuterii… Okładka soczysta, zielona. Na niebie pewnie gęsi a w tle moczary, bagna co daje nutkę tajemniczości.
Nie mogłam się oderwać od lektury mimo obowiązków domowych. Gdyby nie obowiązki, książkę przeczytałabym za jednym posiedzeniem.

Jeśli lubicie powieści historyczne, lubujecie się w opisach życia ówczesnego społeczeństwa to książka trafi w wasz gust. Autorka nie poskąpiła w swoich opisach ani miejsc i strojów oraz intryg, zemst i tajemnic rodzinnych.  O ile w  „Uległej i posłusznej” na pierwszy plan wysuwa się wątek miłosny głównych bohaterów to w „Przebiegłej i niewinnej” mamy do czynienia z wątkiem kryminalnym a wątek miłosny ukazany jest w znacznie mniejszym stopniu a autorka nie skupiła się na nim tak szczegółowo jak w pierwszej powieści.

Być kobietą, być kobietą... A może raczej damą być? Tak jak będąc dzieckiem, większośc dziewczynek chce być księżniczkami, tak w dorosłym życiu moja wyobraźnia podpowiada mi, że fajnie gdybym w XIX wieku była damą. Żałuję, że nie mogę choć na jakiś czas przenieść się w przeszłość i na własnej skórze sprawdzić jaką byłabym damą: uległą i posłuszną czy przebiegłą i niewinną? A może waleczna i kruchą? Zanim odpowiem sobie na to pytanie muszę koniecznie przeczytać trzecią część powieści autorstwa Shirlee Busbee a na to muszę jeszcze poczekać.
Niestety...





Moja ocena 7/10

Za książkę dziękuję wydawnictwu i panu Patrykowi