Od jakiegoś czasu miałam ochotę na tę książkę chyba z racji tytułu i poruszanego tematu. Kilka dni temu stałam się szczęśliwą posiadaczką książki. Po przybyciu do domu, jak tylko miałam wolną chwilkę, zaczęłam czytać.
Super okładka. Słodki dzieciak trzymany a raczej tulony przez mężczyznę. Prawdopodobnie przez tatę, no bo jakże inaczej?
"zapiski..." czyta się super szybko. Książka ma 280 stron, nie licząc podziękowań i spisu treści. Faktycznie jest napisana przez niewidomego ojca.
Czego się spodziewałam po książce? Zanim się za nią wzięłam to chciałam w niej znaleźć zmagania młodego, niedoświadczonego ojca, który dodatkowo ma utrudnione zadanie ze względu na swoją postępującą chorobę.
Spodziewałam się dużo opisanych sytuacji, gdzie tata uczy się postępowania i opiekowania się małą Tess. Bo przecież każdy młody rodzic zaczyna od zera. Tak jak główny bohater.
Co dostałam? Książka zaczyna się od momemtu rozpoczęcia starań Ryana i Tracy o dziecko. Zmiana mieszkania, lekarze, badania... Fabuła dotycząca tytułu książki zaczyna się na 130 stronie. A książka ma 280 stron... Dla mnie za daleko zaczyna się to wszystko dziać.
Ponieważ jestem młodą (jeszcze) mamą 11 miesięcznej Emilki, to mam na tyle świeże doświadczenia, że mogę się do nich odnieść w porównaniu z książką. W pamięci zostały mi opisy zmiany pieluchy Tess przez tatę i próby wychodzenia na spacer. Aha. I jeszcze zjazd młodych ojców zajmujących się na pełen etat maluszkami w domu.
Czy to dużo? Ktoś mi kiedyś powiedział na studiach, że jak po obejrzeniu filmu jestem w stanie przypomnieć sobie 4 sceny, to film był dobry. Ja nie pamiętam 4 scen z książki...
Za mało się dzieje. Za mało jest problemów związanych z ojcostwem. Nie wiem dlaczego, ale przed przeczytaniem książki, byłam przekonana, że mimo problemów Ryana powodowanych utratą wzroku, młody ojciec lepiej będzie sobie radził z córką. Nauczy się wielu rzeczy, znajdzie swoje sposoby na zmianę pieluchy czy danie smoczka. Po skończonej lekturze miałam wrażenie, że tata miał na swojej ojcowskiej drodze, same kłody pod nogami, których nie umiał przesunąć.
Dopiero gdy Tess podrosła i zaczęłam chodzić, ojciec z córką znajdują współną drogę. Tess znajduje drogę do ojca.
Z tyłu na okładce jest napisane:
"w tej wzruszającej i zabawnej autobiografi niewidomego taty zostaje odkryta tajemnica magicznej więzi łączącej rodziców i dziecko, zanim jeszcze pojawią się słowa."
Jak dla mnie nie jest to ani wzruszająca ani zabawna autobiografia. Nie ma tajemnicy magicznej więzi łączącej rodziców i dziecko. Nie w tej książce...
W takim razie jeśli nie znasz to polecam "Córka opiekuna wspomnień" ,autor: Kim Edwards.Książkę przeczytałam w 2 dni i wciągnęła mnie już na samym początku....książka o więzi, o uczuciach i...wiecej nie zdradzę:)swego czasu nr 1 na liście bestsellerów New York Timesa!
OdpowiedzUsuńA myślałam, że będzie lepsza ta książka.
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć bo książka zwraca uwagę, a opis wydawcy zachęca.
OdpowiedzUsuńdzięki za reklame ,musze ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńzgadzam się z jussi- dobrze wiedzieć:)
OdpowiedzUsuńJuz bylam gotowa zamowic ten egzemplarz... Nie wiem czy dobrze zrobilam czytajac te recenzje. Kazdy przeciez ma inna wrazliwosc. Mimo wszytsko dziekuje za wlasny punkt widzenia na "Zapiski...". Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń