Zaskoczyłam Was? Ten, kto mnie zna, zaskoczony nie jest.
Mąż mój "szanowny" jest kierowcą ciężarówki. Taka to praca, że nie ma normowanych godzin i można zapomnieć o odbębnieniu ośmiu godzin i do domu. Mój mąż zapier...a hmmm po kilkanaście godzin dziennie, na noce w domu go nie ma bo mu się nie opłaca wracać i szkoda czasu na powrót gdy można położyć się spać. Szef wie, że mój chłop ma w domu dziecko, które nie skończyło czterech lat. Teoretycznie więc nie powinien jeździć poza miejsce zamieszkania i pracować więcej niż osiem godzin na dobę. A że mój chłop głupi to zapier...a jak dziki osioł. Prędzej garba się dorobi niż pieniędzy. Zresztą taki ma charakter, że ile by nie zarobił to mało. Bo chciałby mieć na codzienne życie rodzinne czyli rachunki, jedzenie, wydatki związane z dzieckiem, benzynę. Dochodzą oczywiście nie planowane wydatki typu mechanik samochodowy, jakaś impreza. Dochodzi żłobek. Chciałby równocześnie dobrze zjeść, w weekend wypić piwo (z tym go gonię jak pies sukę), kupić sobie markowe ubranie, gdzieś wyjść co jakiś czas. No i oczywiście odłożyć na konto pieniądze... A ja mówię, albo rybki albo akwarium bo inaczej się nie da.
Ja od października wróciłam do pracy. Ale zanim zarobię konkretne pieniądze wynikające z premii za osiągnięte wyniki to minie kilka miesięcy. Teraz do połowy listopada masz szkolenie więc tylko podstawę pensji mi wypłacą. Wyniki zacznę robić od połowy listopada. Premię wypłacą mi po dwóch miesiącach licząc od miesiąca, kiedy te wyniki zrobiłam. Więc dopiero końcem stycznia dostanę pensję z wynikami.
Praktycznie więc moja pensja w całości pójdzie na żłobek dla Emilki. A że Emilka wciąż kaszle i do żłobka nie chodzi... No właśnie. Na szczęście z Emilką siedzi teraz w domu moja mama. Inaczej musiała bym znowu pójść na L4 więc pensja mniejsza o 20%...
Wracając do tematu. Mam ochotę się rozwieść. Coraz częściej mam taką ochotę. Spytacie czemu? Bo mam męża z chorymi rękami. W tygodniu w domu go nie ma bo przecież "ciężko" pracuje i mało śpi. Jak przychodzi weekend to on jest zmęczony po tygodniu pracy i odpocząć musi. I odpoczywa. Przed komputerem, przed telewizorem, przed talerzem z jedzeniem albo w sraczu.
Weźmie dziecko na minutę na ręce po czym oddaje mi je ze słowami: "weź ją bo jest ciężka". Powiem Wam, że Emilka waży 8,5 kg więc jest drobniutka.
Oczywiście jego mamusia ciągle go broni... Jak się wkur... to któregoś weekendy wyjdę z domu rano i wrócę wieczorem. Nie zostawię kartki, nie wezmę ze sobą telefonu. A on zostanie w domu z dzieckiem i bez jedzenia bo ja mu nie ugotuję... I niech się martwi i niech sobie radzi. Nawet się nie wysra spokojnie bo Emilka nie chce ostatnio sama zostawać i ciągle się domaga zainteresowania.
Mogła bym Wam tu jeszcze trochę rzeczy napisać ale nie chcę pisać zbyt dużo. Bo to i tak nie zmieni stanu rzeczy. Ja sama muszę to zmienić... A jestem tego coraz bliższa...
Określę mojego męża jednym słowem. Leń. Mamusia go tak wychowała a ja już tego nie zmienię. Eh
Czy macie jeszcze jakieś pytania?
za mało się znamy żeby radzić ...
OdpowiedzUsuńwspieram Cię w Twoich przemyśleniach jedynie wirtualnie, tylko Ty wiesz co dla Ciebie i Emilki najlepsze;
buziaki
Niestety, proza życia codziennego zabija..
OdpowiedzUsuńTo, że mężczyźni z natury są leniwi to wiadomo, nie mówię,że wszyscy jak widać Tobie taki egzemplarz się trafił..wyjątkowo:P
Życzę Ci dużo siły:) a mężowi zaangażowania w życie rodzinne;)! O:)
Oj, na tego typu post i wątpliwości nie wiadomo co odpisać, ani co poradzić... Pozostaje jedynie życzyć wytrwałości w walce o swoje i Emilki szczęście (czy miałoby to być w małżeństwie czy poza nim)! Powodzenia:)
OdpowiedzUsuńTo jest trudna decyzja ,człowiek się miota i jest w ciągłej rozterce.Ja póki dotarłam się z mężem minęło wiele lat.Mąż zmienił się o 180 stopni ale ciężko było.Dwa razy sprawa wylądowała w sądzie.Mąż walczył o nas(nie spodziewałam się tego) jak lew i nie zgadzał się na rozwód.A że dzieci były małe to i sąd się nie zgadzał.Przeszłam gehennę ale wszystko się wyrównało.Mąż miał dwie lewe ręce a teraz robi wszystko aż "furczy". Trudno cokolwiek komuś doradzać, do pewnych wniosków trzeba dojść samemu.Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMoże po prostu powiedz mu wprost co myślisz o jego przepracowywaniu się? Najgorsze, że mój przyszły mąż marzy o tym, by jeździć na TIR-ach. Mnie to średnio pasuje, bo nie chce, by rzadko bywał w domu. Nawet zapisał się w tym tygodniu na prawo jazdy kat. C+E...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Sol
PS. Zauważyłam, że ostatnio blogger szwankuje, tzn. gdy ktoś ma mój blog w linkach na stronie, to nie aktualizują mu się tam moje wpisy (widać link do jakiegoś starego, a nowe się nie pojawiają). Na moim blogu również wyświetlają się nieaktualne wpisy niektórych osób na liście linków. Czy Ty też zaobserwowałaś coś takiego? Pytam, kogo się da, bo chcę wiedzieć, ile osób zauważyło lub ma podobny problem i czy da się z tym coś zrobić.
Radzić nie będę, bo kim ja jestem aby wydawać osądy nie znając dokładnie sprawy. Uważam tylko iż powinnaś postawić sprawę na ostrzu noża i albo rezygnuje z pracy na rzecz innej, ale chwilowa separacja, która powoli się wam może zdystansować do problemu i ujrzycie jakieś rozwiązanie dobre dla obu stron.
OdpowiedzUsuńNic innego nie jestem w stanie ci poradzić, tylko życzę dużo siły i energii aby znieść ten ciężki czas.
Vivi, każda z nas ma czasami ochotę się rozwieść lub wywalić męża przez zamknięte okno. Doradzać nie będę, ale wiem, że łatwo nie jest. Bo i nikt nie obiecywał, że łatwo i pięknie będzie ;) Trzymam kciuki, a Ty - głowa do góry i znajdź jak najlepsze rozwiązanie.
OdpowiedzUsuńVivi dopiero co zakończył się mój kryzys z chłopem (jesteśmy razem 7 lat, ale nie jesteśmy małżeństwem). Byłam przekonana, że to koniec - po kłótni atmosfera była wisielcza, mieliśmy dłuuuuuuugo ciche dni, aż w pewnym momencie przestało mi zależeć. On nie odpuszczał i dzięki jego wytrwałości jakoś sobie z tym poradziliśmy. Teraz patrzę na to z innej perspektywy i widzę to zupełnie inaczej.
OdpowiedzUsuńNie ukrywam, że na "uleczenie" naszego związku miały też wpływ dwie informacje od koleżanek - jednej mąż miał zawał w wieku 40 lat i teraz walczą o każdą minutę, a u drugiej, która miesiąc temu urodziła córeczkę okazało się, że dziecko ma bardzo rzadką chorobę genetyczną...
Chyba uświadomiłam sobie, że są rzeczy ważniejsze... i czasem warto odpuścić pewne rzeczy na rzecz tych wyższych. Poza tym decydując się na związek z daną osobą akceptujemy ją taką jaka jest z wszystkimi wadami zaletami...
Nie mam pytań... Też czasami mam ochotę się rozwieść. Długo by tłumaczyć, dlaczego. Po prostu, jak tu już ktoś kilka komentarzy przede mną napisał: "proza życia zabija".
OdpowiedzUsuńMoże po prostu porozmawiaj z nim o tym, co czujesz? (choć jak znam życie - i facetów - to pewnie już rozmawiałaś, a on kompletnie nie potrafił pojąć, o co Ty masz pretensje...).
Trzymaj się...
Pozdrawiam
Skoro pytasz czy mamy pytania...
OdpowiedzUsuńCo odpowiedzieć mężczyźnie, który po przeczytaniu tego posta o Twoim mężu mówi: "Kurdę, mój idol!"?! :)))
Ściskam.
Kasia
No jak to, co? "Dzisiaj śpisz w garażu!" ;)
OdpowiedzUsuńOj..nie jesteś osamotniona w tych rozważaniach! Nie raz , nie dwa mam ochotę trzasnąć drzwiami i wypiąć się na to wszystko!
OdpowiedzUsuńAle chciałabym bardzo podziękować ci za kartkę urodzinową i życzenia.Serdecznie pozdrawiam!
chyba każda z nas czasem ma takie myśli, o rozwodzie, ale wiesz co? na pewno nie uciekniesz bez wieści na cały dzień bo byś osiwiała ze zmartwienia o Emilkę, nie uciekaj więc tylko oficjalnie spakuj się i wyjedź na dzień, dwa;)odpocząć i dać się mężowi sprawdzić
OdpowiedzUsuńproblemy są chyba zawsze... współczuję... ale jednocześnie wierzę, że jest szansa aby to wszystko naprawić:) są chwile piękne sa tez i te trudno od nas tylko zalezy co zrobimy jaką decyzje podejmiemy... moim zdaniem o małżeństwo należy walczyć... rozmawiać...
OdpowiedzUsuńpowodzenia i sił dużo życzę! :)
będzie dobrze:)
też czasami mam na to ochotę. choć z innego powodu niz Ty. R. pracowity i ojcem jest absolutnie wspaniałym i w pełni zaangażowanym. i to jest dla mnie najwazniejsze. gdyby jego kontakty z dzieckiem polegały na tym, na czym u Twojego męża - no cóż,tez bym myslała o rozwodzie... inna sprawa, że może faktycznie mu to ułatwiasz. mniej rób i zmuszaj go do większego zaangażowania, żeby nie miał wyjscia.
OdpowiedzUsuńhmm...ja mam pytanie - może zabrzmi zawadiadzko, ale co tam - dlaczego za niego wyszłaś? (nie wiedziałaś, że leń?)
OdpowiedzUsuńmam w domu to samo:P
OdpowiedzUsuńtez kierowca
takze wiem o czym piszesz
Może zamieńcie się rolami ?
OdpowiedzUsuńBył kiedyś taki amerykański serial.
Dało to dużo do myślenia obu stronom.
Witam w klubie wkurzonych na swoich mężczyzn kobiet. Ja z lenistwem i ignorowaniem tego, że ma rodzinę walczyłam okropnie długo. A podstawiony pod ścianą zgodził się na terapię małżeńską. Dopiero kilka spotkań za nami i niewiele jeszcze efektów widać, ale już niewielka zmiana to duży plus. Może więc uda się nam przejść przez to i pozostać razem? I Tobie życzę tego samego. A może i Wy pomyślcie po pomocy kogoś, kto się na tym zna. Mojemu połówkowi wystarczył fakt, że to, o czym ja truję mu od miesięcy, powiedział do niego ktoś obcy. Niełatwo przejść nad tym do porządku dziennego.
OdpowiedzUsuńTak czy inaczej, trzymam za Ciebie kciuki.