piątek, 8 lipca 2011

"Rzeka szaleństwa" Marek P.Wiśniewski


Michał Marlowski - współczesny człowiek-nikt, jako pracownik firmy spedycyjnej bierze udział w nietypowym dla siebie przedsięwzięciu - przetransportowaniu barką ze Szczecina do Sieradza kilkudziesięciometrowej, bazaltowej rzeźby. Podczas rejsu dochodzi do serii dziwnych zdarzeń, sensu których Marlowski nie potrafi zrozumieć.
Odbiorcą ładunku okazuje się niezwykła kobieta; przedziwna Kirke, niszcząca ludzi, jednocześnie wydobywająca ich z osobistych piekieł.
To powieść o psychomanipulacji, która jednocześnie leczy, i jednocześnie patroszy ludzi, zmieniając ich w uzależnione od „Pani“ roboty. To historia romansu kobiety i młodszego od niej mężczyzny; miłości i poszukiwania swego miejsca w świecie. To w końcu opowieść o kobiecie, która chciała zmienić świat, choćby za wszelką cenę.

Opis i zdjęcie pochodzą z portalu lubimyczytac.pl

Książka przywędrowała do mnie prosto z Włóczykijki

Przyznam się Wam, że doczytałam książkę do 152 strony. Po czym stwierdziłam, że nie ma sensu czytać dalej, skoro czeka na mnie stosisko innych, ciekawszych lektur.
Rzeka szaleństwa wcale mnie nie porwała. Nie była dla mnie rzeką szaleństwa. Nie wciągnęła mnie. Wcale a wcale. Tak się mówiło będąc dzieckiem, prawda? Przynajmniej ja z siostrą tak mówiłyśmy. To była dygresja.
Denerwowało mnie ciągłe płynięcie, znajdowanie topielców, kłótnie na barce, zastanawianie się Michała po co on płynie na barce skoro jego zadaniem nie jest pilnowanie transportowanego towaru...
Owszem, autor pisze normalnym, potocznym językiem. Jak zauważyła jedna z uczestniczek Włóczykijki, potrafi wpleść niecenzuralne słownictwo, które nie jest tak rażące jak w "Teleznoweli" Rafała Skarżyckiego. Mi wulgaryzmu tutaj nie przeszkadzały.
Książka jest napisana w pierwszej osobie. Michał, główny bohater opowiada wszystko dokładnie. Przedstawia nam swoje emocje. Przypomina sobie swoje dzieciństwo, spotyka rodziców i siebie w dzieciństwie.
Męczyło mnie to wszystko. Za dużo jak dla mnie opisywanych sytuacji, otoczenia, ludzi, wspomnień.
Może jestem dziwna albo się nie znam na dobrych książkach ale ta nie jest dla mnie. Nie zaintrygowała mnie. Owszem, w dwóch czy trzech momentach na chwilę wstrzymałam oddech bo byłam ciekawa dlaczego taka sytuacja miała miejsce i co będzie dalej. Ale to tylko tyle. Jak na ponad trzysta stron to za mało.

Tym razem, przed przeczytaniem "Rzeki szaleństwa", nie sprawdziłam opisu książki i nie przeczytałam recenzji osób, które miały już w domu tę książkę. Nie chciałam w żaden sposób nastawiać się do kolejnej odsłony Włóczykijki.
Jeśli ktoś lubi przez pół książki podobne sytuacje i dużo opisów to polecam.
W przeciwnym wypadku zachęcam do lektury książki telefonicznej. Z pewnością będzie się działo...

5 komentarzy:

  1. O kurcze, mnie baaaardzo podobała się "Rzeka szaleństwa"
    Czekam z niecierpliwością na kolejną książkę Pana wiśniewskiego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja osobiście lubię narrację pierwszoosobową , jednak trochę się boję ogólnej fabuły, żebym się nie znudziła jak ty. Zastanowię się więc nad kupnem tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakoś, nawet pomimo tej negatywnej opinii nie korciłaby mnie ta książka :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie jakoś do niej nie ciągnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. miałam w planach, ale teraz chyba się zastanowię czy warto

    OdpowiedzUsuń

Zostaw po sobie ślad. Chętnie Ciebie odwiedzę.