środa, 21 września 2011

Bałagan to mało powiedziane. Pierdolnik raczej...

Przepraszam za słownictwo w tytule ale tylko takie określenie nasuwa mi się po dzisiejszej wizycie u sąsiadki. U tej sąsiadki, o której pisałam, że na podwórku jest bajzel. No więc chciałam dzisiaj napisać, że nie miałam pojęcia jak oni mają w domu. Byłam święcie przekonana, że pierdolnik to jest tylko na podwórku. Ale dzisiaj miałam przyjemność (?) być na chwilkę u nich w domu. No i poprostu aż oczom nie mogłam uwierzyć. Mają dwa pokoje, kuchnię i łazienkę i mały przedpokój z którego wchodzi się do wszystkich pomieszczeń. W przedpokoju we wnęce na podłodze leżały jakieś ubrania albo szmaty, nie wiem jak to nazwać. Buty i butelki po piwie. Butelek sztuk dwie ale robią wrażenie... Puste oczywiście bo pełne to one były jakiś czas temu. Kuchni nie miałam czasu ogarnąć wzrokiem ale zerknęłam do pokoju, w którym mają tv i śpią dorośli. Wcale nie było lepiej. Na łóżkach również jakieś szmaty, ubrania czy cokolwiek innego i wszędzie pełno wszystkiego. Nawet nie wiem czego pełno bo naprawdę byłam tam tylko kilkanaście sekund. Nie chciałam chodzić po mieszkaniu i zaglądać w kąty.
Mieszka ich tam pięcioro. Dwoje dorosłych i troje dzieci w wieku szkolnym. Pokój dzieci był zamknięty i też nie zaglądałam.
Czasem ktoś do nich z rodziny przyjdzie. W maju robili urodziny najmłodszej córki. Gdzie oni się zmieścili to nie wiem. Cz też był takie pieprznik też nie wiem. Ja wstydziłabym się do domu kogokolwiek zaprosić gdybym tak miała. Na szczęście nie mam, ufff. Najlepsze jest to, że ta sąsiadka nie pracuje zawodowo. Od czasu do czasu idzie na sprzątanie do prywatnych domów i myje okna. Zawsze wszyscy chodzą czysto ubrani. Nie można powiedzieć, że są brudni czy zaniedbani. Mam na myśli całą rodzinę a nie tylko dorosłych czy dzieci. I stąd moje przekonanie, że w domu jest normalnie porządek.

A ja się martwię, jak nie chce mi się czasem odkurzyć albo podłóg na mokro umyć dwa razy w tygodniu. Latam jak głupia ze szmatą w ręku i obcieram kurz. A do chlebak umyję, podłogę przetrę na mokro, wannę wyszoruję, lustra muszą być na błysk, uprane wszystko, uprasowane. Puste butelki na bieżąco wyrzucam. Męża ze śmieciami codziennie ganiam i mogłabym tak jeszcze dłuuugo wymieniać.
A tu patrz. Widać, człowiek sam się unieszczęśliwia i robotę sam sobie wymyśla. Zamiast usiąść na dupie jak Emilka pójdzie spać to ja latam jak dzika osa. Głupia i durna baba ze mnie. Czy ja szczęśliwsza przez to jestem? Mogłabym jak ta sąsiadka. Ugotować tylko i mieć spokój.
Oj nie. Żyć w takim pierdolniku to ja bym nie mogła. Za żadne skarby. Choćby mi miliony płacili. I jestem szczęśliwsza nawet jak do roboty będę musiała wstawać codziennie o 4 nad ranem. A potem oczy na zapałki i znowu ze szmatą będę latała jak dzika osa...

Pochwalę się Wam jeszcze. Na pasku bocznym po lewej stronie zobaczycie, czego będę szczęśliwą posiadaczką lada dzień. Udało mi się w candy. Słodki album już do mnie leci. Nie tylko album bo i karteczka jest i zapach, który zamieszka w torebce pewnie. W albumie będą zdjęcia Emilki oczywiście. Tylko mam teraz problem, bo nie wiem które zdjęcia wybrać. Ale problem, prawda?
I czekam na zamówione rzeczy do scrapbookingu. Nie wiem co z tego będzie. Nie wiem czy nie skończy się na popełnieniu jednej czy dwóch prac. Czas pokaże. Zapał jest byle nie okazał się słomianym.

Wciąż siedzę w domu z Emilką. Mały szrab ma jeszcze kaszel. Już dużo mniejszy ale jest. Do żłobka pójdzie pewnie od poniedziałku i mam nadzieję, że po dwóch dniach nie wyląduje znowu w domu ze mną. A ja odliczam już dni do października. Od poniedziałku 3 października się zacznie. Zapierdziel na dwa etaty. Zawodowy i domowy. Kierat znaczy się, kierat. Ale ja tak już mam, że im mam więcej roboty tym lepiej potrafię wszystko sobie ułożyć i ogarnąć i mam satysfakcję z tego, co d zrobienia miałam i zrobiłam. Taka głupia babska natura...

7 komentarzy:

  1. Nie mogłabym tak żyć...
    Ale Cie podziwiam. Ja niby mam tylko teraz zajęcia, a czasem zwyczajnie się nie wyrabiam... Czytam teraz po nocach lub w biegu po parę kartek...

    OdpowiedzUsuń
  2. tez nzalam taka osobe co kurzy wogole nie wycierala a sprztanie opieralo sie tylko na odkurzaniu i wytaciu stolu a w lazience syf, kila i mogila. A to nei patologia tylko normalna urzedniczka a do sprzatania ja nie ciagnelo wogole ble.
    Gartuluje wygranej i zparaszam na moje candy powitalne http://niebieskomi.blogspot.com/2011/09/candy-powitalne.html

    OdpowiedzUsuń
  3. eh...ludzie faktycznie dziwnie mają podejście do życia.. ale jak mówi moja babcia "Bozia różnych ma lokatorów". Podziwiam Cię za wytrwałość.:)

    OdpowiedzUsuń
  4. No cóż, ja z kolei nie mogę pochwalić się idealnym porządkiem w domu. Pracuję od 7:30 do 15:30 albo od 11:00 do 19:00 (plus droga do pracy i z niej). Po powrocie do domu przechwytuję półtoraroczną, hiperaktywną córkę od babci i resztę dnia poświęcam dziecku. Mój mąż w Polsce bywa od wielkiego dzwonu,raz na kilka miesięcy, więc od momentu powrotu z pracy nie mogę liczyć na niczyją pomoc. Chwilami płakać mi się chce, jak widzę ten bajzel w moim mieszkaniu, ale w okolicach godziny 20-21 już naprawdę nie mam sił na poważne sprzątanie. Ogarniam z grubsza największy syf. Zapominam o kolacji, idę pod prysznic i spać. Bo pobudka o 5 czy 6 - zależy od humoru dziecka. I też się czasami zastanawiam, co myślą o mnie moi znajomi. Czy widzą we mnie syfiarę, czy po prostu kobietę zmęczoną obowiązkami, które ledwo dźwiga?
    Zazdroszczę Wam, dziewczyny z mężami w domu, którym od czasu do czasu można zostawić dziecko pod opieką i zająć się czymś innym, jak tylko lataniem za brzdącem i ściąganiem go z krzeseł, stołu, wydzieraniem z rączek potencjalnie niebezpiecznych przedmiotów...

    OdpowiedzUsuń
  5. muszę coś dopisać. Ta moja sąsiadka ma troje dzieci w wieku szkolnym: 16, 15 i 6 lat. Dzieci są więc w ciągu dnia w szkole i potrafią się sobą zająć. Mąż jest codziennie w domu. Ona nie pracuje. Nie widzę więc powodu, żeby w domu był syf. To w nawiązaniu do komentarza Wiły. Rozumiem, że gdy w domu jest małe dziecko, pełne energii a obydwoje rodzice pracują. Ale jak się ma męża w domu na co dzień a dzieci duże?

    OdpowiedzUsuń
  6. No to zmienia postać rzeczy... To już nawet to najmłodsze dziecko jest w stanie samo po sobie posprzątać. W związku z tym - też trochę się dziwię.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Zostaw po sobie ślad. Chętnie Ciebie odwiedzę.