Ale za to niedziela,
Ale za to niedziela,
Niedziela będzie dla nas
Tak śpiewają Niebiesko czarni. Znacie tę piosenkę, prawda?
Po rodzinnej sobocie przyszedł czas na niedzielę dla nas. Dla nas czyli dla rodziny. Ja, mąż i Emilka.
O 9:00 pobudkę zrobiła Emilka gadając w łóżeczku, wyrzucając smoka (myka w naszym języku) z łóżeczka i zaczepiając nas swoim "a". Cały czas mówi "a" jak kogoś woła, coś pokazuje, coś chce itp. Wzięłam ją do łóżeczka a Emilka obudziła tatę klepiąc go malutką rączką w gołe plecy. Jak tylko otworzył oczy to szybciutko uciekła do mnie śmiejąc się na głos. Ostatnio tak się bawimy w ganianie. Gonimy ją (gonimy faktycznie albo udajemy) a ona ucieka przed nami i się śmieje. My oczywiście również się cieszymy z jej śmiechu i zabawy. Czasem się zastanawiam kto ma większą radochę? Chyba jednak my. Emilka z tatą została w łóżku a ja poszłam do łazienki na poranną toaletę. Potem zmiana - poszedł mąż a ja z Emilką baraszkowałam jeszcze w łóżku. Potem obrządek przy Emilce i śniadanko. Mąż poszedł się ogolić i doprowadzić do stanu "człowieczeństwa" a ja zajęłam się Emilką. Rolą męża w związku jest obieranie ziemniaków na obiad więc mąż poszedł czynić swą powinność. Obiad został z wczoraj więc tyle było do roboty przy obiedzie. Się umiem ustawić, co?
Na 12:00 poszliśmy tradycyjnie do kościoła. Emilka jakoś wyjątkowo nie piszczała i nie gadała po swojemu. Nawet za bardzo się nie kręciła. Czemuż to? Nie wiemy...
W kościele pod koniec mszy już się do nad tuliła i oczka się jej zamykały ale wytrwała i nie usnęła. Dzielna dziewucha!
Powrót do domu i obiadowanie rodzinne. Dziecko dzielnie dalej nie usnęło. Nawet przy jedzeniu. Po obiedzie mąż poszedł na górę położyć ją spać. I wiecie co? Prędzej on by usnął niż Emilka. Więc w samochód i wio na Stare Miasto. W samochodzie dziecko usnęło... Ale tylko na 15 minut bo gdy zajechaliśmy na miejsce i przekładałam ją do wózka obudziła się i zasnąć ponownie nie chciała. A wstała o 9 rano i zawsze około 14:00 - 15:00 spała godzinkę albo półtorej.
Po spacerze na Starówce i zjedzeniu przez Emilkę wafelka do lodów, pojechaliśmy na Stadion Narodowy bo dzisiaj był dzień otwarty.
Emilka cały czas nie spała...
W samochodzie w drodze powrotnej też nie widać było zmęczenia po dziecku. W domu byliśmy o 18:00. Pobawiła się, zjadła bananka. O 19:00 wykąpaliśmy ją i zjadła kolację. Myślałam, że zaraz po kolacji zaśnie ale co tam! Ja, naiwna matka chciałam dziecko spać położyć od razu. Jeszcze się powygłupiała z babcią i dziadkiem - zabawa w "złapię Cię, złapię". Jeszcze musieliśmy dupinę pod prysznic wsadzić bo była niespodzianka i dopiero położyłam ją spać.
Tu na Starym Mieście
a tu na Stadionie Narodowym
I tak niedziela należała do nas.
Jeszcze małe sprostowanie. Co do mego męża. Od tylko potrafi zrobić zapiekanki i obrać ziemniaki na obiad więc nie myślcie sobie, że on taki cudowny jest. Oj nie... Ostatnio zalazł mi tak za paznokcie, że do dzisiaj nie mogę go wydłubać...
Ale masz śliczną Córcię :) Fajnie poczytać, jak u kogoś minął dzień :)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka!
Śliczna ta Twoja malutka :) Baaardzo aktywny dzień!
OdpowiedzUsuńJaki udany weekend super. Miłego tygodnia. Córcia śliczna :)
OdpowiedzUsuńprześliczną masz córeczkę. Widzę, że niedziela wam się udała. Oby cały tydzień był wesoły i przyjemny.
OdpowiedzUsuńRosnie mała Pani kobic :) www.nomen--nescio.blogspot.com
OdpowiedzUsuńCoś w powietrzu musiało być, może ciśnienie dobre, bo Hrabia też cały dzień aktywny i ani minuty drzemki nie miał.
OdpowiedzUsuńPoproszę więcej takich rodzinnych opowieści :)
Nooo z tym obiadem to rzeczywiście Ci się udało ;)
OdpowiedzUsuńFajny weekend miałaś Oby więcej takich ;)
A Emilka roośnie!
OdpowiedzUsuńJest już duża i jak zwykle śliczna:)