czwartek, 7 czerwca 2012

„Amore i amaretti. Opowieści o miłości i jedzeniu w Toskanii” czyli Torta della nonna.


"Toskania to kraina czarów. Chodzi o czar powabnego krajobrazu, szacownych zabytków i pełnych temperamentu ludzi. Cywilizacja rozwija się tu od czasów antycznych, ale najwspanialsze zabytki Florencji, Sieny czy Pizy pochodzą z czasów Renesansu. Mimo tylu lat intensywnego rozwoju człowiek nie zepsuł cudownego, naturalnego pejzażu tej ziemi, pełnego malowniczych pagórków. Wzbogacił go tylko o doskonale komponujące się z krajobrazem winnice. Bo wino (Chianti!!!) to również symbol krainy. Podobnie jak smakowite potrawy kuchni włoskiej. Wiele przepisów na tradycyjne dania włoskie i typowo toskańskie znajdziecie Państwo na kartach publikacji. Toskania od wieków jest celem pielgrzymek zakochanych w niej podróżników. Oczarowała także autorkę tej książki. A tytułowe amaretti to urocza gra słów. Chodzi zarówno o miłostki, jak też typowe toskańskie ciasteczka."






Po raz pierwszy miałam okazję i chęć przeczytać książkę, gdzie główną rolę gra jedzenie. I nie myślę tu o książce kucharskiej. Na szczęście, gdy zaczęłam czytać „Amore i amaretti …” byłam najedzona bo inaczej wygryzłabym literki z kartek.
Zresztą sami zobaczcie. Na jednej tylko stronie autorka pisze o pappardelle – szerokie, nierówne paski makarony, które podaje się z sosem z zająca, o podłużnych pomidorach przyprawionych zieloną oliwą i świeżą bazylią. Są też grube kawałki
białej mozarelli, plasterki wołowiny marynowanej w oliwie. Potem rucola, grzybki marynowane w sosie cytrynowym i czosnku, plasterki papryki skąpane w oliwie, czosnku i pietruszce, plasterki panacetty. Makaron z sosem pełnym mięsa a po przerwie kamienny rondel z duszonymi bażantami, pachnącymi czerwonym winem i ziołami. Na stole jest też boćwina w czosnku, małe, przypieczone kawałeczki ziemniaków z rozmarynem i solą oraz sałata Vincenza
w oliwie. Na koniec krąg dojrzałego sera ricotta i soczyste gruszki. To menu kojarzy mi się
z wystawnym przyjęciem weselnym albo elegancką kolacją. A to normalne, codzienne jedzenie Włochów.

O czym jest więc książka?
Rzecz się dzieje na przestrzeni lat 1982 – 2004 a cała książka podzielona jest na trzy części. 
Główna bohaterka, Australijka przyjechała do Włoch jako słuchaczka Instytutu Michała Anioła  aby poznać język i kulturę Włoch. Znajduje pracę w jednej z włoskich restauracji
a raczej trattorii a następnie uczy się gotować w restauracji swojego faceta Gianfranca. Życie wydaje się być bajką. Australijka jest szczęśliwa. Poznaje rodzinę Gianfranca, życie i kulturę Włochów, poznaje smaki i zapachy, których nie poznała w Australii. Ale idylla nie trwa długo. Jej mężczyzna, jak to Włoch, jest zazdrosny i w każdym mężczyźnie spostrzega potencjalnego kochanka swojej dziewczyny. Dodatkowo Gianfranco coraz częściej wybiera towarzystwo innych mężczyzn, whisky i karty. Związek się sypie co ma znaczący wpływ na samopoczucie i poczucie własnej wartości Australijki. Dochodzi ona do wniosku, że jest od Gianfranco uzależniona, potulna i uległa. Po każdym dniu analizuje swoje zachowanie czy nie uraziła czymś Włocha albo go nie rozczarowała. Jej życie zostało podporządkowane Gianfranco. Nawet fryzurę zmieniła, żeby pasować do fryzury swojego partnera.
Po rozstaniu z Gianfranco znajduje pracę w innej restauracji jako asystentka kelnera. I tak jej życie toczy się od restauracji do restauracji, od faceta do faceta. Po drodze spotyka ją jeszcze kilka życiowych niespodzianek. Veeky, tak ma na imię główna bohaterka, szuka swojej życiowej drogi. Szuka miejsca, gdzie może na stałe osiąść i wieść szczęśliwe życie. Po drodze spotyka wielu ludzi, spotyka się z kilkoma mężczyznami, uczy się życia i gotowania. Ale czy znajdzie szczęście i miłość w Toskanii? 

Jak napisana jest książka?
Książka jest tak napisana, iż miałam wrażenie, że czytam pamiętnik. Napisana w pierwszej osobie sprawia, że słuchasz opowieści siedząc naprzeciw opowiadającego. A teraz spójrz na okładkę. Widzisz stolik i krzesła? A wszystko skąpane w popołudniowym słońcu w cieniu
i chłodzie włoskich budynków gdzieś w wąskiej uliczce. Wyobraź sobie, że przy tym stoliku siedzisz Ty z przyjaciółmi. Na stole stoi butelka dobrego, włoskiego wina a za chwilkę kelner (może Gianfranco właśnie) przyniesie Wam talerze wypełnione świeżymi warzywami, ziołami, pachnące bazylią, oliwą i pomidorami. Do tego gwar dochodzący z sąsiednich stolików,
i szum strumienia, który niedaleko leniwie płynie.  Chcesz więcej?

Jak się czyta „Amore i amaretti…”?
W książce jest dużo opisanych miejsc, restauracji i potraw oraz zwyczajów związanych
z gotowaniem. Czytałam tę lekturę siedząc w swoim pokoju na swojej kanapie ale myślami
i wyobraźnią wędrowałam malowniczymi uliczkami Toskanii, Florencji czy Perugii. Moje zmysły wystawione były na próbę wytrzymałości. Węch ciągle czuł czosnek, zioła i świeże warzywa a język
i podniebienie szukały oliwy, tymianku, bazylii, suszonych pomidorów i wina Chianti. Na próżno niestety. Gdy będziecie siadać do czytania „Amore i amaretti…” najpierw zjedzcie coś dobrego. Coś, na co macie ochotę i zaspokójcie swój apetyt. Choć będzie Wam to trudno zrobić bo apetyt rośnie
w miarę jedzenia. Ale, ale. Na szczęście możecie poczuć się jak w Toskanii. Wystarczy po lekturze, a najlepiej  jeszcze przed, przygotować sobie kilka potraw, które autorka zamieściła na kartkach swojej książki. Najbardziej miałam ochotę na spinaci con olio aglio e peperoncino czyli szpinak
z czosnkiem i chili, penne z ricottą i szpinakiem, biscotti di prato czyli ciastka migdałowe, tiramisu all’arancia a to z kolei tiramisu w wersji z pomarańczami. A na co Wy macie ochotę?

Książkę czyta się szybko z kilku powodów. Po pierwsze napisana jest bardzo smakowitym
i soczystym językiem ale jest to język potoczny bez zbędnych ozdobników czy niepotrzebnego słownictwa włoskiego. Owszem są wyrazy obce ale od razu autorka podaje tłumaczenie. Lubię gdy tak autor podchodzi do obcych wyrazów. Nie lubię zerkać na koniec książki aby zrozumieć sens zdania. Tutaj prawie na każdej stronie napisana jest jakaś włoska sentencja, która oddaje rozpoczynającą się opowieść.  Oprócz tego autorka zawarła w książce wiele smacznych przepisów, które czytając miałam ochotę od razu wypróbować. Czytelnik ma więc kilka korzyści z tej książki. Poznaje Włochy, kulturę i  tradycje Włoch oraz ma podane bardzo dokładnie przepisy na popularne dania kuchni włoskiej.


Po lekturze „Amore i amaretti…” wiem, że gdy tylko nadarzy się okazja i będę we Włoszech nie oprę się kuchni włoskiej i skuszę się na jej specjały. Raz we Włoszech byłam i piłam pyszną kawę. Kawa była znakomita i nigdzie nie smakowała mi tak jak w Milano. Włochy mają taki klimat, że gdy tylko wysiadasz z samolotu zakochujesz się w tym kraju, krajobrazach, ludziach, smakach i zapachach. "Amore i amaretti..." sprawia, że czujesz się jakbyś siedziała w Toskanii przy stoliku w cieniu zachodzącego słońca i popijała miejscowe wino zajadając się bruschettą z pomidorami a jako zwieńczenie całego dnia zjesz doskonałe lody kawowe... To wszystko znajdziesz w książce Victorii Cosford.
Moja ocena 4/6

Amore i amaretti. Opowieści o miłości i jedzeniu w Toskanii
Victoria Cosford
Cena detaliczna: 35,00
Wydawca: Bellona
EAN 9788311122338
256 stron
oprawa miękka 


Za książkę dziękuję wydawnictwu i panu Patrykowi.
 

8 komentarzy:

  1. Zapowiada się smakowita książka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio mam wielką ochotę na książki o włoskiej tematyce, więc nie mogę przejść obok tej obojętnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pyszna,moje klimaty.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyli spięcia nie ma, nie muszę już od razu biec do księgarni ;) Ale kiedyś może nawet przeczytam, w sumie czemu nie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. O, Włochy - uwielbiam te klimaty :) Co do książki, hmm, brzmi bardzo całkowicie! Nabrałam na nią apetytu (zwłaszcza że lubię włoską kuchnię, a wszelkiego rodzaju makarony to moja miłość :)).

    OdpowiedzUsuń
  6. Zrobiłam się głodna...
    Choć na rynku wydawniczym książek z Toskanią w tle nie brakuje czytelnicy nie narzekają. Włoski klimat w połączeniu z jedzeniem i love story ciągle ma popyt :)
    Polecę Ci jeszcze "Toskańską trattorię" J. Nelson, treścią jest bardzo zbliżona do recenzowanej przez Ciebie pozycji, powinna Ci się spodobać :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Już na LC czytałam Twoją recenzję i muszę Ci powiedzieć, że bardzo mnie zaintrygowała. Jeszcze takiej książki nie czytałam, a po tę bym chętnie sięgnęła. I gdy będę miała okazję to uczynię to ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. hey:)
    JA kompletnie nieksiazkowo. Kartkowo.
    Znalazly mnie Twoje zyczenia w PEnsylwanii, bo tu mnie na te czesc roku ponioslo. Dziekuje, bardzo to mile!
    Pozdrawiam z amerykanskiej wersji Bieszczad.
    Ania
    http://moja-ameryka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Zostaw po sobie ślad. Chętnie Ciebie odwiedzę.