sobota, 30 kwietnia 2011

Jak na podwórku, tak w życiu

No powiedzcie, prawda, że tak jest?
Wczoraj z mężem poszliśmy do sąsiadki sprzątnąć to, co zostało po ścięciu tuj. Przecież bałaganu po sobie nie zostawimy bo nie wypada. Wiedziałam, jak wygląda podwórko sąsiadki ale tuje wszystko zasłaniały przy płocie więc jakoś tak mi w głąb pamięci to odeszło. No i poszliśmy. Ej, żebyście to widziały, co tam na podrówku jest... Eh. Przy płocie oparte o ogrodzenie były szyby z jakiś drzwi. Sztuk chyba z sześć. Wzdłuż płotu na całej prawie długości (10metrów) leżały plastikowe rury do szamba. Przy studni stary okap. Kupa blachy z wystającymi gwożdziami. Mnóstwo gówien psich (mają 4 psy na podwórku). Jakiś plastikowy pojemnik wielkości wanny. o ogrodzenie oparty kątownik i jakaś rurka. Cegły, puszki po piwie. A my, biedne żuczki złościliśmy się na siebie, bo musieliśmy to sprzątnąć. Dokładniej to musieliśmy wybrać z tego wszystkiego poobcinane tuje i to co po nich zostało. Wygrabiałam nasze a zostawiałam ich śmieci. I przyznam Wam szczerze, że przez nasze tuje obcięte, które na ziemi leżąły, nie mieli wcale większego bałaganu. Oj nie. Nasze gałęzie leżąc na ziemi pozasłaniały to, co oni już dawno powinni sprzątnąć.

A mieszkają tam: matka z ojcem a ojciec ma gołębie. I pół podwórka do nich należąće jest względne. Nie licząć trocin po cięciu drzewa i kup gołębich wokół gołębnika. Ale druga połowa należy do ich córki z zięciem i trójką dzieci. I to wszystko jest z tej strony domu, gdzie jest do niego wejście. Nie wyobrażam sobie, że ja miałabym taki pierdolnik przy domu. No poprostu sobie nie wyobrażam. Wystarczy wszystko sprzątnąć i trawę posiać i już jest inaczej. Mając trójkę dzieci, które na podwórku się bawią... Przecież te dzieciaki taki wzorzec z domu wyniosą. Założą kiedyś rodziny i też nie będą dbały o podwórko bo nauczą się tego z domu...
Sprzątająć tuje już miałam na końcu jeżyka pytanie do "gospodyni" czemu ma taki bałagan i dlaczego tego nie sprzątną? Ale się powstrzymałam.
Dobrze, że już po sobie sprzątnęliśmy. Nie było tego dużo ale bałagan się nam udzielił i w złość przy sprzątaniu zamienił.

Grill planowany dzisiaj. ZObaczymy co z tego będzie. Mówią, że ma padać i być chłodno. CHoć narazie słoneczko ślicznie świeci a na niebie żadnej chmurki. Córcia jeszcze śpi w łóżeczku. Nie chce mi się dzisiaj nic. A muszę trochę mieszkanie ogarnąć i na zakupy się wybrać bo lodówka po świętach świeci już pustkami.

I pochwalę się Wam jeszcze.

Dziękuję wszystkim. A kartki są od:Paulisi,

Ta jest od Helksy

Ta przyszła od Esprit

Kolejna jest od Gabrysi

I ostatnia jest od Glinki - Alinki
Za wszystkie Wam raz jeszcze bardzo dziękuję. Uwielbiam wyciągać koresponencję ze skrzynki pocztowej. Przyszło mi do głowy, że następnym razem to ja chce dostać dziesięć kartek a nie tylko pięć. Oczywiście wówczas wyśle również do dziesięciu osób życzenia a nie do pięciu.


Recenzja.
„Łąka umarłych” Marcina Pilisa to pierwsza książka tego autora, z którą się zmierzyłam. Ja wygrałam bo przeczytałam i nie zasnęłam. Bo nie da się zasnąć przy tej lekturze. Czytałam w nocy i kładłam się spać bo zamykały mi się oczy. Ale gdyby nie sen to dalej i dalej i przeczytała bym ją za jednym zamachem.


Nie będę tradycyjnie pisała streszczenia bo tego jest od groma w necie i jak chcecie to znajdziecie.
Przez ¾ książki zastanawiacie się dlaczego oni wszyscy tacy są. Co kryją, co robią w klasztorze cztery razy w roku, kto napadł głównego bohatera w lesie, o co chodzi z autobusem, że nie jeździ do wsi, dlaczego ojciec chciał, żeby Andrzej tu przyjechał… Po co oficer niemiecki ponownie jedzie do Polski?
Mnóstwo pytań. Mnóstwo odpowiedzi. Mnóstwo emocji od bezsilności po nadzieję. To ludzie ludziom zgotowali ten los. Znacie to? To poznacie czytając „Łąkę umarłych”.
To tyle w kwestii recenzji bo ja jej napisać nie potrafię po przeczytaniu tej książki… Może Wam się uda.

Zmykam bo słyszę, że mój mały szkrab się obudził. Trzeba się powygłupiać w naszym łóżku a potem dać jeść i pić.
Udanego weekendu Wam życzę i oby tylko słoneczko u Was było.

czwartek, 28 kwietnia 2011

Misz masz

Zapomniałam! Zapomniałam się Wam pochwalić co dostałam od Barbary

Barbardze podobała się moja odpowiedź na zagadkę: Co jest na zdjęciu? i postanowiła mnie wyróżnić. Dziękuję bardzo Basiu.

Ponieważ nie miałam jeszcze do czynienia ze scrapbookingiem (sama nie robiłam kartek ani notesów i innych przydasi) to narazie odbitki od Barbary leżą schowane w woreczku na przydasie. Jestem pewna, że przyjdzie czas na wykorzystanie stempelków a wówczas sie pochwalę, co wymodziłam. Zapału mi brak i funduszy na potrzebne rzeczy, żeby się za to wziąć.

Pochwalę się następnym razem kartkami świątecznymi, jakie dostałam z okazji Międzyblogowej Wymianki Kartkowej u Pagaty

Dzisiaj pół dnia spędziłam z rodziną na podwórku. Ja zajmowałam sie córką - jeżdziła furą a mąż i moi rodzice obcinali i sprzątaki tuje. Mamy cały płot obsadzony tymi roślinami. Od 12 lat rosły i nie robiło się z nimi nic. Aż przyszedł ich dzień. Tata wczoraj poobcinał elektrycznymi nożycami gór roślin i ładnie wyrównał przody i boki a dzisiaj trzeba było wytrząsnąć z nich wszystkie kawałki, które się wśród gałęzi pochowały. A trochę tego było. Trzeba było pozbierać obcięte kawałki, znieść je w jedno miejsce, pozamiatać, powymiatać spod tuj resztki. Jutro jeszcze trzeba sprzątnąć gałęzie u sąsiada przez płot i wszystkie śmieci (kawałki gałęzi) wrzucić do pojemnika na śmieci. MPO po kontenerek przyjedzie jutro wieczorem.
Nie powiem ale trochę roboty przy tym było. Wydawać by się mogło, że to raz dwa i zrobione. Nic bardziej mylnego. U nas nie ma robienia na odpierdziel. Wszystko musi być dokładnie więc i roboty się trochę zrobiło.
Taka pogoda jakby lato nastało, że aż nie chce się w domu siedzieć. Więc jak tylko wstaniemy z Emilką i zrobimy co do nas należy (do mnie bo ona się patrzy, gada i śmieje i ewnetualnie mi w tym co robię, przeszkadza) to wio na podwórko. DO fury albo do wózka i śmigamy sobie. Cały dzień jestem na nogach i jak przyjdzie wieczór to moje spody stóp wołają o pomstę do nieba. Wczoraj jak się do łóżka położyłam spać to tak mnie bolały stopy, że nie mogłam się na łóżku ułożyć i usnąć nie mogłam. Eh

Moje koleżanki blogowe. Mam do sprzedaży/wymiany kilka książek. Jeśli jesteście zainteresowane to napiszcie e-maila. A tutaj znajdziecie moje książki: targ z książkami

Zmykam poczytać trochę bo przez Wasze blogi nie mam czasu na książkę a czas nagli. Włóczykijka musi być przeczytana i posłana dalej. A wciągnęła mnie, wciągnęła "Łąka umarłych"...

środa, 27 kwietnia 2011

Villa Mirabella - Peter Pezzelli

Zdjęcie pochodzi z portalu www.lubimyczytac.pl


Bardzo często (jeśli nie zawsze) sięgam po książkę na podstawie m.in okładki. Musi przyciągnąć mój wzrok, żebym do niej zajrzała, obejrzała, przeczytała na końcu o czym jest. W tym przypadku sięgnęłam po tę książkę z racji pozytywnej opinii Skarletki.

Książka to czytadło. Owszem, szybko się ją czyta bo jest napisana łatwym, potocznym językiem. I tyle. Niech nie zwiedzie Was okładka bo książka nie jest tak klimatyczna jak to, co widzą oczy. Nie ma tam tak pięknej okolicy, lawendy, tyle słońca, zieleni drzew, sielskich i rodzinnych klimatów. Jest śnieg, rodzinny interes, kłopoty w pracy głównego bohatera, kobieta spodziewająca się dziecka. I inne pierdoły, na które, uważam, że szkoda tracić czasu.
W tej książce jest nuda, nuda i jeszcze raz nuda.

I kurcze muszę Wam napisać, że odkąd przeczytałam IV części "Zmierzchu" tak do dzisiaj żadna książka tak mnie nie wciągnęła... A szkoda. Bo lubię czytać grube książki i takie, które od pierwszej strony wciągają. I nie ma znaczenia cena książki bo jestem skłonna wydać każdą kwotę na takie książki. Ale na pozycje z wampirami się nie skuszę bo mam wrażenie, że każda taka to bezskuteczna próba podrobienia serii "Zmierzch". A ja nie chcę czytać o urywanych głowach, krwi i zabijaniu. A może się mylę i warto inne przeczytać? Znacie takie?

wtorek, 26 kwietnia 2011

Poprawiłam sobie dzisiaj humor, zupełnie nie zamierzenie. Nie, ja humor mam codziennie ale dzisiaj uśmiechnęta jestem jeszcze bardziej. Można jeszcze bardziej? hmmm
Wracając z córką z poczty i ze spaceru, wstąpiłam do Pewexu (wiecie, co to Pewex?) i kupiłam sobie lnianą spódniczkę do kolan i lniane spodenki na lato. Super! A już myślałam, że na mój tyłek to tylko namiot się uda założyć hehe
Nie jest ze mną jeszcze tak źle. Z każdym dniem czuję się sobą i jestem ww swojej skórze po urodzeniu dziecka. A dziecko i wszystko co z dzieckiem związane, zmienia kobietę. Oj, zmienia... Na lepsze oczywiście. Na lepsze...

Przed południem, zanim wybrałam się na zakupy, pocztę i spacer przyjechał do mnie listonosz. Przyjechał, bo mój listonosz jeździ na rowerze. Codziennie. Czy to zima i mróz i śnieg czy lato i upał i gorąc. A przywiózł mi dwie przesyłki. Jedna to "Jak to robią twardzielki" - wymieniona z użytkowniczka portalu LC a druga z Włóczykijki Marcina Pilisa "łąka umarłych". I zapowiada się obiecująco. Sama okładka zrobiła na mnie wrażenie. Wypukłe literki w tytule, wypukłe świece, okładka jak z aksamitu... I jak tu nie mieć ochoty do przeczytania takiego egzemplarza?
Zdjęć nie zamieszczam bo nie zrobiłam. Prócz książki i zakładek dostałam też pyszną herbatkę z owocami leśnymi, kawę 3 w 1 i batonika. Dziękuję.
Recenzji możecie się spodziewać za dni kilka.

Zdjęcie z portalu www.lubimyczytac.pl

A u mnie teraz tak ciepło, że okno otwarte na oścież. A wiecie, że są już komary? Nie, nie u mnie w pokoju mimo otwartego okna. Mam siatkę w oknie już założoną bo latają takie małe bzyczki i mówią "chcę wyssać Twoją krew..."

Żyć mi się chce, wiosna w pełni, podwórko zachęca do spędzania czasu na świeżym powietrzu. Marzy mi się jeszcze rozłożyć kocyk i poczytać w spokoju książkę, słysząc śpiew ptaków... Ale to nie tym latem bo córka zacznie chodzić i zapomnij o błogim lenistwie. Ale następne lato już będzie moje...

Zmykam już pogrążyć się w lekturze, trzymając w dłoniach aksamitną okładkę...

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Nareszcie założyłam spódnicę

bo ja uwielbiam w spódnicach i sukienkach chodzić. A że wygodna jestem to noszę je tylko jak jest ciepło. Czuję się kobieco, sexi i żadna laska o wymiarach 90 - 60 - 90 mi nie podskoczy. Tak się czuję wspaniale.
A moje wymiary bardzo odbiegają od tych 90 - 60 - 90 ...

Ale o kobiecości i sexapilu nie wymiary świadczą, tylko to, jak się kobieta czuje w swojej skórze i jak samą siebie postrzega.
Minęło 10 miesięcy odkąd zostałam mamą. To nowe doświadczenie bardzo mnie zmieniło. Nie mogłam siebie zaakceptować. Po porodzie ważyłam mniej niż przed zajściem w ciążę ale moje ciało się zmieniło. Z dojrzałej kobiety w dojrzałą mamę.
I wczoraj i dzisiaj przez cały dzień nosiłam spódnice. Biała spódnica do kolana a do tego biała, dopasowana bluzeczka. Brakowało mi jeszcze tylko moich ulubionych klapek na obcasie albo pantofelków ale po domu w takich butach nie będę chodziła. To nie serial, gdzie w butach po domu się chadza.
Śmieszą mnie takie niuanse.

U nas piękna pogoda dzisiaj była. Słoneczko ładnie w buźki świeciło. Wczoraj deszczyk pokropił pod wieczór ale dzisiaj ani kropleki. Więc cały dzień był spędzony na podwórku. No, oprócz czasu poświęconego na jedzenie oczywiście.

Dotrwałyście do tego momentu? To zobaczcie na zdjęcia


Z motywem bajkowym, zwierzęcym, roślinnym. Z moją córką, z Chorwacją, ze schodami na Starym Mieście. Mój pomysł a wykonanie mojej siostry. Ona dla siebie też zrobiła oczywiście. Miała trochę roboty przy obróbce zdjęć ale dała radę. Teraz mam problem, którą zakłądkę wziąć gdy zaczynam czytać kolejną książkę...
Zakładki to jest to, bez czego mol książkowy obyć się nie może. Bo jakże ma czytać jak nie ma czym zaznaczyć, gdzie czyta? No, chyba że książka jest na tyle wciągająca, że przeczyta ją za pierwszym podejściem... Zakładki mam dzięki mojej siostrze, która pracuje w firmie reklamowej i ma możliwość zrobienia dla mnie zakładek. Może nie są one jak ze sklepu ani jakieś wyszukane ale dla mnie są śliczne. Bo zrobione przez moją siostrę i dla mnie.
Wasze odpowiedzi sprawiły mi radość. Dziękuję za udział. Zrobiłam szybkie losowanie a maszyną losującą był mój mąż. Dopytywał się po losowaniu a o co chodzi i musiałam mu wszystko opowiedzieć.
Zdjęć z losowania nie umieszczę bo nie robiłam. Zresztą nie zdjęcia są ważne a wyniki.
A wyniki są następujące. Szczęśliwą posiadaczką nowych zakładek będzie Aneta Zresztą moja imienniczka.
I wylosowany został drugi szczęśliwy posiadacz nowych zakładek a jest nim Bujaczek
Gratuluję szczęścia i poproszę Was dziewczyny o adresy na e-maila.

I muszę się Wam jeszcze przyznać. Przez te trzy dni (sobota, niedziela i poniedziałek) nie przeczytałam ani jednej strony książki. Ale źle się z tym nie czuję. Spędziałam te dni za to z rodziną. A do swojej biblioteki pójdę jutro bo u mnie jutro będzie obchodzony Światowy Dzień Książki. Pójdę i zaniosę kilka książek w prezencie. A niech moja biblioteka wzbogaci się o kilka kruków, które będą cieszyć czytelników.

piątek, 22 kwietnia 2011

Bez tego żaden mol książkowy żyć nie może

No właśnie. Bez czego?
Taki właśnie pomysł mi wpadł na szybki konkurs.
Odpowiedzi proszę w komentarzach podawać do niedzieli włącznie. W poniedziałek wśród poprawnych odpowiedzi wylosuję jedną osobę, która dostanie właśnie to, bez czego mol książkowy żyć nie może. Podpowiem, że nie chodzi o książki :)

W poniedziałek pochwalę się Wam tym również bo to dzięki mojej cudownej siostrze to mam :) I to w jakiej ilości! Ho ho ho!
I proszę nie informować o tym konkursie na swoich blogach. Chcę, żeby wzięły udział tylko te osoby, które faktycznie tu bywają. To dla Was szybka zabawa z nagrodami.

A to widok z mojego okna na podwórko i okolicę. Uwielbiam ten widok i słońce, które zza domu powoli przechodzi okręgiem przed dom, by wieczorem mrugając w okno naszej sypialni, powiedzieć dobranoc...




Jak tylko przychodzi wiosna to większość dnia spędzam na podwórku. W domu jestem tylko gościem i traktuję go trochę jak hotel bo przeważnie tylko w nim śpię. Choć jak lato piekne to aż się chce spać na podrówku. Chłód od podlanej trawy aż prosi, żeby noc spędzić na zewnątrz.
Taras już umyty, fotele i stolik zagościły już na nim na cały sezon. Grill gotowy do pierwszego rozpalenia. Po świętach posieję lawendę w ogródku.

Jeśli zaś chodzi o czytanie to przyspieszam. Średnio 3 - 4 książki na tydzień. No ale jak się w nocy nie śpi to można poczytać, prawda?

środa, 20 kwietnia 2011

Poranki w ciszy

Uwielbiam poranki w ciszy, gdy dom jeszcze nie tętni życiem. Albo gdy sama jestem w domu a dziecko jeszcze śpi. Gdy za oknem widać wkradające się słońce na każde drzewko, krzaczek, na ściany domów a w tle słychać śpiew ptaków. Uwielbiam, gdy gałązki drzew lekko poruszają się na wietrze. Uwielbiam wtedy siedzieć na tarasie, gdy jeszcze słońce promykami nie musnęło jego ścian.
Cieszę się wtedy spokojem, gdy nie muszę donikąd gonić...

Wczoraj zaczęłam czytać "Wykolejonego" Jamesa Siegla i tak mnie wciągnął, żę położyma się spać o 1:30 w nocy :) A od 7 jestem na nogach. Ale jak tu spać, jak "patrz wyżej".
Zdjęcie pochodzi z portalu lubimyczytac.pl


Co do książki: początek nie wciąga od razu. Opisy nowej znajomości dwóch osób a każda ma swoją rodzinę. Romans. I oczywiście lądują w łóżku. I tu się zaczyna akcja. Nie jest to szybki wątek i porywający ale zaskakujący. Prędzej spodziewasz się, morderstwa albo, że druga połowa dowie się o zdradzie. Ale nie masz wogóle w głowie sytuacji, takiej że...
Że sam się wzdrygasz czytając dalej książkę.

Czytałam ją w nocy (skończyłam o 1:30) i idąc spać miałam przed oczami to, co stało się zaraz po zdradzie. Znałazam już przecież koniec książki i mogłam spać spokojnie ale przed oczami i w głowie cały widziałam tę sytuację...
Opis w książce jest - nawet nie umiem go opisać. Jest trochę przerażający i zbyt dokładny. A może jest on tylko dla mnie taki?
Książkę szybko się czyta bo jest podzielona na którkie rozdziały.
Jeśli szukasz książki do czytania w drodze do pracy - weź ze sobą :) Może wówczas nie będziesz zwracał już uwagi na kobiety w metrze czy pociągu :)
Miłej lektury.

A teraz czekam na Włóczykijkę Ma to być "Łąka umarłych" Marcina Pilisa. Jedna z moich ulubionych tematyk więc czekam z niecierpliwością.
Czekam też na przesyłkę bo w środku ma być "Jak to robią twardzielki"Marioli Zaczyńskiej. Ta pozycja nie jest z Włóczykijki ale niebawem i tę książkę pochłonę swoimi oczami i umysłem.

Udanej środy Wam życzę.

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Wizyta w Matrasie i w kieracie

Zacznę od przyjemnych rzeczy.
Przez Was, drogie koleżanki - mole książkowe, znowu weszłam do Matrasa i wyszłam z cięższą siatką i z mniejszą ilością gotówki. Na szczęście tej gotówki ubyło mi niewiele bo niecałe 20zł.
A oto co kupiłam:


Od lewej :
- "Kiedy żyłam w nowych czasach" Linda Grant
- "Pole krwi" Denise Mina
- "Córka żołnierza nie płacze" Kaylie Jones
- "najwyższa pora na miłość" Izabela Degórska

W ten oto sposób góra książek do przeczytania rośnie a czasu na czytanie nie przybywa. Eh

Kierat.
Nie, o tym nie będzie. Nie tym razem, Nawet pisać mi się o tym nie chce.

To na koniec coś miłego. Byłam dzisiaj we Flo. Mam na myśli sklep z pierdołami, gdzie można wydać bez sensu pieniądze. Bez sensu, bo przecież nie jest to sklep, z rzeczami pierwszej pomocy. No ale można. Zastanawiałam się nad podkładkami pod szklanki po 1,50zł za sztukę. Chciałam kupić kolorowe osłonki na doniczki po 8zł za sztukę. Poduszkę retro za jakieś 12zł, kurki na święta do ozdoby domu po 2,50zł sztukę. Ale nie kupiłam. Niby to żadne pieniądze ale jak tak pozbierać każdą złotóweczkę to trochę się uzbiera. I tak na książki wydałam pieniądze. A na wychowawczym będę jeszcze kilka miesięcy. Jakieś spódnice letnie i inne ciuchy kupić by się przydało zamiast we Flo kasę wydawać, prawda?

Przypominam o candy króliczkowo - książkowym. Zapraszam, zapraszam, zapraszam.

niedziela, 17 kwietnia 2011

"Detektyw i panny" z Włóczykijki

Gdyby nie Włóczykijka, nie sięgnęłabym po te książkę. Ani w księgarni ani w bibliotece..
Bo? Bo nie i już ;)
Ale tak serio to dlatego nie, ponieważ okładka mnie nie zainteresowała. Zaglądając do środka książki – za małe literki i jakoś tak bez przekonania na tę książkę patrzyłam i patrzę nadal. No i jeszcze jedna sprawa. Dlaczego rzecz dzieje się w NRD nie w PRL, skoro autorka jest Polką? Pytań mam mnóstwo.
Zastanawiam się też, dlaczego pierwsza część książki nosi tytuł „chiński kurczak”? Pewnie cos przeoczyłam. No ale od początku.
Pierwsze strony książki czytałam, żeby czytać bo to książka z „Włóczykijki”. Przecież przeczytać muszę a potem recenzję napisać. No więc czytałam dzielnie dalej. No i wciągnęła mnie książka. Do tego stopnia, że gdy nie czytałam, myślałam o tym, żeby znaleźć chwilę na książkę. Jak już znalazłam to pierwsza część książki była za mną. Tu się na chwilę zatrzymam. O ile ta część – wstęp i rozwinięcie było ok. to zakończenie dla mnie było za szybkie. Miałam wrażenie, że autorka trochę po łebkach napisała zakończenie. Za szybko wszystko się skończyło. Tak, jakby to było streszczenie zakończenia. Zresztą ciekawa jestem Waszych opini.
Druga część książki to już nowa historia choć w tym samym mieście, ten sam detektyw, również kilku tych samych bohaterów. Dla mnie nie była już ta część taka interesująca jak pierwsza. Zakończenie zaskoczeniem, nie spodziewałam się rozwiązania kryminalnej zagadki. Myśląc tokiem myślenia detektywa, byłam przekonana, że już wiem kto maczał palce w zabójstwie a tu zonk. Szukamy dalej.
Dobrnęłam do końca. Zmęczyłam lekturę, znaczy się chciałam napisać. Wracając do początku mojej recenzji, nie kupiłabym tej książki, nie wypożyczyłabym jej z biblioteki.


Za książkę dziękuje "włóczykijce" bo stamtąd książka pochodzi.

Czekam na następną pozycjię choć nie wiem czego się spodziewać. A póki co czytam "Wykolejony" Jamesa Siegela. Zapowiada się obiecująco...

piątek, 15 kwietnia 2011

Z książką na majówkę

Dotarła do mnie przesyłka kilka dni temu ale nie miałam czasu zaprezentować niespodzianki.


To marta musiała dla mnie coś wybrać. Dziękuję i od razu przepraszam. Przepraszam, że nie ma na zdjęciu więcej herbaty którą wysłałaś i nie ma słodkości. To mój pan mąż pożarł słodkości a ja wypiłam herbatę. Herbacie, podobnie jak książkom, nie potrafię się oprzeć. A zakładka nie musiała być z kwiatkami. Jajeczka są bardzo ładne i zakładka już w drugiej książce siedzi :)
Pomysł z zakładką bardzo fajny - prosty a jednak nie wpadłam na takowy. Eh głowa, głowa...

Moja przesyłka książkowa wysłana do Izy Nie wiem czy dostała bo narazie cisza. Więc nie będę pokazywała co jej wysłałam. Sama niech zaprezentuje. Mam nadzieję, że nie wybrałam najgorzej.

Ja czytam obecnie "Detektyw i panny" Magdy Lewańskiej a zabrać się za tę pozycję nie mogłam. Oj, nie mogłam.
Dlaczego to dowiecie się za kilka dni, jak recenzję naskrobię.

Dzisiaj z córką jeździłam wozem pół dnia. Pół bo połowę z drugiej połowy spała, jadła, bawiła się w domu, ja gotowałam obiad, byłam za zakupach, ogarnęłam łazienkę i czytałam.
Nawet nie wiecie jak żałuję, że miałam lenia do książek jak byłam w ciąży. Owszem, przeczytałam kilka ale to nie było to co ja lubię. U mnie musi być książka po książce. A tu wiosna, dni coraz ładniejsze, dłuższe. Aż szkoda na czytanie takie dni marnować. Marnować? Żartowałam z tym marnowaniem.
Ale brakuje mi czasu na czytanie. Jak mam chwilkę to i tak zawsze jakąś robotę sobie znajdę. Wczoraj już miałam iść poczytać bo Emilka spała ale zaputałam taty, czy mi pomóc? No i powiedział, że jak nie mam nić do roboty w domu to, że chętnie. I tak godzinka w plecy z czytaniem.

Ale zaraz zamykam laptopa, herbatka w szklaneczce, poduszki za pleckami, nogi na łóżko i nie ma mnie. Nie ma...

środa, 13 kwietnia 2011

Stosik i imię z literek

Dzisiaj pokażę Wam pierwszy stosik. Nigdy na książki "do przeczytania" nie patrzyłam pod kątem stosików. A gdybym miała tak paterzeć to książki, które przybywają do mojego domu z prędkością światła, co chwila sięgałyby do sufitu. W koszyczku wiklinowym leżą książki, do których też muszę się zabrać ale jakoś te na stole leżąće mają pierszeństwo.
No więc oto mój stosik:
Od dołu lecąc:
-"Kufer babki Alicji" Danuta Noszczyńska (przeczytana z biblioteki)
- "Wykolejony" James Siegel (z biblioteki)
- "Dziewczęta z Szanghaju" Lisa See (z biblioteki)
- "Ulica marzeń" Lisa Jewell (z Matrsa za 4,90zł)
- "Villa Mirabella" Peter Pezzelli (z Empiku)
- "Kochaj i tańcz" Manula Kalicka (z Matrasa z 3zł)
- "Detektyw i panny" Magdalena Lewańska (Włóczykijka)

No właśnie. Z biblioteki bo u siebie nareszcie do biblioteki się zapisałam. Jest to o tyle dziwne, że owszem, do biblioteki należałam ale w starym miejscu zameldowania. W poniedziałek nareszcie poszłam do tutejszej i oto jestem czytelniczką tutejszej biblioteki.
W Matrasie bywałam ale nie wiedziałam, że tam mają takie "kosmiczne" ceny: 3zł, 4,90zł... Zdarza mi się kupować książki po 9,90zł ale po 3zł albo 4,90zł to nie. Zawsze musi być ten pierwszy raz.
W Empiku jak jestem to zawsze z książką wyjść muszę więc zbędny komentarz.


Książka dotarła do mnie od Tajemnicy. Dziękuję. Na zdjęciu nie ma słodkości bo zostały pożarte przez mojego męża... A mówią, że to kobiety kochają słodkie...

No i z Włóczykijki dotarła do mnie druga pozycja "Detektyw i panny" Magdy Lewańskiej. Mam mieszane uczucia co do tej książki ale to się okaże w trakcie czytania. Właśnie dzisiaj się z nią zmierzę.

Nareszcie przyczepiłam z mężem literki nad łóżeczkiem małej. Literki już dobry miesiąc na to czekały aż się doczekały. Ich miejsce jest tymczasowe dopóki Emilka nie będzie miała swojego pokoju. Ponieważ w nocy się budzi i przytula się do piersi to śpi z nami w sypialni. Ale literki wiszą i cieszą moje oko


Zdjęcie zrobione jest przez szyjącą te literki czyli domową pracownię


A to już moje szczęście śpiące w naszym łóżku w ciągu dnia


Przede mną bielenie mebli sosnowych. Mam witrynę z szybkami, kwie duże komody i stół. Do tego muszę załatwić (kupić, zdobyć) pokrowce na krzesła i krzesła do stołu.
Przyznam, żeb Wasze blogi o urządzaniu są dla mnie inspiracją i trochę od Was ściągam pomysły.

niedziela, 10 kwietnia 2011

Po lekturze "Sosnowego dziedzictwa" Marii Ulatowskiej

z akcji Włóczykijka Dziękuję za możliwość przeczytania i uczestniczenia w akcji.



Tak jak napisał Bujaczek, bałam się, że po przeczytaniu kilku stron książki, odłożę ją na półkę a raczej odeślę dalej. I tu byłby problem bo jak napisać recenzję książki, której się nie przeczytało?
Przyznam, że z tą recenzją i tak miałam (mam) kłopot.
Książka przeczytana bez problemu czy odkładania na później. Gdyby nie małe dziecko w domu, przeczytałabym ją za jednym razem. A tak czytanie podzielone na trzy razy. Czyta się ją szybko i lekko. Nie będę opowiadała o czym jest lektura.

Pierwsze strony to moja radość bo najpierw siedziałam na tarasie dworku wśród drzew, pachniała trawa, śpiewały ptaki. Poznałam fajnych ludzi, poznałam swoją rodzinę, swoją historię, poznałam swoją miłość (?) Zaskoczyła mnie pana Malinka, pan Dionizy.Czułam wiatr i słońce. Czułam w okolicy jezioro. Nareszcie miałam psa. Ba! Miałam też corollke. Fotografowałam wszystko i wszystkich bo fotografia to moje drugie ja. Później miałam od cholery na głowie bo remont mi się zgotował. Ale co tam! Jedząc śniadania na balkonie swojej nowej chaciendy byłam w stanie wiele znieść. Na szczęście jakoś los mi sprzyjał i wszystko pomyślnie się układało. Ludzie mili, uczynni i bezinteresowni. Pogoda idealna (ani razu deszczyku), samochód się nie psuł, choroby nie dopadały, złodzieje chyba nie wiedzieli o moim istnieniu…
A potem… Potem się ocknęłam i zorientowałam, że to koniec. A raczej dalszy ciąg historii, która ukaże się w maju bieżącego roku. I czekam z niecierpliwością bo lubię książki, które czyta się szybko i przyjemnie. To nic, że wszystko takie idealne i nie ma zaskoczenia. Nie szkodzi, że nie ma nagłych zwrotów akcji a już na szczęście, że krew nie leje się strumieniami. To nie jest romans a raczej opowiadanie napisane potocznym językiem.
I jedno co mnie w trakcie czytania martwiło i na co, co kilka stron zwracałam uwagę. Patrzyłam ile jeszcze mi stron zostało do końca miłego czytania… Bo nie lubię cienkich książek jak mi się dobrze czyta…
Przyznam się Wam. Tak naprawdę od razu zwróciłam uwagę, że będzie ciąg dalszy bo uwielbiam na dzień dobry wiedzieć, że będzie kontynuacja. Wtedy czytam i wiem, że będzie więcej

Czy przeczytać? Sami zdecydujcie.

A teraz czekam na następną pozycję polskiego autora z Włóczykijki. Przede mną "Detektyw i panny" Magldaleny Lewańskiej.

Książka z akcji Włóczykija przekazana przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka

piątek, 8 kwietnia 2011

Marzenia się spełniają

Oj tak :) Odkąd oglądam Wasze cudeńka to ja też zapragnęłam kilka mieć w domu. A że dwie lewe rączki do szycia i nawet guzika prosto przyszyć nie potrafię, Romantyczna kobieta mi pomogła :) Tkanina moja ale robota jej. Romantyczna kobieto bardzo Cię dziękuję bo jestem zachwycona. Za każdym razem jak patrzę na Twoje cudeńka u mnie w domu to mi się mordka uśmiecha. A obok woreczka z lawendą obojętnie przejść nie mogę więc wącham za każdym razem jakżem w sypialni jest.
Już Wam pokazuję te cudeńka:




i jeszcze serduszko na szydełku zrobione teraz wisi sobie na lampce w sypialni. Lampka miała ciemno czerwony (burdelowy) abażur ale został zmieniony na ecru. Jeszcze tylko muszę trzon lampki bielą potraktować i lampka elegancka :)

To tyle z mojego chwalenia. Jeśli zaś chodzi o tkaninę, z której mam podusie i inne duperelki, to będę ją kupowała teraz na zasłony i większą ilość woreczków z lawendę i nie tylko. Jeśli komuś tkanina przypadła do gustu dajcie znać. Kupię większą ilość.

A poniżej jeszcze kilka fotek ze spaceru z moją córcią w jej nowym wozie :) Ależ ona ma z tego uciechę. A ludzie jak ją widzą w wozie to śmieją się jeszcze bardziej. Ja zresztą też się uśmiecham bo jakże nie?


środa, 6 kwietnia 2011

Wóz drabiniasty i inne niespodzianki

O co chodzi z wozem?

Niespodziewajka to prezent od dziadka dla wnuczki. Moja córcia dostała taki oto prezent: wóz drabiniasty właśnie :)

Dostałam prezent od Palmette

Z książki już zrobiłam użytek bo tekst wpisałam na kartkę dla kogoś mi bliskiego. Nie, nie dla męża :) Dla kogo? Snujcie domysły... A biżu będzie dodatkiem do mojego brązowego, ażurowego swetra. Dziękuję Palmette :)

A teraz na stole czeka na mnie to:
Książka z Akcji Włóczykijka

Więc wieszam na klamce napis: NIE PRZESZKADZAĆ i zaszywam się w "Sosnowym dziedzictwie"...

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

96 końców świata - 10 kwietnia 2010

Jak już się chwaliłam, wylosowałam książkę na dobry początek swojego blogowania. Szczęście mi dopisało. Dzisiaj książka dotarła do mnie.
Zdjęcie pochodzi z bloga http://zakurzonapolka.blogspot.com


Wracająz ze spaceru z córką przeczytałam pierwsze 3 strony.
I przyznam, że wciągnęła mnie lektura.
Tak, jak po 10 kwietnia miałam (i mam do dzisiaj) dosyć szumu wokół tragedii, wzjemnych oskarżeń, obelg, zrzucania winy, wymyślania teorii spiskowych, stawiania pomników na każdym kroku śp. Kaczyńskim, nadawania imienia Lecha Kaczyńskiego każdej nowej budowie, ulicy czy skwerowi, tak lektura od pierwszej strony budzi emocje.

I zmykam już czytać bo lada dzień dotrze do mnie "Sosnowe dziedzictwo" Marii Ulatowskiej z akcji Włóczykijka i będę miała lekturę na najbliższe kilka nocy :)
A recenzję 96 końców świata przekażę po lekturze. I zoragnizuję wędrującą książkę więc bądźcie czuje. Ale to za jakiś czas bo do lektury ustawiło się już pół rodziny :)

Aha. I przypadkiem znalazłam bloga koleżanki ze starej pracy. Zapraszam do jej odwiedzenia. Bardzo pozytywnie zakręcona dziewczyna z niej :)

niedziela, 3 kwietnia 2011

Gorszy dzień i CANDY

Nie jestem przesądna i bardzo lubię 13 dzień miesiąca a zwłaszcza jak wypada w piątek. Serio.
Ale dzisiaj nie jest 13 -tego w piątek. Rzadko mam takie dni jak dzisiaj. Raz na rok. I dzisiaj ten dzień właśnie jest.
Pojechałam rano na Olimie poszperać w starociach. A że mam kawałek to samochodem pojechałam. Mała w domu została ze swoim ojcem więc chciałam też szybko wrócić.
Jak zawsze na Olimpi nie ma gdzie zaparkować. Szukałam, szukałam i szukałam. Już miałam wracać ale zauważyłam wolne miejsce. Zadowolona zaparkowałam i poszłam. Wracając już widziałam migające na niebiesko światła. Straż Miejska... Eh. No i dostałam mandat 200zł bo zaparkowałam w miejscu z zakazem i to na chodniku nie zostawiając 1,5 metra wolnego chodnika dla pieszych. Eh
A wcześniej szukając miejsca do zaparkowania i cofając uderzyłam zderzakiem w słupek, którego nie widziałam.
To jest ta gorsza wiadomość. Mąż jeszcze nie wie bo się nie przyznałam. A jak coś będzie mówił to się wyprę. Przecież to on codziennie samochodem jeździ...

A dobra dla Was jest taka, że będą cukierki. CANDY ogłaszam wszem i wobec. Sama szukam u Was cukierków i nawet mam szczęście więc trzeba się odwdzięczyć i Wam rozdać cukierki.
A nie będzie to jeden cukierek. Obdaruję kilka z Was. Ile - to się okaże. Będzie niespodzianka. Dwa cukierki: po jednym dla każdej szczęśćiary. Jeden cukierek - niespodzianka dla obserwujących.

A CANDY wygląda tak:

albo takie CANDY

Wybór należy do Was. Króliczka tildowa jest przeze mnie nabyta w drodze kupna. Ja mam dwie lewe ręce do szycia :) Drugi cukierek to książka z koszyka, którą dla Ciebie wybiorę. Zdecydujcie w komentarzu, które CANDY chcecie. Losuję dwie osoby.
A dla obserwującej blogerki albo podglądaczki będzie CANDY niespodzianka. Ja już wiem jaka :) A WY możecie się domyślać.

A zasady CANDY tradycyjne:
- umieść baner w pasku bocznym swojego bloga,
- jeśli nie posiadasz bloga podaj w komentarzu swój email,
- w komentarzu napisz który cukierek chcesz mieć u siebie :)

Losowanie zrobię w Dzień Matki czyli 26 maja


A koszyczek na zdjęciu to mój nowy zakup. Nabyłam go w IKEI - mój ulubiony sklep, z myślą o książkach. Te, które chcę przeczytać w niedługim czasie zawsze mi się walają bo pokojach. A teraz są w jednym miejscu i wiem ile mam do czytania chociaż :) A uwielbiam czytać, uwielbiam!

Zastanawiam się od jakiegoś czasu, dlaczego skandynawskie blogi o wnętrzach, urządzaniu domów cieszą się takim powodzeniem? Chociaż nie. Moje pytanie brzmi, dlaczego skandynawskie blogi są takie fajne i te mieszkania cudnie urządzone. Wszystko do siebie tak pasuje. Ja też takie mieszkanie poproszę :)

A teraz wybierajcie cukierki i wpisujcie się, wpisujcie.