poniedziałek, 27 czerwca 2011

Jak to było rok temu - historia porodu

26 czerwca Emilka skończyła roczek.
Moje największe szczęście kochane bezwarunkowa miłością...


Dzień wcześniej czyli 25 czerwca 2010 czułam skurcze. Ale pojechałam jeszcze z moją mamą do lekarza na badania. Nie mówiłam mamie, że mam skurcze bo zaczęłaby się denerwować niepotrzebnie. Skurcze były co 20 minut i były znośne.
W ciągu dnia czas między skurczami się zmniejszał a ból się nasilał. Ponieważ miałam ochotę na placki ziemniaczane to najadłam się na sztywno, bo po porodzie wiedziałam, że o plackach tylko będę mogła pomarzyć.
Wieczorem z pracy wrócił mąż. Powiedziałam, że mam skurcze coraz częściej i żeby spodziewał się nocnej pobudki. A rozmowę z mężem przeprowadziłam około 22:00
Długo nie wytrzymałam... Tuż po ółnocy obudziłam męża, żebyśmy jechali bo ból jest nie do zniesienia. Wody co prawda nie odeszły a skurcze byłt co 7 minut, ale miałam nadzieję, że w szpitalu dostanę znieczulenie i będzie lepiej.
W szpitalu Bielańskim zbadano mnie na KTG i lekarz stwierdził, że mam jakieś dziwne skurcze bo na badaniu ich nie widać... Dostałam dwa zastrzyki rozkurczające, żeby wykluczyć ewentualnie inne dolegliwości aniżeli skurcze porodowe. Zastrzyki skurczy i bólu nie wyeliminowały. Było już około godz 2 w nocy... Ponieważ w szpitalu Bielańskim nie było miejsca na porodówce, lekarka dzwoniła po wszystkich szpitalach w Warszawie i nigdzie nie było miejsca... Wiedziałam, że tak będzie. Ale najgorsze dopiero miało nadejść...
Do wyboru był szpital w Wołominie albo Nowym Dworze Mazowieckim. Jako, że nie wpadłam na pomysł wcześniej, żeby sprawdzić jakie są szpitale w okolicy i jakie w nich panują warunki, wybrałam szpital w Nowym Dworze, bo bliżej mojego miejsca zamieszkania aniżeli Wołomin.
Mąż jechał na złamanie karku a ja się prężyłam i stękałam w samochodzie, nie mogąc znaleźć sobie miejsca... Do tego doszedł jeszcze strach bo mąż jechał jak wariat, choć nie wiem zupełnie dlaczego... Przecież jeszcze nie rodziłam. To były tylko skurcze co 7 minut... Ale mężczyźni panikują więc zapierdzielał przed siebie...

Dojechaliśmy do Powiatowego Szpitala w Nowym Dworze Mazowieckim i tu niespodzianka. Szpital zamknięty na cztery spusty. Nigdzie żywego ducha, nie można się do środka dostać. Więc mąż dzwoni na 999 i mówi, że jest z rodzącą żoną pod szpitalem ale nie możemy się dostać do środka. Za chwilkę ze szpitala wyszła zaspana pani twierdząc, że ona cały czas jest na dyżurce a drzwi są otwarte... Ja w tym czasie stałam przy samochodzie. Ani siedzieć ani stać bo ból jak jasna cholera...

Jesteśmy w środku. Mąż torbę przyniósł a ja poszłam do gabinetu na badanie. Na kozetce w trakcie badania i płacząc z bólu dowiedziałam się, że u nich w szpitalu nie dają znieczulenia bo mają tylko jednego anestezjologa na cały szpital... Więc do płaczu z bólu doszedł płacz ze złości i bezsilności... Łzy leciały jedna po drugiej wielkie jak groch... Nie, to nie koniec niespodzianek. Na kozetce dowiedziałam się też, że nie mają w szpitalu ciepłej wody bo w Nowym Dworze trwają akurat prace związane z węzłem ciepłowniczym i potrwają dwa tygodnie...
Zajebiście...

Dobrze, że był prąd to czajnik na wodę i grzanie wody oraz kąpiel po porodzie w miednicy załatwiły sprawę...
Cała noc na nogach bo skurcze co 5 a potem co 3 minuty. I tylko kołdra wędrowała to na moje plecy bo mi zimno, to na łóżko bo mi gorąco... I tak cała noc... na nogach na stojąco, kucając, chodząc, trochę się kładąc. A mąż w tym czasie pomagał, przykrywał, otwierał i zamykał okno bo mi zimno i ciepło co chwilę...
Dzwonił do rodziców, żeby przywieźli czajnik bo tu ciepłej wody niet... Chodził do lekarki bo ja zaczynałam słabnąć i ciemno przed oczami mi się robiło... Sprawdzał czas między skurczami. A jak już się na dobre zaczął poród i na świat przyszła Emilka, przeciął pępowinę :)
I cały czas był przy mnie co mi bardzo pomogło w trudnych chwilach całej nocy a potem porodu...

I tak oto mamy na świecie naszą najkochańszą Emilkę.
Naszą Emileczkę calineczkę. Aniołka, najgrzeczniejszego na świecie. Który nie płacze, nie miał kolek, ma apetyt, nie choruje, ząbki rosną bez problemu i bez skutków ubocznych (czytaj: płaczu). Grzecznie śpi i spała całe nocy z przerwą na jedzonko. Teraz już nie je w nocy oczywiście. Dziecko, które kładziemy do łóżeczka, dajemy skoczka (mykusia w języku Emilki i naszym) i wychodzimy z pokoju a Emilka sama usypia.

I za to wszystko dziękujemy Panu Bogu, że nam dał Emilkę...
Bo już jedną duszyczkę straciliśmy w 2009 roku... Zawsze będziemy o niej pamiętać i ją kochać choć jej nie widzieliśmy...






Na szczęście, moja kochana córka, która miała przyjść na świat o 10:40 nie sprawiła mi zawodu i przyszła na świat szybciutko, sprawiając mi miłą niespodziankę.

9 komentarzy:

  1. podczas czytania miałam cały czas ciarki na plecach, to jest po prostu skandal, żeby w srodku Europy działy się takie rzeczy? Aż wracałam na górę notki sprawdzić, czy to na pewno napisałaś o porodzie, który odbył się rok temu a nie 25 lat! Bardzo Ci współczuję tej traumy, gratuluję wytrzymałości a małej jubilatce życzę wszelkiej pomyślności!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Klarką. Przerażające!

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoja córeczka jest prześliczna! Aż strach pomyśleć o tym co tu piszesz..
    Buziaki:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ech... Przeraziłaś mnie trochę...

    Ale było warto ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No tak, ja mam 20 lat, codziennie zmieniam zdanie - raz chcę rodzić, i to już, teraz, natychmiast, dajcie mi dziecko!, a drugiego dnia zapieram się, że nigdy nie urodzę, bo jakżesztotak, w bólach i niewygodach, fuj i okropieństwo! :D

    Nie chce mi się normalnie wierzyć, że taki burdel, przepraszam bardzo za wyrażenie, jest nadal w naszych szpitalach - na szczęście do tych cudownych miejsc jeżdżę tylko, jak mi się noga skręci za bardzo... ;/

    Emilko, wszystkiego najlepszego!!! :)))))
    Rośnij duża, zdrowa i uśmiechnięta!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszystkiego dobrego Wam obu życzę, piękne Kobiety! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Śliczna córeczka :) Dobrze że poród trwał krótko. Mnie przeraża wizja porodu. Boję się na maksa. Coraz bardziej chcę mieć dziecko, ale boję się właśnie rodzenia, bo to różnie bywa.

    OdpowiedzUsuń
  8. No ale miałaś przeżycia! Nie zazdroszczę... Ale córeczka cudna i życzę jej wszystkiego najlepszego :)

    OdpowiedzUsuń
  9. niezły szpital! śliczna dzidzia :-) powodzenia xxx

    OdpowiedzUsuń

Zostaw po sobie ślad. Chętnie Ciebie odwiedzę.